poniedziałek, 29 czerwca 2015

Rozdział 14

 Poranek był ciężki. Organizm odmawiał dziewczynie posłuszeństwa. Zaspanym wzrokiem omiotła piąty rok Slytherinu. Każdy z apetytem zajadał to co znalazło się na talerzu. A ona po prostu nie mogła. Strach przed dniem skręcał jej żołądek.
 Siedzący obok niej Dracon szturchnął ją lekko i zerknął na jej puste naczynia.
-Dlaczego nic nie jesz? Chodzi o Potter'a? - dociekał chłopak.
-Nie, Potter zachował się w porządku wobec mnie. Obawiam się raczej reszty uczniów. - mówiła uważnie obserwując Malfoy'a nakładającego jej jajecznicę. - Nigdy nie byłam w centrum zainteresowania, ale przez te wydarzenia czuję się osaczona.
-Nie przejmuj się, masz nas. Wiem, że wciąż jesteś wobec nas nieufna, to zrozumiałe. Nie wiem jak inni, ale gdy cię trochę poznałem, zmieniłem o tobie zdanie. Nie jesteś dziwna, po prostu patrzysz na świat pod kątem innych wartości. Szczerze mówiąc zazdroszczę ci tego. A teraz zjedz coś. A na Eliksirach siedzimy razem, dobra?
 Delikatny rumieniec wypełzł na jej policzki. Kiwnęła głową na znak zgody. Blondyn wyszczerzył się i z zadowoleniem ugryzł tosta z dżemem.
 Jak każdego pierwszego dnia nauki nauczyciele rozdawali plany lekcji. Był to poranek jęków i skrytych przekleństw. Gdyby nie samokontrola, każdy dom miałby ze sto ujemnych punktów na koncie. Opiekun Slytherinu zatrzymał się na chwilę przy córce swojego Pana.
-Jak się dziś czujesz?
-Jest o wiele lepiej, choć nadal nie mogę wykonywać wielu min. Ale dziękuję, profesorze. - odpowiedziała.
 Nauczyciel przytaknął i rozdał piątemu rokowi pergaminy. Lucy marudziła pod nosem i znęcała się nad nieszczęsną, i niczemu winną kiełbaską. Tenebris zerknęła na plan i z jękiem żałości wsadziła sobie kawałek jajecznicy do buzi. Zaczynali zajęciami z Transmutacji, oczywiście, w towarzystwie Gryfonów. Z ogólnych, jednodniowych obserwacji to oni byli najbardziej wrogo nastawieni na jej nową tożsamość. Zapowiadał się ciężki dzień.
 Po śniadaniu udała się na chwilę do dormitorium. Spakowała do torby wszystkie potrzebne księgi, czyste pergaminy, dwa pióra (tak na wszelki wypadek) oraz atrament. Jako jedna z pierwszych Ślizgonów dotarła pod klasę. Kilkoro Gryfonów spojrzało na nią z pogardą, ale ona postanowiła ich zignorować. Choć mimo tego i tak bolało.
 Usiadła pod ścianą i dokładnie zakryła to co wystawać nie powinno. Otworzyła podręcznik i zatopiła swój wzrok w morzu liter. Na chwilę oderwała się od rzeczywistości. Głośna kłótnia wyrwała ją z transu. Złota Trójca przeżywała swój kolejny kryzys.
-Przecież to wróg! Jak możesz o niej mówić tak samo jak o nas! To wróg! Nie przyjaciel! Nie ma w niej nic dobrego! - darł się Ronald.
 Ron. Długa tyczka*, typowy rudzielec. Był jednym z młodszych dzieci państwa Weasley, których kiedyś poznała na peronie witając się z Harry'm. Zawsze był wybuchowy jeśli chodziło o coś, z czym się nie zgadzał. A tym bardziej wtedy, gdy Potter, jego najlepszy kumpel, miał odmienne zdanie.
-Ronaldzie Weasley, uspokój się! - pisnęła Hermiona.
 Panna Greanger. Zbyt bardzo irytowała ją ta chodząca kupka włosów na przeciętnej wzrostem dziewczynie. Była zarozumiała, choć nie przy wszystkich. Jednak ostatni incydent odebrał resztki szacunku do tej mugolaczki.
 -Mam cię dość, Ron! Ciebie, twoich uprzedzeń i wrzasków! Zawsze ci się coś nie podoba. Nie moja chwila, że Dumbledore okrzyknął mnie Wybrańcem! Mam w dupie jego i jego zasady! Będę przyjaźnił się z kim chcę! - odezwał się Potter.
-Wybieraj, Harry. Albo ona, albo my. - burknął czerwony od złości chłopak.
-Ronald... - syknęła dziewczyna. - Nie powinniśmy się...
-Cudownie! Najwyższy czas na zmianę! Żegnam. - warknął Harry.
 Odwrócił się na pięcie i podszedł do źródła swojego rozstania z przyjaciółmi.
-Um, hej. Tu wolne? - wskazał palcem na miejsce obok dziewczyny.
-Owszem. - powiedziała cicho Tenebris.
-Wybacz za tę awanturę. Wiem, że od razu się domyśliłaś, że o ciebie chodzi. Na prawdę przepraszam, ale wychodzi na to, że przez wiele lat zadawałem się z idiotami...
-Nie twoja wina, to oni ukrywali przez lata swoją prawdziwą twarz.
 Chłopak uśmiechnął się i zmierzwił swoją bujną czuprynę. Widać było, że wypowiedziane słowa dodały mu pewności siebie. Oparł się o ścianę i milczał, aby dziewczyna mogła spokojnie poczytać. Chwilę później awanturował się Dracon o jego obecność. Szybko jednak przestał, gdy zdenerwowana Tenebris podniosła na niego głos. On, wraz z resztą wtajemniczonych Ślizgonów, ustali obok drzwi nic nie mówiąc. Niedługo po tym przyszła profesor McGonagall i wpuściła ich do klasy.
 Tam również czekała ludzi niespodzianka. Złoty Dzieciak wraz z Księżniczką Ciemności usiedli w tej samej ławce, o dziwo, w pierwszym rzędzie. Nauczycielka zamrugała zdziwiona, lecz postanowiła się nie wtrącać. 



Ich przyjaźń rozwijała się. Coraz częściej można było zobaczyć ich razem nie tylko w bibliotece, ale także na korytarzu. Razem z nimi spędzali czas Ślizgoni. Na początku było to problematyczne. Potyczki słowne, rękoczyny, napięta atmosfera. Dracon i Harry nienawidzili się. Nawet psychopatyczna Lucy starała się nie wywoływać kłótni. Z czasem jednak wrogie nastawienie mijało. A to zaczęło niepokoić Albusa Dumbledora. 


 Dzień przed Nocą Duchów Harry Potter został wezwany do gabinetu dyrektora. Po pięciu minutach ustrzelił hasło i stanął na schodach, który pięły się w górę. Bardzo nie chciał tu być - wiedział, że ta rozmowa nie będzie należała do najprzyjemniejszych. Westchnął ciężko i otworzył drzwi. Była to ostatnia rzecz, jaką pamiętał.


---------------------------
Mega króciutko, ale weny mam mało. Muszę dalszą część dobrze przemyśleć, a także chcę, abyście trochę sobie poczytali. Dlatego Noc Duchów zostawię na następny rozdział ;)
Rozdziały są i tak rzadko, ale teraz także nie ulegnie to poprawie. Nie mam zamiaru spędzić całych wakacji przed komputerem :)
*wysoki i chudy