czwartek, 10 grudnia 2015

SOWA!

MEGAMOCNO WAS PRZEPRASZAM!
Nie pisałam już długo. Ciągle nie mam weny na ten rozdział, ale też nie mam szansy się na nim skupić. Co tydzień mam jakieś (średnio) dwa sprawdziany, choć w tym akurat mi się upiekło. Co się dziwić - jutro wystawienie ocen. W międzyczasie moja stara klawiatura umarła śmiercią naturalną. Postaram się nad nim jakoś głębiej pomyśleć podczas jutrzejszego niemieckiego :p Bądźcie cierpliwi - kocham was!

piątek, 30 października 2015

Rozdział 21

 Podróż mijała spokojnie. Do końca zostały dwie godziny, więc w przedziale była tylko Tenebris i Dracon. Deszcz zatrzymywał się na szybie, a krople co chwila tworzyły nowe ścieżki, którymi spływały w ciągu kilku sekund. Na parapecie leżały dwa niezjedzone ciastka dyniowe.
 Zajęli ostatni przedział, więc było tu całkiem cicho. Riddle leżała oparta o ramię swojego narzeczonego. Wreszcie miała czas, aby pomyśleć. Wcześniej rozgadane dziewczyny nie dawały jej spokoju. 
 Pamiętała jak pierwszy raz zraniły ją słowa Dracona. Było to w czwartej klasie podczas trwania Turnieju Trójmagicznego. Chłopak nie wyzywał jej zbyt często, więc raczej nie miała prawa aby się tym przejmować. Ale przejęła się i to bardzo. Postanowiła go unikać, przecież nie mogła sobie pozwolić na takie słabości. Chciała się skupić na nauce. I wychodziło jej to, ale... Zaczynało jej go brakować. Jego wyglądu, głosu, nawet zapachu. Była zła z tego powodu, przecież się nienawidzili. Ostatnie dni w sierocińcu dały jej się we znaki. Nie było go nigdzie. Nie rozumiała dlaczego aż tak bardzo pragnie jego towarzystwa, dopóki nie przyśnił jej się jednej nocy. I drugiej. I jeszcze kolejnej. Odkryła przyczynę. Była zakochana. Tak beznadziejnie zakochana w arystokracie, który patrzył na nią jak na psie gówno na trawniku. 
 A teraz? Mogła chłonąć jego zapach przy każdej najbliższej okazji. Miała prawo do słuchania jego głosu przy jakiejkolwiek rozmowie. Mogła wszytko. Czuła się tak, jakby dawno utracone skrzydła powróciły do niej. 
 Uniosła głowę i musnęła wargami policzek blondyna. Draco odwrócił się zaskoczony. Tenebris uśmiechnęła się nieśmiało i ponownie oparła się o jego ramię. Była pewna, że zrozumiał. 


Duże zamieszanie wokół nich wybuchło w Wielkiej Sali, gdy weszli do sali. Malfoy z dumą obejmował Księżniczkę Ciemności, która machała znajomym. Zanim wstał dyrektor dało się słyszeć głupawe chichoty oraz można było wyczuć setki par oczu starających się wychwycić jakieś pikantniejsze szczegóły. Sędziwy pedagog życzył im smacznego i na stołach pojawiły się potrawy i desery. Zjedli w spokoju, co jakiś czas odpowiadając na pytania o święta zadawane przez kolegów z roku. 
 Dyrektor powstał po zakończonej uczcie i przemówił:
-Mam nadzieję, że wszyscy wypoczęli w te święta! Przed wami drugi semestr i dużo nauki...
 Tenebris nie słuchała go. Jej wzrok spoczął na Harry'm, z którym działo się coś dziwnego. Dziewczyna mogła przysiąc, że jego oczy, wlepione w nią, stawały się bardziej świadome, choć kosztowało go to wiele wysiłku. 
-Pomóż mi! - krzyknął zrozpaczony i po chwili znów był omamiony. 
-Harry? - odezwała się Hermiona, wyraźnie zaniepokojona. - Wszystko w porządku?
 Uśmiechnął się nienaturalnie do koleżanki.
-Jasne! Musisz mi pomóc w nauce! - odpowiedział z entuzjazmem.
 Zdecydowanie coś tu nie pasowało. 
 Gdy usiedli przed płonącym zielonym ogniem kominkiem Riddle była pogrążona w myślach. 
-Potter nie jest sobą. - powiedziała z końcu.
-Co? -zdziwił się Draco. - O co ci chodzi?
-Podejrzewam, że Potter jest pod imperiusem. To by wyjaśniało jego zachowanie.  Wpadłam na to jak krzyknął "pomóż mi" w Wielkiej Sali. 
 Blondyn westchnął ciężko i zastanowił się przez chwilę.
-Tak, to by wyjaśniało jego zachowanie. Co zamierzasz z tym zrobić? 
-Nie wiem. - odparła zrezygnowana


 Po kilku dniach udała się na Wierzę Astronomiczną. Po dwudziestej pierwszej nikogo tu nie było. Usiadła na parapecie i wyjęła przyrządy do pisania.

Ojcze,
pragnę podzielić się z Tobą ciekawą informacją. Chodzi o Pottera. Podejrzewam, że jest on pod działaniem imperiusa rzuconego przed Dumbledore'a. Podczas kolacji próbował przełamać klątwę, ale nie udało mi się. Widziałam w jego oczach. Uważam, że prawdziwy Potter nie popiera Dumbledore'a. Rozmawiałam z nim o tym na początku roku szkolnego, choć nie dawał jasnej odpowiedzi. 
Chcę przełamać tę klątwę. Jeżeli Potter przejdzie na naszą stronę podetniemy społeczeństwu skrzydła. Proszę Cię o pomoc. Słyszałam o zaczarowanej wodzie, zmywającej każdą klątwę, w Banku Gringotta. Myślisz, że zachowa ona swoje magiczne właściwości poza tym miejscem?
Twoja córka


Ron z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej. Cienie pod jego oczami były prawie czarne i zapadły mu się policzki. Było to efektem klątwy, która dokuczała mu bardziej niż poprzednio. Nic nie jadł, prawie nie spał. Był wrakiem człowieka, żyjący w ciągłym strachu. 
 Jego stanem zdrowia bardzo interesowała się Hermiona. Swoimi obawami podzieliła się z profesor McGonagall. Rudzielec wylądował w Skrzydle Szpitalnym. Pielęgniarka oznajmiła nauczycielce, że chłopak się przepracowuje i zostawiła go na noc, podając mu Eliksir Słodkiego Snu. Jednak jego sny nie były słodkie. Klątwa nadal działała, ale nie mógł się obudzić. Rano wyglądał jak po ataku dementora. 
 W środku stycznia już się nawet nie odzywał. Wszędzie widział pająki ogromne i włochate, paskudne. Na lekcjach wpatrywał się w jeden punkt i nawet drący się nad jego uchem Snape nie robił na nim żadnego wrażenia.
 Szesnastego stycznia było podobnie. Siedział skulony w kącie i wodził wzrokiem po suficie. Znalazł jedną interesującą go rzecz. To była jego ostatnia deska ratunku. 
 O północy wymknął się z dormitorium. W drżących, kościstych dłoniach trzymał gruby sznur. Pięć minut poświęcił na sploty i przymocowywanie. Po chwili czerwony fotel przewrócił się, aby odegnać koszmar na zawsze.

___________
I oto kolejny rozdział! Piszcie, czy Wam się podoba :) Jest krótko, ale w następnym mam zamiar napisać trochę więcej :P


poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 20

Czytasz? = Komentujesz!

Ten ranek był jednym z najgorszych, jakie przytrafiły się jej w życiu. Po śniadaniu, ona i Dracon, stawili się w salonie. Zasłony były rozsunięte, za oknem prószył śnieg. Zapowiadał się śliczny dzionek, ale widok, jaki zastali, zwiastował co innego. W fotelu siedział Czarny Pan, a obok niego państwo Malfoy. Nastroje mieli wyśmienite, a to na pewno świadczyło o niczym dobrym.
-Usiądźcie. - powiedział Voldemort uroczystym tonem. - Ufam, że znacie dokładnie prawo czarodziejów czystej krwi.
 Pokiwali głowami. Draco, jako członek arystokratycznej rodziny, zaznajomiony był z tym od dziecka. Tenebris zaś uczyła się go dopiero podczas minionych wakacji. Było jej ciężko pojąć niektóre sprawy i dopiero po wielu wyjaśnieniach mogła przyjąć to do wiadomości.
-Wyśmienicie. Macie już 15 lat, za dwa lata kończycie szkołę... Już najwyższa pora, zanim strzeli wam coś do głowy... - Lord spoważniał i machnął różdżką, a na palcach serdecznych nastolatków zalśniła złota obręcz i znikła. - Od dziś jesteście zaręczeni. Wieczorem odbędzie się bal i dopiero na nim się zobaczycie. Możecie już odejść do swoich pokoi.
 Pierwsza odeszła Tenebris. W biegu pokonała drogę do swoich komnat. Rzuciła się na łóżko. Natłok myśli i emocji zrobił swoje. Nigdy tak się nie czuła. Szloch wyrwał się jej z piersi, choć nie chciała ukazywać swojej słabości.
 W czasie, gdy próbowała się uspokoić, zjawiła się Bellatrix. Miała ze sobą białą suknię i inne przedmioty. Skrzywiła się lekko widząc dziewczynę w takim stanie. Nigdy nie była osobą wyrozumiałą, ale teraz miała inne rozkazy. Nie mogła od tak nawrzucać córce swojego pana.
-Dracon to dobra partia. Nie masz o co się martwić. Powinnaś być dumna. - rzekła chłodno.
 Riddle podniosła się i otarła łzy. Odetchnęła głęboko i zaczerwienionymi oczami spojrzała na kobietę. Opierała się o ścianę i mierzyła ją lekko krytycznym wzrokiem. Czuła się nieswojo ukazując swoją słabość, ale ciężko jej było zaakceptować to, co się wydarzyło.
-Łatwo ci mówić... Nie powiesz mi przecież, że ty także byłaś dumna wychodząc za Rudolpha.- wyszeptała.
-Byłam świadoma swojego obowiązku. - odparła krótko i ruszyła do łazienki.
 To będzie ciężki dzień.


 W swoim pokoju przebywał także Dracon. Krążył nerwowo po pokoju, a jego ścieżki obserwował stojący spokojnie Rudolph. Trzęsły mu się ręce i miał ochotę rozwalić wszystko na swojej drodze.
-To zniszczy naszą przyjaźń, wujku! Jak mam być spokojny, kiedy widziałem jej reakcję? - chłopak prawie krzyczał.
-Dziewczyna jest z nami od wakacji. Nie jest wychowana w świadomości, że to rodzice wybierają jej partnera. - mówił spokojnie mężczyzna. - Zrozumie. Chodź się przygotować.
-Nic nie rozumiesz... Boję się, że ją stracę...


Gwar, który przedostawał się przez wielkie wrota, świadczył o ogromnej liczbie gości. "Tatusiek" się postarał. Przyjęcie zaręczynowe wydawało się być ogromne. I takie było. Drzwi otworzyły się i wzrok wszystkich powędrował ku niej. Pomału schodziła ze schodów. Jej biała suknia z koronkowymi rękawami symbolizowała niewinność, wysoki kok i kilka kosmków otulających jej twarz pasowało idealnie. Czuła się jak Kopciuszek na balu, z tą różnicą, że radość była udawana.
 Sala była wielka. Ozdobiono ją białymi i czerwonymi różami, a wysokie okna przysłaniały jedwabne zasłony w kolorze ecru. Na stołach stały bogate bukiety i zapalone świece. Zastawa wykonana była z najdroższej porcelany. Ludzie ubrani byli w eleganckie stroje.
 Na dole schodów stał nieco zmieszany Dracon w klasycznym garniturze. Powitał ją poprzez ucałowanie dłoni. Stanęli ramię w ramię. Mimo wysokich obcasów Tenebis ciągle była niższa od młodego mężczyzny. Starała się przybrać arystokratyczny wyraz twarzy, choć sprawiało jej to sporo problemów. Malfoy natomiast nie miał z tym trudności.
 Rozległy się wiwaty. Ojciec chłopaka uciszył tłum i rozpoczął krótką przemowę. Mówił o planach weselnych, przysiędze wierności i innych sprawach organizacyjnych. Na koniec życzył wszystkim dobrej zabawy i znów wybuchła burza oklasków. Wynajęci muzycy zaczęli klasycznym walcem angielskim, a młodzi zgodnie z tradycją rozpoczęli taniec.
 Po 5 minutach usiedli przy stole. Tuż obok czekał Lord Voldemort oraz państwo Malfoy. Byli wniebowzięci, w przeciwieństwie do młodych. Po chwili pojawiły się potrawy i napoje, i trunki. Tenebris nie potrafiła się zdecydować na żaden kąsek. Stres i zagubienie robiło swoje. Jej niepewność zauważył Draco. Złapał ją za dłoń i, gdy nie odtrąciła go, uścisnął ją. Pochylił się do jej ucha i szepnął.
-Nie bój się. Wiem, że nasze zaręczyny nieco cię wystraszyły, ale wiedz, że nie mam zamiaru robić nic wbrew tobie. Proszę, rozmawiajmy tak jak dawniej. I polecam sałatkę z krewetkami, jest na prawdę smaczna.
Riddle uśmiechnęła się smutno i odwzajemniła uścisk. Spojrzała prosto w jego stalowe oczy.
-Ja także nie chcę niszczyć naszej przyjaźni i boję się, że może to nastąpić...
-Porozmawiajmy o tym później. Teraz jest bal, rozwesel się trochę. Nie myśl o tym, że wkrótce staniemy przed ślubnym kobiercem. - Uniósł jej dłoń i ucałował. - Dobrze?
 Zgodziła się, choć gest chłopaka był dla niej oczywisty. On na prawdę się cieszył z tych zaręczyn.


 O północy, gdy bal trwał w najlepsze, młodzi wybrali się na krótką przechadzkę. Nie mieli czasu, aby ze sobą na spokojnie porozmawiać, aż to tej pory. Wyszli na taras. Temperatura była bardzo niska, więc Tenebris od razu przeszyły dreszcze. Po chwili na jej ramionach znalazła się marynarka. Draco uśmiechnął się i objął dziewczynę.
 Stali przez chwilę w milczeniu. W głowie córki Voldemorta kłębiło się stado myśli za i przeciw, jak, kiedy i co teraz będzie. Chwilę później zdecydowała się na pierwszy krok.
-Jak ty to robisz? -zapytała cicho - Nie jesteś w ogóle zmartwiony zaręczynami? 
-Tylko trochę, ale poza tym czuję się dobrze. - usłyszała nieśmiałą odpowiedź.
 Kolejne pięć minut ciszy było wyjątkowo niezręczne. Ostrożnie schowała lodowate palce pod pachy i patrząc w podłogę zapytała:
-Od kiedy?
 Draco zesztywniał. Kątem oka udało jej się zauważyć, że jego twarz pokryła się lekkim rumieńcem, a ten z pewnością nie był od zimna. Odpowiedź była szybka i zdecydowana.
-Od jakiś dwóch lat. Zacząłem zwracać na ciebie uwagę i zastanawiać się dlaczego akurat ty. Na początku ignorowałem poczucie winy. No bo kto by się przejmował... szlamą? Z czasem sumienie dawało znać o sobie, więc z czasem ograniczyłem dręczenie cię do absolutnego minimum. Wiedziałem, że choć nie wiem co bym robił to i tak mi nie wybaczysz, a jeśli już to i tak nie możemy być w żaden sposób razem. Rodzice by mnie obdarli ze skóry. Tylko to mogłem zrobić. A teraz? Pojawiłaś się w moim domu, okazało się, że jesteś czystokrwista... I rodzice zaaranżowali małżeństwo z tobą! Co więcej, wybaczyłaś mi moje zachowanie... Jedyne, czego się teraz obawiam to możliwość stracenia z tobą dobrego kontaktu. Nie wiem, czy cokolwiek do mnie czujesz, ale mam nadzieję, że mimo zaręczyn będziemy rozmawiać tak jak dawnej.
 Nigdy w życiu nie spodziewała się takiego wyznania wiecznie cynicznego Malfoy'a. Zamknęła oczy i pozwoliła się mocniej objąć chłopakowi. Nie była pewna co do swoich uczuć co do niego. Na razie postanowiła o tym nie myśleć i położyła głowę na jego ramieniu. 



 Przemierzała ciemne korytarze lochów. Ściany, wykonane z czarnego kamienia, były wilgotne. Co jakiś czas wisiały płonące ogniem pochodnie, które i tak dawały bardzo blade światło. Zazwyczaj na przeciw światła były żelazne drzwi z malutkimi kratami na wysokości oczu. Pewnym było, że to są cele lub miejsca przeznaczone do tortur. W panującej tu głuchej ciszy słychać było delikatny trzepot jej szat - szat Śmierciożercy. Włosy związane miała w idealnie ciasny kok, z którego nie wystawał żaden zabłąkany kosmyk. Na oczach miała bardzo mocny makijaż, który potęgował wrażenie niezwykle groźnej i ważnej osoby. 
 Denerwowała się. Była tu dopiero trzeci raz. Pierwsze było spotkanie "organizacyjne" z ojcem. Długo tłumaczył jej rolę w walce oraz zarządzaniu oddziałami początkujących Śmierciożerców. Miała pracować w szkole pod czujnym okiem Dumbledore'a. Ukrywanie się wydawało się jej niemożliwe, ale poznała wiele przydatnych zaklęć maskujących i zwodzących. Do pomocy miała Erię i Lucy oraz zupełnie nową postać, którą pozna dopiero teraz. 
 Drugi raz dotyczył przebiegu wydarzeń. Nie tylko "imprezy powitalnej", ale i całej ceremonii. Nie mogła popełnić żadnego błędu. W przeciwnym razie czekał ją wyjątkowo bolesny wieczór. 
 Dotarła do końca korytarza. Przed wielkimi wrotami czekali na nią dwaj zakapturzeni mężczyźni. Mieli maski i oficjalny zakaz odzywania się, więc nie miała pojęcia z kim ma do czynienia. Sztywno kiwnęła im głową na powitanie. Odpowiedzieli tym samym i otworzyli drzwi. 
  W środku, na przeciw wejścia, stały dwa trony. Przed jednym, zdecydowanie większym, stał Lord Voldemort. Pozostała dwójka dołączyła do dwunastoosobowego kręgu. Najwierniejsi, najbardziej godni zaufania. W środku stały cztery osoby, ona miała być piąta. Majestatycznym, wyćwiczonym wręcz krokiem stanęła między nimi i oddała pokłon swemu ojcu. Rozpoczęła się ceremonia.
 Magią zerwano pozostałej czwórce maski. Draco, Eria, Lucy oraz czwarta, nieznana jej kobieta, stali sztywno i z obojętnym wyrazem twarzy spoglądali w stronę czarnego Lorda. Ten magią przywołał do siebie medaliony. Pięciu wybranych rozcięło lewe przedramiona młodych i z krwią na nożach podeszli do Voldemorta. Blada postać wymawiała zaklęcie w prawie tylko sobie znanym języku - mowie węży. Szkarłatny płyn z każdego ostrza wsiąkł do każdego medalionu z symbolem Salazara Slytherin'a. Za sprawą kolejnego zaklęcia trzy medaliony znalazły się na szyjach Erii, Lucy i trzeciej Śmierciożerczyny. W tym samym czasie wprowadzono dwie związane osoby. Byli to ich rówieśnicy. Tenebris rozpoznała w nich uczniów Hufflepuff'u i Ravenclaw. Szlamy.
-Dowiedźcie, że jesteście godni noszenia tych medalionów oraz do wypełnienia powierzonej wam misji.
 Było oczywiste co mają zrobić. W mgnieniu oka w dwie przerażone postacie pomknęły zielone promienie.  

_________________
Napisałam. Niektórzy powiedzą na reszcie, ja powiem, że niewyspanie służy mi w pisaniu wszelkich inicjacji. Mam nadzieję, że rozdział jest dobry, bo głowiłam się nad nim bardzo długi czas. Nie obijałam się i czytałam co kilka dni to co już miałam zapisane. I wymyślałam jak to zrobić. Tak więc (wiem, że nie zaczyna się zdania w ten sposób) zakończyłam.

I info dla wszystkich. Jestem w klasie maturalnej co oznacza dużo nauki. Pisanie komentarzy w postaci: KIEDY NASTĘPNY nie pomaga, a wręcz irytuje. Rozumiem i schlebia mi to, że podoba wam się to co tworzę i że czekacie na kolejne rozdziały... Chciałabym jednak, abyście nie zawalali mi ten sposób głowy. Wtedy nie dość, że chodzę zła to jeszcze siedzę przed ciężkim dla mnie rozdziałem i nic dobrego nie mogę wymyślić, bo do głowy same buble. Wybaczcie mi to, że w stosunku do tego zachowuję się tak jak zachowuję, ale nie jestem robotem. Mam nadzieję, że nie znielubicie mnie za to i troszkę wyluzujecie. Nie zapomniałam o pisaniu, ale mam też swoje życie, potrzeby i inne ważne sprawy typu egzamin dojrzałości.
Kocham was, Tenebris. 

wtorek, 8 września 2015

Rozdział 19

Czytasz = Komentujesz!

 Tenebris była zadowolona. Gryfon z każdym dniem wyglądał co raz gorzej i, ze strachem, obchodził ją na korytarzu szerokim łukiem. Miała spokój, można by rzec. Inni ciągle się na nią krzywo patrzyli, ale przynajmniej jednego awanturnika miała z głowy.


 Przyszedł upragniony czas radości - zbliżały się święta Bożego Narodzenia. Tydzień przed wyjazdem nauczyciele zorganizowali wyjście do Hogsmade. Opatulona szalikiem i w wełnianej czapce ze zwisającymi pomponami koloru brązowego podążała do wioski. Towarzyszyły jej Lucy i Eria, również ciepło ubrane. Było na prawdę mroźno i biało. W niektórych zaspach śnieg sięgał do połowy uda! Gałęzie drzew uginały się pod ciężarem białego puchu. Szły na końcu grupy - nie spieszyło im się. Uradowany tłum rozbił się dopiero w wiosce.
 Na początku postanowiły odwiedzić Miodowe Królestwo. Długo zastanawiały się nad wyborem słodkości. Obładowane łakociami odwiedziły kolejny sklep. Szukały prezentów dla przyjaciół, jak i Śmierciożerców. Nie było to łatwe zadanie. Kobietom kupiła biżuterię, każdej po zestawie, który do nich pasował. Kupiła też sporo interesujących książek, pięknych piór do pisania, dwa niezwykle ozdobne kałamarze i zestaw noży z pojemniczkiem na trucizny u pewnego pana, który wydawał się być dobrym znajomym towarzyszących jej dziewczyn. Znalazła prezent dla każdego.
 Po kilku godzinach łażenia odwiedziły "Trzy Miotły". Znalazły wolny stolik i zamówiły trzy kremowe piwa. Rozebrały się i odprężyły. Były zmęczone, ale zadowolone. Za trzy dni był wyjazd z Hogwartu. Zgodnie ustaliły, że przez ten czas odrobią choć trochę zadanej im pracy domowej.


 Rano zeszły na śniadanie, aby zachwycać się przystrojonej sali. Choinki były pięknie ozdobione, na ścianach wisiały wieńce. Przyjaciele żegnali się i z zapałem opowiadali o świątecznych planach. Chór duchów śpiewał nastrojowe piosenki, a gajowy Hagrid tachał za sobą już ostatnie drzewko do ozdobienia. Pożegnały się z częścią Ślizgonów i udały się do dormitorium. Szybko zapakowały kufry i udały się na peron. Odjazd był o 11.
 O równej godzinie pociąg ruszył. Siedziały w wolnym przedziale razem z Draconem, Blase'm oraz Teodorem Nott'em. Na szczęście było w nim bardzo ciepło. Kurtki i szaliki zostały wciśnięte w górne półki. Korzystając z długiej podróży i wzajemnej pomocy odrobili resztę zadań. O godzinie osiemnastej mogli się już rozleniwić do końca dni wolnych. A to dopiero był początek.
 Było późno, gdy wysiadali na King's Cross. Na miejscu czekali na nich państwo Malfoy. Narcyza ucałowała syna i wyciągnęła świstoklik w kształcie szczoteczki do zębów. Świat zawirował i stali przed bramą do ponurego dworu.
 Wielka brama zaskrzypiała przy otwieraniu. Na podwórzu rosło wiele drzew liściastych, przykrytych obecnie śniegiem. Kilka świerków stało przy kamiennym murze oddzielającym las od posiadłości. Oczyszczona droga była kamienna i prowadziła do sporego domu z czarnej cegły. Z kominów unosił się gęsty dym i gdzieniegdzie było zapalone światło.
 W środku było ponuro, choć całkiem przyjemnie. Zostawili kufry skrzatom i udali się do salonu. Był utrzymany w czerni, srebrze i zieleni. Duże okna zdobiły bogate zasłony. Fotele i sofa stały naprzeciwko kominka, w którym trzaskał ognień. Był też stolik do kawy z ciemnego drewna. Obok siedzisk leżało futro z białego niedźwiedzia. Na ścianach wisiały półki z księgami. W jednym z foteli siedział Czarny Pan. Oddali mu pokłon i opuścili pokój. Została tylko wciąż klęcząca Tenebris.
-Powstań, córko. - odezwał się mężczyzna. - Z raportu Marlow dowiedziałem się o Twojej zemście na zdrajcy krwi, Weasley'u. Muszę przyznać, że nie spodziewałem się czegoś tak... wyszukanego. Czy widać jakieś efekty?
-Stara się nie nawiązywać ze mną jakiegokolwiek kontaktu, unika mnie jak ognia, ojcze. - odpowiedziała.
-Bardzo dobrze... Zapewne oczekujesz momentu, kiedy się złamie... Dobrze więc - kontynuował widząc potwierdzenie - W ciągu tej przerwy zostaniesz zaprzysiężona. Wszystko zostanie Ci wyjaśnione przeddzień tego wydarzenia. Możesz odejść.
 Dziewczyna jeszcze raz pokłoniła się i odeszła. Czekał na nią poobijany Avery. Uśmiechnął się słabo i zaprowadził ją do sypialni. Była w kolorach Ravenclaw. Wielkie łoże z baldachimem, jej własny portret namalowany przez Severusa, ogromny regał z księgami, kominek i duże okno. Rozsiadła się na łóżku i wskazała miejsce obok siebie Evan'owi. Mężczyzna z chęcią na to przystanął i po chwili rozmawiali w najlepsze.
-Jak to się stało? - dociekała. - Przecież nie mógł od tak cię porwać!
-To była zasadzka. - mruknął i wyprostował się. - Zauważyłem go podczas patrolowania Malfoy Manor, krążył wokół barier ochronnych, zdrajca. Gdy go dostrzegłem zaczął uciekać i, oczywiście, udałem się w pościg. Około kilometra dalej wyskoczyła na mnie zbita grupa aurorów. Ogłuszyli mnie zanim zdążyłem się zorientować w jakie bagno wpadłem. Widzisz, Alex Dent był moim przyjacielem ze szkoły. Siedzieliśmy razem na różnych zajęciach. On był Krukonem, więc nie wszystko mieliśmy razem. Poznaliśmy się jeszcze w pociągu podczas pierwszej podróży. Za kilka lat nasze więzi nie uległy zmianie i razem z innymi, Robertem Owen'em czy Carl'em Mengor, dołączyliśmy do Czarnego Pana. Chłopaki zginęli podczas jednej z bitw, zostałem tylko ja z Dent'em. Służyliśmy dalej aż do upadku Czarnego Pana. Wraz z mistrzem zaginął również Dent. Byłem pewny, że opuścił kraj dla swojego bezpieczeństwa, tak jak inni Śmierciożercy. Ja zostałem zesłany do Azkabanu z Bellatrix, Rudolphem, Rabastianem i innymi. Dopiero po ucieczce, gdy powrócił Czarny Pan, udało mi się wymazać pamięć wielu ludziom. Dlatego mogę, a raczej mogłem, bez przeszkód chodzić po Pokątnej i nie obawiać się aresztowania. Wracając do Alexa... Okazało się, jak już obudziłem się w tej piwnicy, że Alex dopuścił się czegoś o wiele gorszego od ucieczki. Przyłączył się do aurorów i pomagał im dostawać się w różne miejsca, gdzie wstęp ma tylko osoba z Mrocznym Znakiem. Tak jak na polanę, nie wykluczone, że to on mógł zrobić ci bliznę, panienko. Torturowali mnie i zmuszali do wyjawienia tajnych informacji. Dent za to, za pomocą eliksiru Wielosokowego, podszywał się pode mnie. Dopiero później udało im się mnie odbić. Jakoś dochodzę do siebie. - uśmiechnął się smutno.
 Tenebris spuściła wzrok na podłogę i dotknęła blizny.
-Co się z nim stało? - zapytała cicho.
-Zabiliśmy go po kilku dniach tortur. Bardzo szybko wydobyliśmy z niego wszystkie potrzebne nam informacje.
 Dziewczyna kiwnęła głową. W duchu cieszyła się, że dostał to, na co zasłużył.


 Rano została obudzona przez Narcyzę. Kobieta odsłoniła zasłony i oczom zaspanej dziewczyny ukazał się piękny widok. Delikatne płatki spadały z nieba, a na dole okna mróz utworzył znakomite obrazy. Uniosła się na łokciach i zerknęła na kalendarz. Było Boże Narodzenie.
 Uśmiechnęła się na wspomnienie wieczoru wigilijnego. Spędzali go w jadalni na tradycyjnej uczcie. Podano znakomite potrawy i dobre trunki. Siedziała po prawicy swego ojca i przysłuchiwała się rozmowom. Voldemort także wdał się w dyskusję z niejakim Yaxley'em. Tenebris posyłała "tęskne" spojrzenia do swoich przyjaciół, którzy je odwzajemniali. Po kolacji przenieśli się do salonu. Rabastian i Rookwood, już nieźle wcięci, dawali koncert przerobionych kolęd. Dracon i córka Czarnego Pana rozmawiali w najlepsze, ciesząc się dobrym winem.
 Przeciągnęła się i leniwie wypełzła z łóżka. Poczłapała do łazienki, w której była przygotowana kąpiel. Pachniała pomarańczami... Zanurzyła się i wyszorowała porządnie. Po pięciu minutach rozkoszowała się ciepłem wody i bawiła się pianą.
 Ubrana i uczesana przez panią Malfoy podążała na śniadanie. Miała na sobie elegancką czarną suknię z białym kołnierzykiem i wysoki kok. Tak, na pewno tak wyglądała każda córka arystokraty. Wyprostowana weszła do sali, gdzie Śmierciożercy powitali ją pokłonem. Skinęła im sztywno i zasiadła obok ojca. Zjedli w towarzystwie spokojnych rozmów. Później odbyło się odpakowywanie prezentów. 
 Tenebris była zadowolona. Kilka książek o ciekawych tytułach, poręczny sztylet, eleganckie pióro i srebrny kałamarz oraz piękną biżuterię. Uprzejmie podziękowała za podarki. Także reszta była zadowolona z prezentów, zwłaszcza Avery rozmyślający nad trucizną, której użyje do noża. Czarny Pan niepewnie odpakował ozdobne pudełeczko przeznaczone dla niego, ale był zadowolony. Jego oczom ukazał się kałamarz zdobiony wężami. 


 W południe Lord Voldemort przechadzał się po swojej komnacie. Sprawa była niezwykle poważna. Przeglądał wady i zalety swoich poddanych. Żaden się do tego nie nadawał. Ten za stary, ten nie do końca czysty... Zrezygnowany upił łyk Ognistej Whiskey i podszedł do okna. Obserwował przez chwilę obrzucających się śniegiem Dracona i Tenebris. Już miał skarcić córkę za brak powagi, kiedy nagle dostał olśnienia.
-Tak, on będzie do tego idealny...

_______________________________________________________________________
Rozdział jest i to moim zdaniem bardzo szybko. Mam nadzieję, że się wam podoba! :)

sobota, 5 września 2015

LBA

Nominacja do Libster Award jest otrzymywana od innego blogera w ramach uznania za "dobrze wykonaną robotę". Jest przyznawana dla blogerów o mniejszej liczbie obserwatorów, więc daje możliwość ich rozpowszechniania. Po odebraniu nagrody należy odpowiedzieć na 10 pytań otrzymanych od osoby, która Cię nominowała. Następnie Ty nominujesz 10 osób i zadajesz im 10 pytań. Nie wolno nominować bloga, który Cię nominował.

Lauren - dziękuję ślicznie <3


Jak wyglądałby Twój patronus?

Podejrzewam, że byłby to wilk. Lubię wiele zwierząt, zwłaszcza koty, psy, węże, szczury... Jednak wilk wydaje mi się być majestatyczny, dziki, nieokiełznany i przede wszystkim niezależny. Bardzo lubię te cechy, dlatego uważam, że on byłby moim patronusem :)

Czy już wiesz jak zakończysz swoje opowiadanie? 

Zarówno dla mnie jak i dla was zakończenie to ogromna niespodzianka. Dopiero teraz założyłam zeszyt, gdzie zapisuję swoje plany co do opowiadania. Do tej pory wszystko było spontaniczne. Opowiadanie to zapoczątkowałam moją bogatą wyobraźnią, która podsunęła mi widok córki Czarnego Pana. Pomyślałam, że ten pomysł jest genialny i tak oto się zaczęło :) Dlatego co do końca moje plany są mocno niewyraźne...

Kto jest Twoim autorytetem literackim?

Nie ma takiej osoby, nie jedna. Czytam dużo i inspiruję się po trochu...

Masz szansę spełnić swoje marzenie. Które z nich wybierzesz? 

Chyba bym wolała zostać światowej sławy aktorką i modelką :)

Czy istnieje, według Ciebie, jakiś sposób na to, żeby wena dopisywała przez cały czas?

Wena, tak jak sława, to kapryśna przyjaciółka :) Przychodzi niespodziewanie i znika, kiedy jest potrzebna...

Kto zachęcił Cię do pisania?

Nikt. Oczarowana ff, które ówcześnie czytałam, postanowiłam stworzyć coś sama. Parodia Potterowska, której swoją drogą się wstydzę :D, później jeszcze jakieś opowiadanie-niewypał, to opowiadanie, w lochach w komnatach i jeszcze kilka nieopublikowanych... Tak, piszę dużo, ale tylko jedno przeszło dalej :)

Masz możliwość zrealizowania filmu na podstawie powieści. Jaką książkę wybrałbyś do nakręcenia filmu i kogo obsadziłabyś w roli głównej?


Wszystkie powieści, które mocno mi się podobają, zostały już zekranizowane :) Jeżeli na ekrany nie został przerobiony "Król Szczurów", to zapewne jego bym wybrała. A kto do roli? Żadnych znanych sobie aktorów nie widzę w tych rolach :D

Co Cię inspiruje?

Wiele rzeczy - ciepła kąpiel, moja ulubiona muzyka, inne opowiadania, obrazki, powieści, taniec i chwila przed zaśnięciem - wtedy są najlepsze pomysły!

Czy istnieje książka, przy której płaczesz?

HP i Insygnia Śmierci - pół książki ryczę jak bóbr! Moja ulubiona część, naprawdę... Są też inne książki, ale żadna mnie tak nie poruszyła...

Jakiej książki chciałabyś zmienić zakończenie?

HP i Insygnia Śmierci - Severus mógłby przeżyć :)


Ja niestety nie mam kogo nominować - nie czytam ostatnio zbyt wielu nowych blogów... Dlatego myślę, że na mnie łańcuszek się urwie ;) Dziękuję jeszcze raz!

I ważne info - jak ktoś nie zauważył to odpowiadam na wasze komentarze pod komentarzami :D 

piątek, 4 września 2015

Rozdział 18

CZYTASZ? KOMENTUJESZ!

 Ostatnie wydarzenia miały niezbyt dobry wpływ na samopoczucie Tenebris. Stała się mało rozmowna i nieufna, ciężko było odgadnąć jaki ma aktualnie humor. Jej twarz nie zdradzała żadnych emocji. Często siedziała w bibliotece i uczyła się. Zapach starych ksiąg ją bardzo uspokajał. Nie chciała, aby ktokolwiek dowiedział się o jej problemach. Nie potrzebowała litości.
 Niepokoiło to Dracona. Chłopak w krótkim czasie zdążył się z nią pogodzić i zaprzyjaźnić. Wiedział o planie Czarnego Pana - dziewczyna miała stać się jego prawą ręką. Musiała nad sobą panować. Teraz jednak było w tym coś martwiącego. Ilekroć chciał z nią porozmawiać zostawał zbywany. Był pewien, że Księżniczkę Ciemności coś dręczy.
 Okres izolacji Tenebris był nie do zniesienia. Nie dopuszczała do siebie nikogo. Jednak nadarzyła się idealna okazja, aby się do niej zbliżyć.


-Jesteś pewna, że lubi ten kolor? - zapytała zniesmaczona Lucy.
 Eria czarami przyczepiała srebrno-niebieskie łańcuszki z bibuły pod sufitem. Wszędzie już wisiały serpentyny i napompowane balony. Pod ścianą zostały ustawione stoły, a fotele przysunięte zostały bliżej ściany. Powstało całkiem sporo miejsca na środku.
-Tak, przecież była Krukonką! - zaśmiała się Eria.
-Uważam, że jej się spodoba. - rzekł Dracon. - Dziewczyny zaraz przyniosą jedzenie i napoje, Blase zajmie się muzyką... Tort też już jest gotowy, skrzaty nam go podrzucą... Prezenty... Każdy raczej coś przygotował. Samemu albo z kimś, więc to mamy z głowy... Praktycznie zostało nam już ją sprowadzić.
 Lucy zamyśliła się przez chwilę, po czym zapytała:
-Kto ze Ślizgonów najszybciej biega?


 Do biblioteki szybkim krokiem wpadł wysoki, długowłosy blondyn. Rozejrzał się po pomieszczeniu szukając dobrze znanej twarzy. Dostrzegłszy ją podbiegł do niej i prędko zaczął mówić.
-Riddle, musisz iść do Pokoju Wspólnego, szybko!
-Mogę wiedzieć kim ty... - leniwie zapytała Tenebris unosząc głowę znad książki.
-Nie ma na to czasu, pospiesz się!
 Zniknął jej z oczu w ciągu kilku sekund. Klnąc pod nosem odesłała księgę i spakowała niedokończony esej ze Starożytnych Run. Zirytowana podążyła we wskazane miejsce. Bardzo nie lubiła takich numerów.
 Wymyślała kolejną torturę dla nieznajomego jej Ślizgona, gdy podawała hasło. Wchodząc starała się opanować gniew. W środku było ciemno i cicho. Nawet w kominku było pusto. Wyciągnęła różdżkę chcąc być gotowa w razie ataku. Przeciwnik miał tę przewagę, że nie było go...
-NIESPODZIANKA! - wykrzyknął nagle tłum ludzi.
 Światło zostało zapalone i nagle kilka osób rzuciło się na nią z życzeniami. Osłupiała Tenebris zamrugała kilka razy i przyjrzała się pokojowi. Wszędzie wisiały ozdoby, z boku stał bufet z ogromnym tortem. Byli tylko uczniowie od czwartej klasy wzwyż. Uradowana Eria szczerzyła się jak głupia wręczając jej prezent.
-O co tu chodzi? - wysyczała wstrząśnięta dziewczyna.
-Przecież dziś 12 listopad... - wybąkała skruszona Śmierciożerczyni.
 Obawiała się jakiegoś cruciatusa lub innej tortury, kiedy na buzi Tenebris pojawiło się zrezygnowanie.
-Już dziś jest 12? Zapomniałam... -załamała  się Riddle.
-No brawo, Księżniczko Ciemności! - zaklaskał Blase. -Nie każdy zapomina o swoich urodzinach! A teraz nie marudź i się baw, nie na darmo pracowaliśmy!
 Szczery jak zawsze... pomyślała. Przyjęła prezent od Rosier, tak samo jak od całej reszty. Delikatny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Trwało to może godzinę. Później zwyczajowe odśpiewanie "sto lat" i krojenie tortu. Impreza rozkręcała się i nawet Opiekun Domu się załapał.
 Nietoperz siedział właśnie w fotelu sącząc Ognistą Whiskey. Wielu uczniów było zaskoczonych z jego luźnego podejścia do zabawy, na której był alkohol. Severus upomniał ich o pewnej karze, którą stosował tylko u Ślizgonów, przez co miał stuprocentową pewność, że dyrektor się o niczym nie dowie.  Towarzyszyła mu Tenebris wraz z Draconem. Oboje dzierżyli w dłoniach trunki.
-Cóż za wykwintna zabawa... - mruknął pod nosem Mistrz Eliksirów obserwując jak ręka Zabini'ego znika pod sukienką panny Greengrass.
-Cały Blase. - zachichotał młody Malfoy. - I jak ci się podoba niespodzianka, Księżniczko Ciemności?
-Nie spodziewałam się czegoś takiego... Ja na prawdę zapomniałam o moich urodzinach! - tłumaczyła się dziewczyna.
 Mężczyźni uśmiechnęli się pod nosem. Niespodziewanie odezwał się nauczyciel:
-Cieszy mnie takie świętowanie twoich urodzin, panienko. Jest tu na prawdę sporo Ślizgonów. To znak, że praktycznie cały Slytheirn stoi po stronie Czarnego Pana...
 Blondyn wyszczerzył się i pomachał komuś. Po chwili ta osoba zjawiła się tuż obok nich. Ten sam chłopak, co ściągnął ją z biblioteki, ukłonił się jej lekko.
-Tony Everdeen, moja Pani. Siódmy rok. Po szkole mam być zaprzysiężony. Mam nadzieję, że mi wybaczysz moje zachowanie w bibliotece?
 Szatynka przytaknęła, na co chłopak zabójczo się uśmiechnął. Życzył im miłej zabawy i sam ruszył w tango. Riddle stwierdziła, że mu odpuści. W końcu tylko wypełniał powierzone mu zadanie...


 -Kiedy się na nim zemścisz? - marudziła Lucy. - Jesteś córką Czarnego Pana, MUSISZ coś z tym zrobić!
-Wiem, że wszyscy tego ode mnie oczekują, ale ja po prostu nie wiem co mu zrobić! Nigdy nie byłam w takiej sytuacji i nigdy nie mściłam się na ludziach... Wiem, że będę zmuszona zabijać, torturować i w ogóle, ale... Ja po prostu... Agrh, to dla mnie za szybko! - westchnęła.
-Wiesz, zawsze możemy ci pomóc... - wymruczała blondyna. - Znamy się nieco na takich sprawach...
-Jeżeli możecie... Tylko nic fizycznego! Nie mam zamiaru mieć problemów z dyrektorem...
 I tak oto kolejny tydzień spędziły w dziale Ksiąg Zakazanych. Zgodę uzyskali od Mistrza Eliksirów, lecz pod warunkiem poszukiwań przeprowadzanych w jego komnatach z myślą o bezpieczeństwie. W kolejną sobotę także siedziały w prywatnym kąciku Snape'a. Pokój był utrzymany w barwach Slytherinu. Przy kominku ustawione były dwa fotele, a przed nimi leżał biały, puchaty dywan. To na nim właśnie leżała znudzona Tenebris i przeglądała czarno-magiczną księgę. Wszystkie ściany schowane były za regałami z licznym księgozbiorem. Nawet nie przypuszczała, że profesor jest takim fanatykiem czytania.
-Mam coś! - przerwała dziewczynom podekscytowana Eria. - Koszmarna Klątwa! Zaklęcia brzmi malumcaput i używa się go na śpiącej osobie. Ofiara do odwołania zaklęciem malacaput śni co noc ten sam koszmar z osobą, która rzuciła klątwę.
-Podoba mi się... - mruknęła dziewczyna zamykając swoją książkę.


Z pomocą Snape'a przedostała się do Pokoju Wspólnego Gryffindoru. Mężczyzna usiadł na jednym z foteli każąc dziewczynie samej wykonać zadanie. Szybko odnalazła dormitorium, w którym mieszkał rudzielec. Rzuciła na siebie zaklęcie wyciszające - nikt nie mógł jej usłyszeć, więc pobudzenie wszystkich było mało prawdopodobne. Zakradła się do łóżka, w którym smacznie spał Weasley. Wyciągnęła różdżkę i wyszeptała:
-Malumcaput.
 Uśmiechnęła się. Chłopak zaczął się wiercić i krzywić.
-Słodkich snów...


Był sam w pustej, ciemnej sali. Słyszał głos kobiety. Oskarżał go. Szukał jej, ale nikogo tu nie było. Znikąd pojawił się tron obklejony pajęczyną. Na nim siedziała ONA. Miała czarną, wąską suknię i włosy upięte w wysoki kok ze spinką w kształcie pająka.
-To twoja wina. - powiedziała lodowatym tonem głosu. - Nie trzeba było wchodzić mi w drogę.
 Twarz oszpecona dużą blizną skrywała wszystkie emocje. Bał się, tak cholernie się bał! Nagle wyciągnęła rękę i wskazała na niego. Zza tronu zaczęły wypełzać ogromne pająki i co raz szybciej biegły w jego kierunku. Były ich setki, a może i tysiące? Osaczyły go. Zaczęły go pożerać żywcem, a po pomieszczeniu rozległ się złowieszczy śmiech. A on nie mógł się obudzić.

___________________________________________________________

Oto kolejny rozdział! Wiem, że chcieliście przeczytać historię niejakiego Alexa Denta, ale to w następnym rozdziale. Myślę, że tak będzie to wyglądało lepiej. Co do Harry'ego i matki Tenebris mam już pewne plany. Na spokojnie i cierpliwości. Od czego są lekcje niemieckiego? ;) (tsa, część tego rozdziału powstała w środę i dziś na niemcu, so...) 

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 17

 Czytasz? Komentujesz! 

Wieść o otruciu panienki szybko dotarła do każdego Śmierciożercy Wewnętrznego Kręgu. Prawie nikt nie ukrywał szoku. Jedynie Avery wydawał się być tym nieporuszony.
 Od początku przybycia córki Lorda Voldemorta mężczyzna spędzał z nią dużo czasu. Była to pewna forma przyjaźni. Dziwnym więc było jego postępowanie. Wiadomość tę przyjął spokojnie, z cieniem zadowolenia można by rzec. Nie uszło to uwadze czujnego Snape'a. Nietoperz jednak wolał na razie zachować tę informację dla siebie.
 Z czasem podejrzane zachowanie zaczęło być dostrzegane również przez innych. Noże były zaniedbane, a sposób zadawania ran zupełnie inny. Pod ręką zawsze pełny bukłak. Herbata zmieniła się na kawę, a jego wymówką była "zmiana smaku". Coś było nie tak.
 Potwierdziło się to pewnego grudniowego wieczora. Czarny Pan siedział przy kominku i obserwował zza okna szalejącą śnieżycę. Pogrążony w myślach gładził po głowie Nagini. Jego spokój zakłóciło pukanie do drzwi.
-Wejść. - syknął.
 Do pomieszczenia weszła zakapturzona postać. Drżała. Natychmiast pokłoniła się, choć z wyraźnym trudem.
-P-panie... Wybacz mi, że zakłócam twój spokój... - odezwał się kobiecy głos.
-Zdejmij kaptur. - odczekał chwilę, aż wykonała polecenie. - Jak cię zwą?
-Rozalija Avery, Panie. Jestem żoną Evana.
 -Powstań.
 Była o wiele niższa od wspomnianego Śmierciożercy. Ostatnim razem jak ją widział była chuda. Zupełnie jej nie poznał. Mógł się założyć, że była w siódmym miesiącu ciąży. Blond włosy opadały jej na twarz zasłaniając zaczerwienione od płaczu oczy. Gestem ręki wskazał jej fotel, na którym usiadła.
-Teraz już wiem dlaczego Evan znika na tak długo... Nie wiedziałem, że spodziewacie się dziecka...
-Evana nie było w domu od lata, dokładnie od 30 sierpnia. - wyszlochała Rozalija. - Nie wiem co się dzieje... Czy ma aż tak dużo misji? Dlaczego do mnie nawet nie pisze?
 Tom ściągnął brwi obserwując jak żona Avery'ego wyciera nos chusteczką. Był świadom zmian w zachowaniu swojego podwładnego, choć dziecko tłumaczyłoby wszystko.
-Co to ma znaczyć, że go nie było?
 Objęła swoje ramiona i opuściła głowę. Voldemort pochwycił różdżkę. Przypomniał sobie o przecieku wśród najwierniejszych. Wszystko zaczęło nabierać sensu...
-Przyszłam tu, bo myślałam, że on nie żyje. Gdzie się zatem podziewał? - dodała cicho.
-Najwyższa pora to ustalić. Ostatnio zachowuje się całkiem podejrzanie... GLIZDOGON!
 Do komnaty wpadł zgarbiony człowiek o szczurzym pysku. Pokłonił się nisko.
-Ręka, Glizdogonie. - rozkazał.
 Mężczyzna z iskierką strachu w oczach podał rękę z odsłoniętym Mrocznym Znakiem. Lord dotknął znaku swoją różdżką i wypowiedział zaklęcie w wężomowie. W ciągu dwudziestu minut, gdzie większość czasu było oczekiwaniem na Mistrza Eliksirów, zjawili się wszyscy wezwani. Animaga przegnano. Rozalija siedziała dalej na swoim miejscu.
-Bello, Rudolphusie, Rabastianie, Lucjuszu oraz Severusie. - rozpoczął spokojnie Roddle. - Zastanawiacie się pewnie dlaczego was do siebie wezwałem... Znacie zapewne żonę Evana, Rozaliję? Biedaczka przybyła do mnie ze względu na swojego męża... Czy ktoś wie, gdzie się podziewa Avery gdy znika?
-A nie wraca przypadkiem do domu? - zapytał Rudolph.
-Właśnie w tym problem. Gdzie się podziewa mój mąż? - wyszeptała.
-Severusie? Jak sądzisz... Co się dzieje z Avery'm? - zasyczał Czarny Pan.
 Snape podniósł wzrok na Lorda i zerknął na kobietę. Wyprostował się i odrzekł pełną powagą w głosie.
-Obserwuję go już od momentu otrucia panienki Tenebris. Czy prawdziwy Avery miałby w głębokim poważaniu tę sytuację? On to zignorował. Często znika... A aurorzy udaremniają nasze ataki na rodziny zdrajców krwi i ważnych mugoli... Znają każdy nasz ruch... Wydaje mi się, że jest to powiązane. To nie jest Evan. Ktoś się pod niego podszywa.
-To dlatego nosi ze sobą ten bukłak! - burknęła Bellatrix.
-Lub jest pod działaniem Imperiusa. - dodał Severus. - W bukłaku może być środek odurzający, dzięki któremu Evan jest bardziej podatny na działanie zaklęcia...
 Riddle przytaknął mu. Nakazał sługom usiąść. Czekało ich ustalenie planu działania...



 Wedle postanowień Snape przyszedł ostatni. Jedyne wolne miejsce znajdowało się z lewej strony Avery'ego. Jak po maśle, pomyślał Severus. Po prawej stronie Czarnego Pana siedział Yaxley gotowy do zdania raportu z ministerstwa. Odprowadzony wzrokiem zebranych zasiadł obok "kolegi po fachu". Mężczyzna zaczął swoją nużącą opowieść. Riddle wyciskał z niego wszystko, nawet informację o której Minister Magii udaje się do toalety. Zwykły raport trwał do godziny. Teraz jednak przesłuchanie wszystkich z jakimikolwiek informacjami przedłużyło się do trzech. Evan po kryjomu otworzył bukłak. Już chciał się z niej napić, kiedy usłyszał hasło.
-Co powiesz, Severusie? - miękko zapytał Lord.
 Nietoperz zerwał się i wyrwał naczynie z rąk szatyna. Powąchał i rzucił parę zaklęć. Podejrzany trzymany był w powietrzu, dla pewności, że nie ucieknie.
-Eliskir Wielosokowy z przedłużonym działaniem. Sprytne... - zaszydził.
Uśmiechnął się wrednie na widok obnażonych zębów szpiega. Nie minęło pięć minut i zaczął się przemieniać. Zmalał, to przede wszystkim. Mierzył może 176cm. Włosy stały się krótkie i mysie. Oczy z brązu przerodziły się w szare. Twarz zmieniła rysy na bardziej ostre. 
-No kto by się spodziewał... - wymruczała mu do ucha Bellatrix.
 Czarny Pan wyszczerzył się.
-Alex Dent. Tak dawno nas nie odwiedzałeś... Zaczynaliśmy tęsknić...
 Po sali przeszła salwa śmiechu. Intruz szarpnął się.
-Chciałbym odzyskać swojego nożownika, tego prawdziwego, oczywiście... Nie mamy jednak dużo czasu jak mniemam... Lucjuszu, tobie zostawiam wyciągnięcie informacji. Wierzę, że dasz radę dokonać tego w godzinę. Jeśli nie użyjemy Veritaserum. Reszta niech się przygotuje. Musimy być gotowi w każdej chwili.



Po niespełna czterdziestu minutach Dent wygadał wszystko. Tortury Malfoy'a były zawsze okrutne. Cały Wewnętrzny Krąg teleportował się w wyznaczone miejsce. Opuszczona chata znajdowała się dwadzieścia kilometrów od Doliny Godryka. Dookoła rósł las i nie było mowy o jakichkolwiek kręcących się mugolach. Miejsce idealne. 
 Otoczyli dom. Maski zasłaniały im twarze, a szaty łopotały na wietrze. Śnieg prószył delikatnie zbierając się na ich ramionach. Na sygnał wtargnęli do domu i rzucili zaklęcia ogłuszające. Nikt nie spodziewał się ataku toteż poszło im szybko. Rudolphus spętał zaklęciem pięciu mężczyzn i jedną kobietę. Wszyscy byli aurorami. Snape wtargnął do ich umysłów i po chwili już wiedział. 
 Odkrył dywan, pod którym ukryte były drzwi od piwnicy. Co za mugolskie metody... Pomyślał. Otworzył je szybkim Alohomora.
 Na samym dole leżało okaleczone ciało. Evan oddychał z trudem, brudne i spocone ciało okrywały strzępki ubrań. Do twarzy przykleiły mu się kosmki włosów. Szybko przenieśli go na środek domku. Mistrz Eliksirów przebadał go kilkoma zgrabnymi ruchami różdżki. 
-Nic mu nie będzie, ale trzeba szybko zaleczyć rany. 
 Czarny Pan przytaknął i dał sygnał do odwrotu. Zostawili za sobą wielkie ognisko...



_____________
Mam nadzieję, że Wam się podobało. Chciałam wreszcie rozwikłać zagadkę przecieku... Długo mi to zajęło, ale myślę, że rozdział jest dobry. :)


wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 16

Czytasz? Komentujesz! 

Obudzenie się było dla niej bolesne. Nie tylko głowa, ale i ciało paliło. Jęknęła żałośnie. Ktoś szybko podbiegł i wlał jej w gardło dwa paskudne eliksiry. Jeden z nich musiał być przeciwbólowy - po chwili było już względnie znośnie. Uchyliła lekko powieki. Obraz był rozmazany, ale jasny. Musiała być w Skrzydle Szpitalnym. Tak, na pewno była w Skrzydle Szpitalnym. Niepewnie uniosła się na łokciach. Jej ręce drżały, jakby podejmowała nie wiadomo jaki wielki wysiłek. Zauważyła przemykającą ciemną postać, wrzeszczącą na drugą - purpurową.
-...śmierć...trucizna...jak mogło...dopuścić! ...niewiniątka...wszędzie! - krzyczał znajomy głos.
 Czarny Pan.
 Jej ojciec był w szkole. Ale jak? Zrozumiawszy tylko urywki zdań mogła bez trudu wywnioskować. Została otruta. Nie wiedziała kto chciał się jej pozbyć. W szkole? Przecież to aż dziwne. Owszem, miała wrogów, ale żeby dochodziło aż do takich aktów nienawiści?
-..to tylko młodzieńcze wygłupy...niechcący...kto...chciał śmierci... - odparł lekceważąco drugi głos należący do dyrektora szkoły.
 No to pięknie. Uwięziona w słabym ciele nie wiedziała co dokładnie się stało. Zrezygnowana zaklęła pod nosem. Zwróciło to uwagę pielęgniarki, która w mgnieniu oka znalazła się przy niej.
-Słyszysz mnie? - zapytała troskliwie.
-Yhy... - wyjęczała Tenebris.
- Czy możesz powiedzieć mi, co się stało?
 Widziała cienie osób stojących za madame Pomfrey. Nie potrafiła ich zliczyć. Mimo to opowiedziała co pamięta. Wspomniała o zaklęciu rzuconym przez Rona, przebiegu uczty i o wypiciu soku, po którym zrobiło się jej gorzej. Kobieta przytakiwała, ale nie przerywała opowieści. Gdy dziewczyna zakończyła pielęgniarka rozgoniła wszystkich z wyjątkiem Czarnego Pana, któremu dała "pięć minut, inaczej i jego przypnie do szpitalnego łóżka".
 Przewracając oczami rozwścieczony Voldemort usiadł obok córki. Ta niepewnie spojrzała na niego.
-Długo spałam? - spytała słabym głosem.
-Tydzień. Prawie cię to zabiło. Podobno był to Eliksir wywołujący gorączkę, tylko nieudany, oczywiście. Stary idiota nawet nie ma zamiaru wyrzucić sprawców, a co ważniejsze, oświecić kto był tak odważny. Po twoich zeznaniach podejrzewam rudego.
 Tydzień... Zamknęła oczy i ściągnęła brwi. Bolała ją głowa. Nic dziwnego, że nie jest w stanie się podnieść. Siedzieli w ciszy, dopóki nie zjawiła się Poppy. Nie sądziła, że ktoś jest w stanie przegnać tego Czarnoksiężnika. Gdy wróciła napoiła dziewczynę kolejnymi eliksirami, po czym panna Riddle zapadła w sen.


 Łącznie przed dwa tygodnie tkwiła w sidłach pielęgniarki. Migiem udało się jej odzyskać siły, choć szybko się męczyła. W piątek po południu, zaraz po opuszczeniu szpitala musiała się skierować do gabinetu dyrektora. Rzuciła podane jej hasło do chimery i uniosła się ku górze wraz ze schodami. Na miejscu czekali na nią ojciec, profesor McGonagall państwo Weasley oraz rodzicie Deana i Seamusa. Oskarżeni również tam byli. Obserwowali przybyłą spod byka.
 Tenebris od razu poczuła się nieswojo. Przeczuwała aferę i to nie małą. Usiała we wskazanym fotelu odprowadzona wzrokiem zebranych.
-Chyba wszyscy wiemy dlaczego się tu zebraliśmy. Chłopcy narozrabiali. Czy coś jeszcze trzeba dodać? - rzucił lekceważącym tonem.
-Prawie zabili mi córkę nieumiejętnie przygotowanym eliksirem... - wysyczał.
-Przesadzasz, Tom. Dziewczyna żyje i ma się dobrze! Nie lepiej zapomnieć o całej sprawie? - starzec sięgnął po kolejnego dropsa.
 -Zapomnieć? - oburzyła się Minerwa. - Może jeszcze nazwiesz to nieszczęśliwym wypadkiem? Wlanie nieudanego eliksiru do dzbanka, z którego mógł się napić każdy Ślizgon! Panna Riddle prawie umarła! A ty nawet nie masz zamiaru wlepić tym chuliganom najmniejszego szlabanu!
-Całkowicie się z tym zgodzę, Minerwo... - odezwała się pani Weasley.
-Mamo... - jęknął rudzielec.
-Ronaldzie Weasley! Nie tak cię wychowywałam! - wykrzyknęła Molly. - Natychmiast przeproś pannę Riddle! A pan, panie dyrektorze, niech odpowiednio ukarze młodzież, najlepiej rocznym szlabanem!
-Nie ma mowy! - zaprotestował Gryfon. - Prędzej pocałuję Snape'a niż ją przeproszę!
 Ron trzasnął drzwiami. Profesor Transmutacji westchnęła i odebrała chłopcom po 50 punktów oraz przydzieliła każdemu roczny szlaban. Artur niepewnie podszedł do Czarnoksiężnika.
-Chciałbym przeprosić za swojego syna, panie... Riddle. Wiem, że nic nie usprawiedliwia jego działania.
-Owszem, nic. -odparł chłodno Voldemort. - Jednakże nie mam zamiaru zemścić się na waszej rodzinie... Myślę, że z tym moja córka sobie poradzi.
-Dz-dziękuję? - wydukał rudowłosy mężczyzna.
 Czarny Pan "pożegnał" zebranych i zniknął w kłębach czarnego dymu. 

_____________________
To tyle! Pomyślałam, że chyba lepiej będzie to wyglądało, jak urwę teraz i kolejną akcję umieszczę w kolejnym rozdziale. Muszę przemyśleć parę kwestii... 




wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 15

Noc Duchów. Na korytarzach roiło się od wszelkich przerażających ozdób - zaczarowane pająki, mnóstwo nietoperzy, rzeźbione dynie... Pierwszoroczni biegali podekscytowani, zajadając się przy tym cukierkami, które dostali od Dumbledore'a.
 Dyrektor był w wyśmienitym humorze. Złote Trio znowu się zeszło i wszystko było jak dawniej. Jedynym problemem była dla niego Tenebris Riddle - córka słynnego Lorda Voldemorta, utrapienia całego Zakonu Feniksa. No może nie jedynym - zawsze zostawała jeszcze profesor Umbrigde, która wprowadzała te swoje rewolucje.


 W drzwiach od Wielkiej Sali Tenebris i Draco spotkali Herry'ego. Był dziwny. Nie zachowywał się tak jak zawsze. Cichy, obrzucił ich nawet lodowatym spojrzeniem.
-To nie jest nasz Harry. - szepnął Malfoy.
-Harry? Czy coś się stało? - zmartwiła się dziewczyna.
 Chłopak jednak nie odpowiedział, tylko przysiadł się do swoich przyjaciół. Ronald uśmiechnął się z wyższością, a Lucy, która obserwowała całe zajście z boku, zmrużyła niebezpiecznie oczy. Podeszła do dwójki Ślizgonów.
-Nie pasuje mi coś w jego zachowaniu. To nie Harry. Wydaje mi się, że ktoś się pod niego podszywa, choć nie ma to jakiegoś większego sensu... Co z tym zrobimy? Zawiadomimy Czarnego Pana?
-Ja go zawiadomię. - odparła Riddle. -Napiszę list po śniadaniu.
 Dziewczę przytaknęło i pociągnęło córkę Lorda za rękę w kierunku stołu. Całe to zajście całkowicie odebrało jej apetyt.


 Tuż po posiłku zasiadła nad czystym pergaminem. Opisała mu zaistniałą sytuację oraz podejrzenia jak najbardziej powstrzymując się od "zbędnych emocji." Po trzydziestu minutach odetchnęła i odchyliła się na krześle. Z lekką obawą przekazała list Draconowi, który popędził do sowiarni.
 Przez całe to zajście nie miała najmniejszej ochoty na wieczorną zabawę. Korciło ją ukrycie się w bibliotece do późna. O tej 21 mogłaby się prześlizgnąć do swojego łóżka. Z biegiem czasu była coraz bardziej przychylna dla tego pomysłu, choć wiedziała, że bez walki z Lucy i Erią to się nie uda. I miała rację.
 O 15 została zatrzymana przez wspomniane Ślizgonki.
-Dlaczego jeszcze się nie szykujesz? Jazda! - ponagliła ją blondyna.
 Tenebris nawet nie zdążyła zareagować. Została posadzona na swoim łóżku, a dziewczyny wyciągnęły przeróżne kostiumy. Przebierały w najrozmaitszych szmatkach. Gdy Eria odrzuciła na bok przebranie zwierzaka w dziewczynie aż coś drgnęło.
-Co to za kostium, który odrzuciłaś, Erio? - zagadnęła chłodnym tonem głosu.
-To coś? - zdziwiła się dziewczyna - To tylko leniwiec!
-Leniwiec... Pokaż mi go.
 Śmierciożerczyni niechętne wykonała rozkaz i z kwaśną miną oddała przebranie córce Voldemorta. Riddle obejrzała strój. Był genialny!
-Możecie ubierać się już same. Mam już kostium.
-Ale to badziewie i tandeta! - zaperzyła się Rosier.
-Może wolisz sama się w to ubrać? Nie? No to super, bardzo chętnie zostanę leniwcem. - oznajmiła Tenebris i poszła do łazienki się przebrać.
 Dziewczyny pokręciły głową i wróciły do przekopywania sterty ciuchów.


Sporych rozmiarów leniwiec siedział w fotelu w Pokoju Wspólnym. Czekał na przybycie reszty. Po chwili u jego boku stał zombie ze zmierzwionymi blond włosami, czarnoskóry wampir, mroczny pan z gitarą, dziewczyna-kot i dziewczyna przebrana za Lucjusza Malfoya. Zwarci i gotowi ruszyli do Wielkiej Sali. Tam kręciło się wiele osób w najróżniejszych strojach. Zasiedli na swoich stałych miejscach wśród radosnego gwaru.
 Po krótkiej przemowie dyrektora, zastanawiającej wszystkich czy aby na pewno Albus Dumbledore jest zdrowy na umyśle, na stole pojawiły się przysmaki. Ciasta i ciastka dyniowe, kurczaki, karkówka, pieczone i ubite ziemniaczki, kilka sałatek i masa innych słodyczy. Dzieciaki z okrzykiem radości sięgnęły po łakocie. Tenebris przewróciła oczyma i nałożyła sobie kawałek placka z dyni. Gdy wbiła widelczyk w ciasto ono nagle wybuchło. Część stołu Slytherin'u było nim pokryte. Riddle otarła twarz w akompaniamencie wrednego śmiechu Ronalda chowającego różdżkę za pazuchę. Zmrużyła oczy i jednym zaklęciem wyczyściła wszystko z resztek jedzenia. Nauczyciele obserwowali tę scenę z poważnymi minami. Tylko dyrektor uśmiechał się radośnie. 
 Nie słuchając cichych przekleństw towarzyszy nałożyła drugi kawałek i w spokoju go zjadła. Nie miała zamiaru nikogo prowokować, a zwłaszcza Dropsa. Wydzierając się lub rzucając klątwę na kochanych Gryfonków Cytruska mogłaby być w jeszcze gorszej sytuacji. Wiedziała, że ten mężczyzna jest zdolny do wszystkiego. 
 Jako pierwsza ze swojego otoczenia wzięła dzbanek z sokiem. Po odstawieniu pełnego naczynia wypiła płyn duszkiem. I to był błąd.
 Zrobiło jej się przeraźliwie zimno. Jej ciałem wstrząsały dreszcze, obraz przed oczami zaczął się rozmazywać. W ustach poczuła metaliczny posmak. Wstała od stołu lecz była zbyt słaba by iść. Przewróciła się z hukiem na podłogę, zwijając się z bólu w klatce piersiowej. Krew ciurkiem wypływała jej z buzi. Ktoś krzyknął. To była ostatnia rzecz, którą pamiętała. 

______________________________
Długo myślałam nad tym rozdziałem. Nie byłam pewna co do wydarzeń w Wielkiej Sali. Jest krótko, ale mam zamiar napisać więcej w następnym. I, kto wie, może wymyślę jak dalej pociągnąć wątek zdrajcy (tak mi się a propos blizny Teneś przypomniło...) Wybaczcie i proszę o wyrozumiałość - nie chcę pisać byle czego :) 


poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 14

 Poranek był ciężki. Organizm odmawiał dziewczynie posłuszeństwa. Zaspanym wzrokiem omiotła piąty rok Slytherinu. Każdy z apetytem zajadał to co znalazło się na talerzu. A ona po prostu nie mogła. Strach przed dniem skręcał jej żołądek.
 Siedzący obok niej Dracon szturchnął ją lekko i zerknął na jej puste naczynia.
-Dlaczego nic nie jesz? Chodzi o Potter'a? - dociekał chłopak.
-Nie, Potter zachował się w porządku wobec mnie. Obawiam się raczej reszty uczniów. - mówiła uważnie obserwując Malfoy'a nakładającego jej jajecznicę. - Nigdy nie byłam w centrum zainteresowania, ale przez te wydarzenia czuję się osaczona.
-Nie przejmuj się, masz nas. Wiem, że wciąż jesteś wobec nas nieufna, to zrozumiałe. Nie wiem jak inni, ale gdy cię trochę poznałem, zmieniłem o tobie zdanie. Nie jesteś dziwna, po prostu patrzysz na świat pod kątem innych wartości. Szczerze mówiąc zazdroszczę ci tego. A teraz zjedz coś. A na Eliksirach siedzimy razem, dobra?
 Delikatny rumieniec wypełzł na jej policzki. Kiwnęła głową na znak zgody. Blondyn wyszczerzył się i z zadowoleniem ugryzł tosta z dżemem.
 Jak każdego pierwszego dnia nauki nauczyciele rozdawali plany lekcji. Był to poranek jęków i skrytych przekleństw. Gdyby nie samokontrola, każdy dom miałby ze sto ujemnych punktów na koncie. Opiekun Slytherinu zatrzymał się na chwilę przy córce swojego Pana.
-Jak się dziś czujesz?
-Jest o wiele lepiej, choć nadal nie mogę wykonywać wielu min. Ale dziękuję, profesorze. - odpowiedziała.
 Nauczyciel przytaknął i rozdał piątemu rokowi pergaminy. Lucy marudziła pod nosem i znęcała się nad nieszczęsną, i niczemu winną kiełbaską. Tenebris zerknęła na plan i z jękiem żałości wsadziła sobie kawałek jajecznicy do buzi. Zaczynali zajęciami z Transmutacji, oczywiście, w towarzystwie Gryfonów. Z ogólnych, jednodniowych obserwacji to oni byli najbardziej wrogo nastawieni na jej nową tożsamość. Zapowiadał się ciężki dzień.
 Po śniadaniu udała się na chwilę do dormitorium. Spakowała do torby wszystkie potrzebne księgi, czyste pergaminy, dwa pióra (tak na wszelki wypadek) oraz atrament. Jako jedna z pierwszych Ślizgonów dotarła pod klasę. Kilkoro Gryfonów spojrzało na nią z pogardą, ale ona postanowiła ich zignorować. Choć mimo tego i tak bolało.
 Usiadła pod ścianą i dokładnie zakryła to co wystawać nie powinno. Otworzyła podręcznik i zatopiła swój wzrok w morzu liter. Na chwilę oderwała się od rzeczywistości. Głośna kłótnia wyrwała ją z transu. Złota Trójca przeżywała swój kolejny kryzys.
-Przecież to wróg! Jak możesz o niej mówić tak samo jak o nas! To wróg! Nie przyjaciel! Nie ma w niej nic dobrego! - darł się Ronald.
 Ron. Długa tyczka*, typowy rudzielec. Był jednym z młodszych dzieci państwa Weasley, których kiedyś poznała na peronie witając się z Harry'm. Zawsze był wybuchowy jeśli chodziło o coś, z czym się nie zgadzał. A tym bardziej wtedy, gdy Potter, jego najlepszy kumpel, miał odmienne zdanie.
-Ronaldzie Weasley, uspokój się! - pisnęła Hermiona.
 Panna Greanger. Zbyt bardzo irytowała ją ta chodząca kupka włosów na przeciętnej wzrostem dziewczynie. Była zarozumiała, choć nie przy wszystkich. Jednak ostatni incydent odebrał resztki szacunku do tej mugolaczki.
 -Mam cię dość, Ron! Ciebie, twoich uprzedzeń i wrzasków! Zawsze ci się coś nie podoba. Nie moja chwila, że Dumbledore okrzyknął mnie Wybrańcem! Mam w dupie jego i jego zasady! Będę przyjaźnił się z kim chcę! - odezwał się Potter.
-Wybieraj, Harry. Albo ona, albo my. - burknął czerwony od złości chłopak.
-Ronald... - syknęła dziewczyna. - Nie powinniśmy się...
-Cudownie! Najwyższy czas na zmianę! Żegnam. - warknął Harry.
 Odwrócił się na pięcie i podszedł do źródła swojego rozstania z przyjaciółmi.
-Um, hej. Tu wolne? - wskazał palcem na miejsce obok dziewczyny.
-Owszem. - powiedziała cicho Tenebris.
-Wybacz za tę awanturę. Wiem, że od razu się domyśliłaś, że o ciebie chodzi. Na prawdę przepraszam, ale wychodzi na to, że przez wiele lat zadawałem się z idiotami...
-Nie twoja wina, to oni ukrywali przez lata swoją prawdziwą twarz.
 Chłopak uśmiechnął się i zmierzwił swoją bujną czuprynę. Widać było, że wypowiedziane słowa dodały mu pewności siebie. Oparł się o ścianę i milczał, aby dziewczyna mogła spokojnie poczytać. Chwilę później awanturował się Dracon o jego obecność. Szybko jednak przestał, gdy zdenerwowana Tenebris podniosła na niego głos. On, wraz z resztą wtajemniczonych Ślizgonów, ustali obok drzwi nic nie mówiąc. Niedługo po tym przyszła profesor McGonagall i wpuściła ich do klasy.
 Tam również czekała ludzi niespodzianka. Złoty Dzieciak wraz z Księżniczką Ciemności usiedli w tej samej ławce, o dziwo, w pierwszym rzędzie. Nauczycielka zamrugała zdziwiona, lecz postanowiła się nie wtrącać. 



Ich przyjaźń rozwijała się. Coraz częściej można było zobaczyć ich razem nie tylko w bibliotece, ale także na korytarzu. Razem z nimi spędzali czas Ślizgoni. Na początku było to problematyczne. Potyczki słowne, rękoczyny, napięta atmosfera. Dracon i Harry nienawidzili się. Nawet psychopatyczna Lucy starała się nie wywoływać kłótni. Z czasem jednak wrogie nastawienie mijało. A to zaczęło niepokoić Albusa Dumbledora. 


 Dzień przed Nocą Duchów Harry Potter został wezwany do gabinetu dyrektora. Po pięciu minutach ustrzelił hasło i stanął na schodach, który pięły się w górę. Bardzo nie chciał tu być - wiedział, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Westchnął ciężko i otworzył drzwi. Była to ostatnia rzecz, jaką pamiętał.


---------------------------
Mega króciutko, ale weny mam mało. Muszę dalszą część dobrze przemyśleć, a także chcę, abyście trochę sobie poczytali. Dlatego Noc Duchów zostawię na następny rozdział ;)
Rozdziały są i tak rzadko, ale teraz także nie ulegnie to poprawie. Nie mam zamiaru spędzić całych wakacji przed komputerem :)
*wysoki i chudy

sobota, 30 maja 2015

Rozdział 13

 Poranek w pokoju Slytherinu był dla niej zupełnie czymś nowym. Blade światło wpadało przez okno, na zewnątrz musiała być piękna pogoda. Zielony baldachim nie zasłaniał jej łoża, zupełnie o tym zapomniała. Miała doskonały widok na pomieszczenie. W pozostałych pięciu łóżkach dziewczyny spały spokojnie. Obok legowisk ustawione były kufry, na wielkim regale stały opasłe tomiszcza jako pomoce do nauki na ich roku. W kominku trzaskał ogień, a i tak było zimno.
 Wzdrygnęła się i zakopała pod zieloną kołdrę. Na zegarze widniała godzina piąta. Miała jeszcze dużo czasu do śniadania. W jej głowie ciągle huczały słowa Tiary: "Jak mogłam nie rozpoznać dziedzica Slytherin'a.". Była czystą Ślizgonką, prawowitą członkinią tego domu. A tak bardzo chciała, aby było inaczej.
 W ponurych myślach tkwiła sześćdziesiąt minut. Współlokatorki nadal pogrążone były w marzeniach sennych. Wstała. Wyciągnęła z kufra czarne spodnie i lekki biały sweter. Na szczęście dopiero jutro zaczynały się lekcje. Pomaszerowała pod prysznic i odkręciła kurek z gorącą wodą. To zawsze pomagało jej się uspokoić. Pozwoliła, aby krople spływały gdzie chcą, nawet do oczu.
 Wysuszyła się zaklęciem i ubrała. Wykonała delikatny makijaż, włosy ułożyły się same. Weszła do Pokoju Wspólnego. Kilka osób już czekało na wyjście. Przywitali ją niepewnie, dwie osoby nawet lekko się pokłoniły. Skinęła głową i usiadła jak najbliżej ognia.
-Więc... Na prawdę jesteś córką Czarnego Pana? - zapytała pierwszoroczna. - Mój ojciec mi o tobie opowiadał.
-Doprawdy? - mruknęła - A jakie jest twoje nazwisko?
-Nott. Mój starszy brat się tu uczy, jest z tobą... znaczy się, z Panią, na jednym roku.
-Faktycznie, kojarzę.
 Dziewczę bardzo przypominało swojego brata. Czekoladowe włosy i szare oczy, drobna budowa ciała. Chudzinka. Obserwowała ją jakby z czcią.
-Nie zawracajcie mi teraz głowy. - zwróciła się do tłumiku gapiów.
 Kilka osób odsunęło się od razu. Zupełnie jakby usłyszeli rozkaz.Miało to swoje plusy, choć i tak było jej to obce. Jednak nie dane jej było siedzenie w samotności. Śmierciożerczynie postanowiły już wstać. Szybko znalazły się przy jej boku.
-Dzień dobry! - krzyknęła radośnie Rosier.
-Jak się spało? - zapytała doniośle Lucy.
-Mocno i w miarę dobrze. - odpowiedziała cicho. - A wy? O której się położyłyście?
 Najświeższych plotek dowiadywała się do śniadania. W Wielkiej Sali nie było jeszcze wszystkich uczniów, dzięki Merlinowi. Usiadła między dziewczynami i nałożyła sobie dwa tosty z szynką i serem. Jadła pomału i rozglądała się po sali spod grzywki. Spokój zakłócił znajomy głos.
-Jeżeli ta paskuda tu będzie, to nie tknę śniadania... - oznajmiła głośno Hanna About.
 Puchonka była jej przyjaciółką. Była. Tak samo jak reszta zaufanych przedstawicieli trzech bezkonfliktowych domów. Jej negatywne nastawienie automatycznie przeszło na Tenebris. Za nią wszedł Złoty Chłopiec Gryffindorru. Wszedł bez słowa, choć wzrok mimowolnie powędrował do stołu Slytherinu. Szybko odwrócił głowę i zasiadł do posiłku.
 Spokój po posiłku nie był jej przeznaczony. Musiała zgłosić się do dyrektora. Przed chimerą wymyślała hasło, aż w końcu trafiła na te odpowiednie.
-Mamba? Serio? - szepnęła do siebie z niedowierzaniem.
 Stanęła na schodku i czekała, aż dotrze pod drzwi. 
 Gabinet dyrektora był ogromny. Pełno w nim drobiazgów, regałów z opasłymi księgami, magicznymi szpargałami.... Przy schodach do prywatnych komnat stała poręcz, na której odpoczywał feniks. Leniwie czyścił swoje majestatyczne pióra. Tiara Przydziału drzemała na najwyższej półce, a portrety byłych dyrektorów żywo rozmawiały w swoich ramach. Sam Albus Dumbledore siedział w fotelu za biurkiem. Miał przygotowane filiżanki i dzbanek pełen herbaty. 
-Piękną mamy dziś pogodę, nieprawdaż? -zaczął pomału. - Co za szczęście, że dziś niedziela.
-Um, tak, panie dyrektorze. -przytaknęła Tenebris. - Czy mogłabym wiedzieć dlaczego tutaj jestem?
-Niecierpliwa jak swój ojciec...
 Riddle spięła się. Wiedziała, że rozmowa nie będzie należała do najmilszych. Profesor sięgnął do dzbanka i nalał herbaty. Ustawił filiżankę na jej miejscu i zaprosił gestem na fotel. Usiadła prosto i bez emocji obserwowała staruszka. Ten zaś kontynuował. 
-Nie spodziewałem się tego po tobie. Zawsze miła i uczynna, musiałaś mieć na sobie bardzo silne zaklęcia...
-Moje zachowanie nie ma tu nic do rzeczy. Czego pan chce? - zirytowała się. 
-Porozmawiać o twojej sytuacji. Czy wiesz, że stanowisz zagrożenie dla uczniów? Jesteś niebezpieczna. 
-Raczej wy dla mnie. Sama siebie nie zaatakowałam. Ja tylko istnieję.
-Otóż mylisz się. - oczy dyrektora błysnęły zza okularów. - Jesteś dokładnie taka sama jak ojciec. Ale jeszcze o tym nie wiesz. Będę cię obserwował.
 Tenebris fuknęła i podeszła do drzwi. Odwróciła głowę i rzekła:
-Nie jestem swoim ojcem.
 Percival uśmiechnął się gdy trzasnęły drzwi.



Zdenerwowana skierowała się na błonia. Wiedziała, że nie jest bezpieczna w tej szkole. Postanowiła jednak przemilczeć tę kwestię. Usiadła nad jeziorem.Chłodny powiew na twarzy nieco ją uspokoił. Na horyzoncie zbierały się chmury.
-Będzie padać. - mruknęła.
-Pewnie będzie burza, jest duszno. - usłyszała za sobą.
 Odwróciła się jak oparzona. Harry Potter tępo patrzył na niebo. 
-Czego chciał dyrektor och ciebie chciał? - zapytał jakby nigdy nic.
-Groził mi i ubliżał, nic poza tym. Dlaczego się tym interesujesz?
-Bo chciałem zacząć rozmowę. Kiedyś razem pracowaliśmy w bibliotece. Nad transmutacją, udzielałaś mi wtedy korepetycji. Kiedy się...
-Dowiedziałam? W te wakacje.
 Przytaknął na znak zrozumienia. Z dala usłyszeli głosy Ślizgonów.
-Nie będę przeszkadzał, ale wiedz, że wiem, że nie jesteś swoim ojcem. 
-Dziękuję.
 Odszedł szybkim krokiem. Riddle odetchnęła i uśmiechnęła się w duchu. W tej samej chwili dopadł ją Draco, wyraźnie nie zadowolony.
- Czego on chciał? - burknął.
-Niczego. Tylko rozmawialiśmy. Nie ma potrzeby się denerwować.
Mruknął coś i usiadł obok. Reszta poszła w jego ślady. Crabbe i Goyle wraz z Zabini'm grali w eksplodującego durnia, Pancy, Astoria i Milicenta plotkowały o kosmetykach. Lucy i Eria, papużki nierozłączki, rozprawiały o swoich "ulubionych zajęciach".
-Bądźcie ciszej lub nie mówicie o tym w ogóle. Dumbledore mnie obserwuje. 
 Spojrzały po sobie zdziwione, ale nie powiedziały nic. Szybko zmieniły temat.
 Spędzali tak czas dopóki Słońce nie zaszło za chmurami. Pierwsze krople deszczu schowały się w tafli wody. Pędem ukryli się w szkole. Traf chciał, że była akurat pora obiadu. Po posiłku poszli do Pokoju Wspólnego. Tenebris usiała na sofie i automatycznie okryła się kocem. Blase rozwalił się obok niej. Odchylił głowę do tyłu i znudzony oglądał sufit. 
-A więc, Księżniczko Ciemności... - zaczął chłopak. - Może zagrałabyś w szachy czarodziejów ze swoim uniżonym sługą?
 Lustrując wzrokiem bazyliszka Zabini'ego zgodziła się. 
-Nie nazywaj mnie tak.
-Dobrze, Księżniczko Ciemności.
 Policzyła w głowie do dziesięciu i postanowiła puścić tę uwagę obok uszu. Ślizgoński "Bad boy" rozstawił pionki. Dla siebie wybrał oczywiście białe. Wiedziała, że nie był to przypadek. Gra toczyła się zaciekle i przyciągała tłum gapiów. Ciężko było wyłonić zwycięzcę. Po bitej godzinie Riddle wreszcie udało się pokonać Blase'a.
-Dałem Ci fory.... - mruknął chłopak.
-Akurat. - uśmiechnęła się pod nosem. 
-Daj spokój, Bady boy'u, dobrze wiesz, że przegrałeś. - zaśmiała się Astoria. -Blase był na drugim miejscu najlepszego szachisty w Slytherinie, a ty go ograłaś. 
-Wcale nie jestem taka dobra. Po prostu czasami mam szczęście. - oznajmiła. 
 Zabini uniósł brew i burknął coś o "skromności Księżniczki Ciemności", co wywołało salwę śmiechu. Tenebris okryła się kocem i przymknęła oczy.


Obudziła się leżąc na czymś miękkim. Uniosła głowę do góry. Okazało się, że coś miękkiego pod jej głową to brzuch Malfoy'a.
-Wreszcie się obudziłaś. Myślałem, że się zsikam. - zażartował blondyn, po czym wstał i pobiegł do łazienki.
 Lucy przewróciła oczami.
- Dobrze, że wstałaś. Miałam już dość jego jęczenia na temat jego potrzeb fizjologicznych...
-Ile spałam?
-Jakieś dwie godziny. - wzruszyła ramionami blondyna. - Jest jakaś osiemnasta.
 Przetarła oczy, co było błędem. Syknęła z bólu chwytając się za bliznę.
-Kurwa...
-Wszystko w porządku? - zapytała się Eria.
-Nie. Muszę iść do Snape'a. - mówiąc to wstała.
 Opuściła Pokój Wspólny i skierowała się do gabinetu Opiekuna Domu. Zza zakrętu wyszła i wpadła na nią przyjaciółka Potter'a z masą książek w rękach.
-Uważaj jak chodzisz! - krzyknęła sprzątając rozrzucone tomy.
-Jakbyś nie zauważyła to ty na mnie wpadłaś. - warknęła Riddle. 
-Jasne. - usłyszała Hannę. - Wszystkie dokładnie widziałyśmy, że zrobiłaś to specjalnie. Pieprzona księżniczka, to, że twój ojciec to morderca to nie znaczy, że możesz nas terroryzować!
-O co ci chodzi?! Co ci zrobiłam, że się na mnie uwzięłaś? - zapytała wściekle. 
-Urodziłaś się! - wrzasnęła była koleżanka.
 Pomogła Gryfonce zbierać księgi, po czym razem szybko się od niej oddaliły. Tenebris nie mogła w to uwierzyć. W ponurych myślach dotarła do gabinetu. Zapukała i po usłyszeniu krótkiego "wejść" otworzyła drzwi. Profesor relaksował się przed gazetą.
-Panna Riddle. W czym mogę pomóc?
-Blizna znów dokucza.
 Przywołał odpowiednie eliksiry. Jeden dał jej do wypicia, drugim posmarował ranę. Ból szybko ustał.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. - odparł profesor. - Czy wszystko w porządku?
 Poinformowała nauczyciela o dzisiejszym zajściu z dyrektorem. Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami. Nie wyglądał na szczęśliwego.
-Nie wdawaj się w żadne awantury. - poprosił Severus.
 Dziewczyna podziękowała mu za radę i pomoc z niezagojoną do końca blizną. Do końca dnia przysłuchiwała się rozmowom swoich nowych znajomych. 

_________________
Ale mi się podoba ten rozdział. I pojawił się mega szybko! 
ps. Czytajcie komentarze, zdarza mi się odpowiadać na wasze pytania i rozwiewać wątpliwości :)

wtorek, 26 maja 2015

Rozdział 12

Tydzień minął jak nagły zryw wiatru. Spakowane kufry stały przed Malfoy Manor i czekały na pomniejszenie. Młodzież żegnała się z rodzicami. Tenebris stała przed swoim ojcem. Znajdowali się w jego komnatach. Ostatnie dni poświęciła nauce zasad, obowiązków i manier, do których została zobowiązana przez bycie córką Lorda Voldemorta.
 Pokłoniła się przed ojcem tak jak zwykły Śmierciożerca. Takie były nakazy. On kiwnął sztywno głową. Dziewczyna wyszła z jego komnat. Źle się czuła w takiej roli. Jeśli postąpiła niezgodnie z protokołem czekała ją bolesna kara. Miało to służyć odpowiedniemu przygotowaniu jej do roli prawej ręki Czarnego Pana. Zero rodzinnych stosunków i ludzkich zachowań - miała być nieczułym potworem niosącym strach wśród poddanych. Nie podobał się jej ten pomysł. Przez wiele lat marzyła o normalnej rodzinie, a teraz pragnienia legły w gruzach. Wyprostowała się i przyodziała maskę - czas wyjść do ludzi.
 Drzwi otworzyły się przed nią. Pokłoniono się jej nisko, choć wiadomo było, że jest niegroźną istotą. Bagaż został zapakowany, czekano tylko na nią. Narcyza bez słowa podała jej rękę. Chwyciła ją. Kilkoro Śmierciozerców działających w ukryciu przed światem kazało się chwycić ich reszcie młodzieży. Chwilę później stali już na peronie 9 i 3/4.
 Dookoła tłum. Biegające dzieciaki, zapłakane matki, uciekające koty... Była za pięć jedenasta, mieli jeszcze chwilę na rozmowę.
-Pamiętaj o nauce. I o...
-Tak, wiem. - przerwała pani Malfoy chwyciwszy się za medalion.
 Uśmiechnęła się niepewnie i uściskała dziewczynę po matczynemu. Nie miała pojęcia, że to takie miłe uczucie... Kobieta wyściskała również syna. Po tym geście mogli już iść do pociągu. Znaleźli całkowicie wolny, ostatni przedział, tuż obok przejścia do wagonu z bagażem. Zmieścili się wszyscy- całe dziewięć osób. Pansy położyła głowę na ramieniu Dracona, a Astoria oparła się na Blase'sie. Lucy i Eria pogrążyły się w plotkach a Crabbe i Goyle oczywiście jedli. Tenebris spojrzała za okno. Dochodziła jedenasta. Opiekunowie i młodsze bądź starsze rodzeństwo machało swoim dzieciom. Tak wyglądało to za każdym razem, gdy siedzieli w Hogwart Ekspress. Zazdrościła im tego, choć Narcyza chętnie dzieliła się matczyną miłością.
 Rozległ się gwizd i charakterystycznie szarpnęło. Już jechali. Mieli być na miejscu po zachodzie słońca. Tępo oglądała przemijające obrazy. Powoli mijał czas. Dziewczyny grały w szachy czarodziejów, a chłopcy ględzili o Quiddichu.
Wkrótce wstała.
-Idę się przejść.
 Jej głos był bezbarwny. Żadnej nuty emocji. Uczniowie zerknęli po sobie. Zanim zdążyli zareagować drzwi zamknęły się. Tenebris przeciągnęła się i ruszyła wgłąb pociągu. Gdy tylko weszła do drugiego wagonu gwar powoli ucichł. Osoby stojące w korytarzu pochowały się. I tak za każdym razem. Tylko wrogie, nieufne bądź przestraszone spojrzenia wierciły jej dziurę w plecach. Doszła tak na sam koniec pojazdu. Nie było tu nikogo. Przez szklane drzwi było widać tory.
 Usiadła w siedzie skrzyżnym przed uciekającym widokiem. Pojedyncza łza spłynęła po policzku. Wiedziała, że ten rok będzie ciężki. Skuliła się i oddychała głęboko. Nie chciała ukazać więcej słabości. Ludzie znali jej tożsamość. Ona była jedna. Ich setki.


 Ruszyła się stamtąd dopiero o zachodzie słońca. Całkowicie spokojna. Znów towarzyszyła jej cisza. Drzwi do swojego przedziału otworzyła szybko.
-Wróciłaś już. Chciałyśmy Cię już szukać. - powiedziała głośno Lucy. - Wzięłyśmy Ci ciastka dyniowe.
-Dzięki.
 Odpakowała jedno i ugryzła spory kawałek. Bardzo je lubiła.
 Zatrzymali się. Z tłumem innych uczniów udali się do wozów zaprzęgniętych w Testrale. Musieli się rozdzielić - wozy były sześcioosobowe. Dotarli do zamku. Nadal robił wrażenie, choć widoku szkoły z łodzi pierwszorocznym zazdrościła. Przeszli korytarzem do Wielkiej Sali. Zajęła swoje zwykłe krukońskie miejsce. Kilka osób odsunęło się od niej nieznacznie. Nie czuła się z tym dobrze.
 Wkrótce Tiara rozpoczęła swoje śpiewy. Tenebris nie słuchała jej. Biła brawo tak jak wszyscy, dla świętego spokoju. Przydzielono jedenastolatków, którzy promienieli radością. Jednak wesołość szybko prysła, gdy odezwała się Tiara. 
-Źle przydzieliłam jedną osobę. O tak, bardzo źle, bardzo źle! Muszę naprawić ten błąd, muszę... 
-Kim jest ta osoba? - odezwał się zaskoczony dyrektor. 
-Alice Smith! A może raczej Tenebris Riddle?
 Oczy wszystkich skierowane zostały na jedną osobę. Dziewczyna wstała niepewnie. Wolno podeszła do krzesła. Towarzyszyły jej niemiłe szepty. W środku była roztrzęsiona, ale musiała być twarda. Z kamienną twarzą usiadła na wyznaczonym miejscu i profesor Transmutacji założyła jej na głowę czarodziejki kapelusz. Ten bez zastanowienia wykrzyknął:
-SLYTHERIN!
Kilka osób zaklaskało, jednak reszta nie dała się porwać emocjom. Krawat automatycznie zmienił kolor. Szybkim krokiem dotarła na nowe miejsce wśród jej zwolenników. Dyrektor milczał przez chwilę, ale później wygłosił klasyczne ogłoszenia.
-I pamiętajcie, że wstęp do Zakazanego Lasu jest surowo zabroniony... Zajadajcie!
 Stoły pokryły się smakołykami. Była Alice nałożyła sobie kurczaka z ryżem i zaczęła dłubać w nim widelcem. 
-Zjedz coś. - mówiła Eria. - Chuda jesteś.
-Przy tobie owszem. - burknęła Tenebris. 
 Lucy zaśmiała się wrednie. 
-To, że Tiara "się pomyliła", to nie znaczy, że masz się załamać. Wiem, że wolisz być Krukonką, ale co zrobisz. Jesteś teraz wężem. Czas na posiłek, już! Chyba, że mam cię nakarmić osobiście...
 Groźba za skutkowała. Zjadła szybko, skusiła się nawet na ciastko. Później znikło wszystko. Dyrektor znów przemówił i odesłał wszystkich do dormitoriów. Dotarli do lochów. Było tu ponuro. Podali hasło. W środku było całkiem przytulnie. W kominku żywo palił się zielony ogień, na fotelach i sofach leżały koce. Na jednym z siedzisk czekał Severus Snape.
-Witam nowych Ślizgonów. Ja jestem waszym opiekunem. Każde nieposłuszeństwo będzie surowo karane. Za dobre zachowanie otrzymacie nagrodę. Jeżeli macie jakiś problem możecie udać się z nim do mnie. Starsi uczniowie pomogą wam w nauce, jeżeli napotkacie problemy. Przez jakiś czas drogę do poszczególnych klas pokażą wam wyznaczone osoby. Nie spóźniać się, nie będę was szukał po zapomnianych korytarzach! Jak na razie to wszystko. Mam nadzieję, że było to proste i wyraźne... - doniośle poinformował profesor, choć od niechcenia. - Riddle, do mnie proszę. 
 Córka Czarnego Pana podeszła do opiekuna. 
-Nie spodziewałem się takiego obrotu spraw, ale mam nadzieję, że się zaaklimatyzujesz wśród Ślizgonów. Wiem, że nie będzie ci łatwo, więc przyjdź do mojego gabinetu w piątek. Będziemy mogli porozmawiać, może coś doradzę.
-Dobrze profesorze. 
-Zmykaj spać. Będę wiedział kiedy będziesz musiała wyjść. Dlatego od razu kieruj się do mnie.
 Kiwnęła głową. Pobiegła za dziewczynami do ich dormitorium. Od razu widać było, że pokój powiększył się z myślą o niej. Jej łóżko znajdowało się przy oknie, za którym nie widać było nic przez wodę. Otworzyła kufer i przebrała się w piżamę. Tej nocy spała jak zaklęta.
____________
I znów długo. Nie wiem jak to jest, ale zawsze w połowie rozdziału mam zawiechę.. XD Ale rozdział pojawił się!

Zapraszam też na mojego oficjalnego bloga:  http://muffinkayum.blogspot.com/