piątek, 22 sierpnia 2014

Rozdział 3

 Na zwaciałych* nogach stała w ciemnym pomieszczeniu. Tuż obok drzwi stała lampa, która rzucała słabe światło na całe pomieszczenie. Udało jej się dostrzec zasłonięte okna, zanim jej uwagę zwrócił głos:
-Witam, Alice...
-D-dzień d-d-dobry, prooooszę pana-a. - wyjąkała przestraszona.
 Usłyszała cichy chichot i prawie niezauważalny szelest. W oka mgnieniu zapaliły się również pozostałe lampy. Jej oczom ukazał się łysy mężczyzna w obszernych czarnych szatach, który stał przed wielkim regałem z książkami, wyraźnie czegoś szukając. Ruchem dłoni dał jej znać, aby do niego podeszła. Mimo uginających się pod jej ciężarem kolan bardzo powoli podeszła do Voldemorta.
-Powiedz mi, proszę, który tytuł jest ciekawy? Jakoś nie mogę się zdecydować...
 Alice nie do końca wiedziała, co ma zrobić. Niepewnie przybliżyła się do półki i zerknęła na okładki. Pod nosem przeczytała jeden z mniej makabrycznych tytułów.
-Czy mogłabyś powtórzyć?
-"Jak umiejętnie władać Czarną Magią". - powiedziała nieco głośniej.
-A to ciekawe... - mruknął Czarny Pan i odwrócił się od regału.
 Powoli podszedł do ogromnego, czarnego fotela i usiadł na nim. Gestem dłoni dał znać, aby usiadła tuż obok niego. Zrobiła to, o co ją "prosił", choć bardzo nie podobała się jej ta sytuacja. Była w domu pełnym Śmierciożerców i na dodatek właśnie została zaproszona na herbatkę z Sami-Wiecie-Kim!  Obserwowała, jak pełne oddania skrzaty domowe znoszą dzbanki z kawą, herbatą i mlekiem, tacki z ciastami i ciasteczkami, i innymi łakociami.
-Częstuj się, damy mają pierwszeństwo...
 Niepewnie sięgnęła po ciasteczko oblane mleczną czekoladą. Voldemort za pomocą magii bez różdżkowej nakazał dzbankowi nalać herbaty do dwóch filiżanek. Leniwie dodał do każdego pełnego naczynka dwie kostki cukru.
-Skąd pan wiedział, ile ja... - zakryła szybko usta.
 Tom zaśmiał się cicho, choć Alice była wystraszona. Po raz pierwszy zdarzyło jej się zapomnieć do kogo mówi.
-Widzisz... - zaczął powoli. - Jesteśmy do siebie podobni. Bardzo podobni. Kiedy byłem w twoim wieku sięgnąłem po tę samą książkę, której tytuł przeczytałaś. Zazwyczaj zaczynam od czekoladowych ciastek i, jak ty, słodzę dwie kostki cukru. Nie zauważyłaś też podobieństwa między naszym... wyglądem. Otóż - dziewczyna uniosła pytająco brew. - oboje mamy palce pianisty. Dawno temu miałem identyczny kolor włosów i oczu jak ty...
-Jesteśmy spokrewnieni? - zapytała, mrużąc oczy.
-Owszem.
 Upił nieco herbaty. Brązowowłosa opuściła głowę w niedowierzaniu. Spodziewała się, czy może raczej miała nadzieję, że odpowiedź będzie brzmiała "nie". Nawet nie zauważyła, gdy zgniotła w dłoni smakołyk. Drżącym głosem zapytała:
-J-ak ba-ardzo?
 Voldemort zaś odpowiedział:
-Nie musisz się tak denerwować, córeczko.
 Nigdy nie czuła takiego szoku jak w tej chwili. Siedząc w fotelu zaczęła nerwowo wyłamywać palce i dziwnie się śmiać.
-Alice?
-Hahaha czy to jakieś żarty? - zaśmiewała się psychopatycznie. - Ty nie możesz być moim ojcem! ...
-Alice... - mężczyzna próbował jej przerwać.
-... Kto by cię zechciał? Kim była moja matka, że się z tobą przespała? Nie, to nie możliwe, haha, nie możliwe...
 Im dłużej się śmiała tym bardziej jej nastrój zmieniał się. Śmiech przerodził się w płacz i histerię. Czarny Pan wezwał do siebie Severusa Snape'a. Mistrz Eliksirów od razu zrozumiał w czym problem. Z małą walką wlał dziewczynie do gardła płyn z fiolki. Opadła na podłogę śpiąc jak kamień.




Gdy Czarny Lord wszedł do jej komnaty już nie spała. Patrzyła tępo w jeden punkt na ścianie i milczała, przyprawiając innych o dreszcze. Była tam jeszcze pani Malfoy ze świeżym ciastem, Snape, Avery oraz Rabastian. Pokłonili się przed panem i zajęli swoje miejsca. 
-Długo tak siedzi? - zapytał Voldemort.
-Jakąś godzinę. - odparł Severus z nutką niepokoju w głosie. 
 Przytaknął. Tego wieczoru wiele razy próbował nawiązać z nią kontakt, niestety bezskutecznie. Ciągle siedziała w tym samym miejscu i nie robiła nic "nowego". Zaskoczony zachowaniem swej córki Riddle zaszył się u siebie z butelką Ognistej Whiskey, a reszta zebranych rozeszła się do swoich komnat.




 Jej trans, jak to nazwali, trwał aż do końca wakacji. Na wszelki wypadek zakupili jej książki i inne przybory, choć nie zapowiadało się u niej na poprawę. Jednak tego dnia było zupełnie inaczej.
 Był to ostatni poniedziałek przed wakacjami, dokładnie dwudziesty siódmy sierpnia. Był to kolejny z upalnych dni, które męczyły mieszkańców Anglii od tygodnia. Około godziny trzynastej rozległo się pukanie do komnat Czarnego Pana. Poirytowany wstał z fotela i odstawił filiżankę mocnej herbaty. 
-Czego?! - syknął przeraźliwie, gdy otwierał drzwi.
 Jednak czekała go dość duża niespodzianka. Stała przed nim dziewczyna z przetłuszczoną szopą, zapadniętymi policzkami i wysuszoną skórą buzi. Oczy, pozbawione blasku, patrzyły na niego z niedowierzaniem.
-Czy na prawdę jesteś moim... ojcem? - wydukała płaczliwie.
-Alice... Oczywiście, że tak, Alice. Jestem twoim ojcem... - odparł.
  Był zdziwiony. Bardzo zdziwiony. Jednak zaprosił córkę do środka. Ledwo przebierając chudymi nogami weszła do pomieszczenia. Tom objął ją lekko i poprowadził na sofę, która stała w kącie pomiędzy regałami. Dalej ją obejmując usiadł i pogładził po włosach. Milczeli. Żadne z nich nie potrafiło odezwać się, ale nie przeszkadzało im to. Gdy głowa Alice opadła na jego ramie poczuł się szczęśliwy. Na prawdę szczęśliwy...

______________________________________________
Avada dla mnie raz! Zostałam zmolestowana i skończyłam to - więc i jest dedyk dla dwóch molestowaczek! Uwielbiam te wasze spamy :') 
I taka tam ciekawostka - mam w planie kolejny fik, ale na początek zapiszę go sobie na "brudno" na komputerze, aby później problemu nie było :D Zapraszam też na drugi blog z opowiadaniem :)