poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Rozdział 17

 Czytasz? Komentujesz! 

Wieść o otruciu panienki szybko dotarła do każdego Śmierciożercy Wewnętrznego Kręgu. Prawie nikt nie ukrywał szoku. Jedynie Avery wydawał się być tym nieporuszony.
 Od początku przybycia córki Lorda Voldemorta mężczyzna spędzał z nią dużo czasu. Była to pewna forma przyjaźni. Dziwnym więc było jego postępowanie. Wiadomość tę przyjął spokojnie, z cieniem zadowolenia można by rzec. Nie uszło to uwadze czujnego Snape'a. Nietoperz jednak wolał na razie zachować tę informację dla siebie.
 Z czasem podejrzane zachowanie zaczęło być dostrzegane również przez innych. Noże były zaniedbane, a sposób zadawania ran zupełnie inny. Pod ręką zawsze pełny bukłak. Herbata zmieniła się na kawę, a jego wymówką była "zmiana smaku". Coś było nie tak.
 Potwierdziło się to pewnego grudniowego wieczora. Czarny Pan siedział przy kominku i obserwował zza okna szalejącą śnieżycę. Pogrążony w myślach gładził po głowie Nagini. Jego spokój zakłóciło pukanie do drzwi.
-Wejść. - syknął.
 Do pomieszczenia weszła zakapturzona postać. Drżała. Natychmiast pokłoniła się, choć z wyraźnym trudem.
-P-panie... Wybacz mi, że zakłócam twój spokój... - odezwał się kobiecy głos.
-Zdejmij kaptur. - odczekał chwilę, aż wykonała polecenie. - Jak cię zwą?
-Rozalija Avery, Panie. Jestem żoną Evana.
 -Powstań.
 Była o wiele niższa od wspomnianego Śmierciożercy. Ostatnim razem jak ją widział była chuda. Zupełnie jej nie poznał. Mógł się założyć, że była w siódmym miesiącu ciąży. Blond włosy opadały jej na twarz zasłaniając zaczerwienione od płaczu oczy. Gestem ręki wskazał jej fotel, na którym usiadła.
-Teraz już wiem dlaczego Evan znika na tak długo... Nie wiedziałem, że spodziewacie się dziecka...
-Evana nie było w domu od lata, dokładnie od 30 sierpnia. - wyszlochała Rozalija. - Nie wiem co się dzieje... Czy ma aż tak dużo misji? Dlaczego do mnie nawet nie pisze?
 Tom ściągnął brwi obserwując jak żona Avery'ego wyciera nos chusteczką. Był świadom zmian w zachowaniu swojego podwładnego, choć dziecko tłumaczyłoby wszystko.
-Co to ma znaczyć, że go nie było?
 Objęła swoje ramiona i opuściła głowę. Voldemort pochwycił różdżkę. Przypomniał sobie o przecieku wśród najwierniejszych. Wszystko zaczęło nabierać sensu...
-Przyszłam tu, bo myślałam, że on nie żyje. Gdzie się zatem podziewał? - dodała cicho.
-Najwyższa pora to ustalić. Ostatnio zachowuje się całkiem podejrzanie... GLIZDOGON!
 Do komnaty wpadł zgarbiony człowiek o szczurzym pysku. Pokłonił się nisko.
-Ręka, Glizdogonie. - rozkazał.
 Mężczyzna z iskierką strachu w oczach podał rękę z odsłoniętym Mrocznym Znakiem. Lord dotknął znaku swoją różdżką i wypowiedział zaklęcie w wężomowie. W ciągu dwudziestu minut, gdzie większość czasu było oczekiwaniem na Mistrza Eliksirów, zjawili się wszyscy wezwani. Animaga przegnano. Rozalija siedziała dalej na swoim miejscu.
-Bello, Rudolphusie, Rabastianie, Lucjuszu oraz Severusie. - rozpoczął spokojnie Roddle. - Zastanawiacie się pewnie dlaczego was do siebie wezwałem... Znacie zapewne żonę Evana, Rozaliję? Biedaczka przybyła do mnie ze względu na swojego męża... Czy ktoś wie, gdzie się podziewa Avery gdy znika?
-A nie wraca przypadkiem do domu? - zapytał Rudolph.
-Właśnie w tym problem. Gdzie się podziewa mój mąż? - wyszeptała.
-Severusie? Jak sądzisz... Co się dzieje z Avery'm? - zasyczał Czarny Pan.
 Snape podniósł wzrok na Lorda i zerknął na kobietę. Wyprostował się i odrzekł pełną powagą w głosie.
-Obserwuję go już od momentu otrucia panienki Tenebris. Czy prawdziwy Avery miałby w głębokim poważaniu tę sytuację? On to zignorował. Często znika... A aurorzy udaremniają nasze ataki na rodziny zdrajców krwi i ważnych mugoli... Znają każdy nasz ruch... Wydaje mi się, że jest to powiązane. To nie jest Evan. Ktoś się pod niego podszywa.
-To dlatego nosi ze sobą ten bukłak! - burknęła Bellatrix.
-Lub jest pod działaniem Imperiusa. - dodał Severus. - W bukłaku może być środek odurzający, dzięki któremu Evan jest bardziej podatny na działanie zaklęcia...
 Riddle przytaknął mu. Nakazał sługom usiąść. Czekało ich ustalenie planu działania...



 Wedle postanowień Snape przyszedł ostatni. Jedyne wolne miejsce znajdowało się z lewej strony Avery'ego. Jak po maśle, pomyślał Severus. Po prawej stronie Czarnego Pana siedział Yaxley gotowy do zdania raportu z ministerstwa. Odprowadzony wzrokiem zebranych zasiadł obok "kolegi po fachu". Mężczyzna zaczął swoją nużącą opowieść. Riddle wyciskał z niego wszystko, nawet informację o której Minister Magii udaje się do toalety. Zwykły raport trwał do godziny. Teraz jednak przesłuchanie wszystkich z jakimikolwiek informacjami przedłużyło się do trzech. Evan po kryjomu otworzył bukłak. Już chciał się z niej napić, kiedy usłyszał hasło.
-Co powiesz, Severusie? - miękko zapytał Lord.
 Nietoperz zerwał się i wyrwał naczynie z rąk szatyna. Powąchał i rzucił parę zaklęć. Podejrzany trzymany był w powietrzu, dla pewności, że nie ucieknie.
-Eliskir Wielosokowy z przedłużonym działaniem. Sprytne... - zaszydził.
Uśmiechnął się wrednie na widok obnażonych zębów szpiega. Nie minęło pięć minut i zaczął się przemieniać. Zmalał, to przede wszystkim. Mierzył może 176cm. Włosy stały się krótkie i mysie. Oczy z brązu przerodziły się w szare. Twarz zmieniła rysy na bardziej ostre. 
-No kto by się spodziewał... - wymruczała mu do ucha Bellatrix.
 Czarny Pan wyszczerzył się.
-Alex Dent. Tak dawno nas nie odwiedzałeś... Zaczynaliśmy tęsknić...
 Po sali przeszła salwa śmiechu. Intruz szarpnął się.
-Chciałbym odzyskać swojego nożownika, tego prawdziwego, oczywiście... Nie mamy jednak dużo czasu jak mniemam... Lucjuszu, tobie zostawiam wyciągnięcie informacji. Wierzę, że dasz radę dokonać tego w godzinę. Jeśli nie użyjemy Veritaserum. Reszta niech się przygotuje. Musimy być gotowi w każdej chwili.



Po niespełna czterdziestu minutach Dent wygadał wszystko. Tortury Malfoy'a były zawsze okrutne. Cały Wewnętrzny Krąg teleportował się w wyznaczone miejsce. Opuszczona chata znajdowała się dwadzieścia kilometrów od Doliny Godryka. Dookoła rósł las i nie było mowy o jakichkolwiek kręcących się mugolach. Miejsce idealne. 
 Otoczyli dom. Maski zasłaniały im twarze, a szaty łopotały na wietrze. Śnieg prószył delikatnie zbierając się na ich ramionach. Na sygnał wtargnęli do domu i rzucili zaklęcia ogłuszające. Nikt nie spodziewał się ataku toteż poszło im szybko. Rudolphus spętał zaklęciem pięciu mężczyzn i jedną kobietę. Wszyscy byli aurorami. Snape wtargnął do ich umysłów i po chwili już wiedział. 
 Odkrył dywan, pod którym ukryte były drzwi od piwnicy. Co za mugolskie metody... Pomyślał. Otworzył je szybkim Alohomora.
 Na samym dole leżało okaleczone ciało. Evan oddychał z trudem, brudne i spocone ciało okrywały strzępki ubrań. Do twarzy przykleiły mu się kosmki włosów. Szybko przenieśli go na środek domku. Mistrz Eliksirów przebadał go kilkoma zgrabnymi ruchami różdżki. 
-Nic mu nie będzie, ale trzeba szybko zaleczyć rany. 
 Czarny Pan przytaknął i dał sygnał do odwrotu. Zostawili za sobą wielkie ognisko...



_____________
Mam nadzieję, że Wam się podobało. Chciałam wreszcie rozwikłać zagadkę przecieku... Długo mi to zajęło, ale myślę, że rozdział jest dobry. :)


wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 16

Czytasz? Komentujesz! 

Obudzenie się było dla niej bolesne. Nie tylko głowa, ale i ciało paliło. Jęknęła żałośnie. Ktoś szybko podbiegł i wlał jej w gardło dwa paskudne eliksiry. Jeden z nich musiał być przeciwbólowy - po chwili było już względnie znośnie. Uchyliła lekko powieki. Obraz był rozmazany, ale jasny. Musiała być w Skrzydle Szpitalnym. Tak, na pewno była w Skrzydle Szpitalnym. Niepewnie uniosła się na łokciach. Jej ręce drżały, jakby podejmowała nie wiadomo jaki wielki wysiłek. Zauważyła przemykającą ciemną postać, wrzeszczącą na drugą - purpurową.
-...śmierć...trucizna...jak mogło...dopuścić! ...niewiniątka...wszędzie! - krzyczał znajomy głos.
 Czarny Pan.
 Jej ojciec był w szkole. Ale jak? Zrozumiawszy tylko urywki zdań mogła bez trudu wywnioskować. Została otruta. Nie wiedziała kto chciał się jej pozbyć. W szkole? Przecież to aż dziwne. Owszem, miała wrogów, ale żeby dochodziło aż do takich aktów nienawiści?
-..to tylko młodzieńcze wygłupy...niechcący...kto...chciał śmierci... - odparł lekceważąco drugi głos należący do dyrektora szkoły.
 No to pięknie. Uwięziona w słabym ciele nie wiedziała co dokładnie się stało. Zrezygnowana zaklęła pod nosem. Zwróciło to uwagę pielęgniarki, która w mgnieniu oka znalazła się przy niej.
-Słyszysz mnie? - zapytała troskliwie.
-Yhy... - wyjęczała Tenebris.
- Czy możesz powiedzieć mi, co się stało?
 Widziała cienie osób stojących za madame Pomfrey. Nie potrafiła ich zliczyć. Mimo to opowiedziała co pamięta. Wspomniała o zaklęciu rzuconym przez Rona, przebiegu uczty i o wypiciu soku, po którym zrobiło się jej gorzej. Kobieta przytakiwała, ale nie przerywała opowieści. Gdy dziewczyna zakończyła pielęgniarka rozgoniła wszystkich z wyjątkiem Czarnego Pana, któremu dała "pięć minut, inaczej i jego przypnie do szpitalnego łóżka".
 Przewracając oczami rozwścieczony Voldemort usiadł obok córki. Ta niepewnie spojrzała na niego.
-Długo spałam? - spytała słabym głosem.
-Tydzień. Prawie cię to zabiło. Podobno był to Eliksir wywołujący gorączkę, tylko nieudany, oczywiście. Stary idiota nawet nie ma zamiaru wyrzucić sprawców, a co ważniejsze, oświecić kto był tak odważny. Po twoich zeznaniach podejrzewam rudego.
 Tydzień... Zamknęła oczy i ściągnęła brwi. Bolała ją głowa. Nic dziwnego, że nie jest w stanie się podnieść. Siedzieli w ciszy, dopóki nie zjawiła się Poppy. Nie sądziła, że ktoś jest w stanie przegnać tego Czarnoksiężnika. Gdy wróciła napoiła dziewczynę kolejnymi eliksirami, po czym panna Riddle zapadła w sen.


 Łącznie przed dwa tygodnie tkwiła w sidłach pielęgniarki. Migiem udało się jej odzyskać siły, choć szybko się męczyła. W piątek po południu, zaraz po opuszczeniu szpitala musiała się skierować do gabinetu dyrektora. Rzuciła podane jej hasło do chimery i uniosła się ku górze wraz ze schodami. Na miejscu czekali na nią ojciec, profesor McGonagall państwo Weasley oraz rodzicie Deana i Seamusa. Oskarżeni również tam byli. Obserwowali przybyłą spod byka.
 Tenebris od razu poczuła się nieswojo. Przeczuwała aferę i to nie małą. Usiała we wskazanym fotelu odprowadzona wzrokiem zebranych.
-Chyba wszyscy wiemy dlaczego się tu zebraliśmy. Chłopcy narozrabiali. Czy coś jeszcze trzeba dodać? - rzucił lekceważącym tonem.
-Prawie zabili mi córkę nieumiejętnie przygotowanym eliksirem... - wysyczał.
-Przesadzasz, Tom. Dziewczyna żyje i ma się dobrze! Nie lepiej zapomnieć o całej sprawie? - starzec sięgnął po kolejnego dropsa.
 -Zapomnieć? - oburzyła się Minerwa. - Może jeszcze nazwiesz to nieszczęśliwym wypadkiem? Wlanie nieudanego eliksiru do dzbanka, z którego mógł się napić każdy Ślizgon! Panna Riddle prawie umarła! A ty nawet nie masz zamiaru wlepić tym chuliganom najmniejszego szlabanu!
-Całkowicie się z tym zgodzę, Minerwo... - odezwała się pani Weasley.
-Mamo... - jęknął rudzielec.
-Ronaldzie Weasley! Nie tak cię wychowywałam! - wykrzyknęła Molly. - Natychmiast przeproś pannę Riddle! A pan, panie dyrektorze, niech odpowiednio ukarze młodzież, najlepiej rocznym szlabanem!
-Nie ma mowy! - zaprotestował Gryfon. - Prędzej pocałuję Snape'a niż ją przeproszę!
 Ron trzasnął drzwiami. Profesor Transmutacji westchnęła i odebrała chłopcom po 50 punktów oraz przydzieliła każdemu roczny szlaban. Artur niepewnie podszedł do Czarnoksiężnika.
-Chciałbym przeprosić za swojego syna, panie... Riddle. Wiem, że nic nie usprawiedliwia jego działania.
-Owszem, nic. -odparł chłodno Voldemort. - Jednakże nie mam zamiaru zemścić się na waszej rodzinie... Myślę, że z tym moja córka sobie poradzi.
-Dz-dziękuję? - wydukał rudowłosy mężczyzna.
 Czarny Pan "pożegnał" zebranych i zniknął w kłębach czarnego dymu. 

_____________________
To tyle! Pomyślałam, że chyba lepiej będzie to wyglądało, jak urwę teraz i kolejną akcję umieszczę w kolejnym rozdziale. Muszę przemyśleć parę kwestii...