wtorek, 28 lipca 2015

Rozdział 15

Noc Duchów. Na korytarzach roiło się od wszelkich przerażających ozdób - zaczarowane pająki, mnóstwo nietoperzy, rzeźbione dynie... Pierwszoroczni biegali podekscytowani, zajadając się przy tym cukierkami, które dostali od Dumbledore'a.
 Dyrektor był w wyśmienitym humorze. Złote Trio znowu się zeszło i wszystko było jak dawniej. Jedynym problemem była dla niego Tenebris Riddle - córka słynnego Lorda Voldemorta, utrapienia całego Zakonu Feniksa. No może nie jedynym - zawsze zostawała jeszcze profesor Umbrigde, która wprowadzała te swoje rewolucje.


 W drzwiach od Wielkiej Sali Tenebris i Draco spotkali Herry'ego. Był dziwny. Nie zachowywał się tak jak zawsze. Cichy, obrzucił ich nawet lodowatym spojrzeniem.
-To nie jest nasz Harry. - szepnął Malfoy.
-Harry? Czy coś się stało? - zmartwiła się dziewczyna.
 Chłopak jednak nie odpowiedział, tylko przysiadł się do swoich przyjaciół. Ronald uśmiechnął się z wyższością, a Lucy, która obserwowała całe zajście z boku, zmrużyła niebezpiecznie oczy. Podeszła do dwójki Ślizgonów.
-Nie pasuje mi coś w jego zachowaniu. To nie Harry. Wydaje mi się, że ktoś się pod niego podszywa, choć nie ma to jakiegoś większego sensu... Co z tym zrobimy? Zawiadomimy Czarnego Pana?
-Ja go zawiadomię. - odparła Riddle. -Napiszę list po śniadaniu.
 Dziewczę przytaknęło i pociągnęło córkę Lorda za rękę w kierunku stołu. Całe to zajście całkowicie odebrało jej apetyt.


 Tuż po posiłku zasiadła nad czystym pergaminem. Opisała mu zaistniałą sytuację oraz podejrzenia jak najbardziej powstrzymując się od "zbędnych emocji." Po trzydziestu minutach odetchnęła i odchyliła się na krześle. Z lekką obawą przekazała list Draconowi, który popędził do sowiarni.
 Przez całe to zajście nie miała najmniejszej ochoty na wieczorną zabawę. Korciło ją ukrycie się w bibliotece do późna. O tej 21 mogłaby się prześlizgnąć do swojego łóżka. Z biegiem czasu była coraz bardziej przychylna dla tego pomysłu, choć wiedziała, że bez walki z Lucy i Erią to się nie uda. I miała rację.
 O 15 została zatrzymana przez wspomniane Ślizgonki.
-Dlaczego jeszcze się nie szykujesz? Jazda! - ponagliła ją blondyna.
 Tenebris nawet nie zdążyła zareagować. Została posadzona na swoim łóżku, a dziewczyny wyciągnęły przeróżne kostiumy. Przebierały w najrozmaitszych szmatkach. Gdy Eria odrzuciła na bok przebranie zwierzaka w dziewczynie aż coś drgnęło.
-Co to za kostium, który odrzuciłaś, Erio? - zagadnęła chłodnym tonem głosu.
-To coś? - zdziwiła się dziewczyna - To tylko leniwiec!
-Leniwiec... Pokaż mi go.
 Śmierciożerczyni niechętne wykonała rozkaz i z kwaśną miną oddała przebranie córce Voldemorta. Riddle obejrzała strój. Był genialny!
-Możecie ubierać się już same. Mam już kostium.
-Ale to badziewie i tandeta! - zaperzyła się Rosier.
-Może wolisz sama się w to ubrać? Nie? No to super, bardzo chętnie zostanę leniwcem. - oznajmiła Tenebris i poszła do łazienki się przebrać.
 Dziewczyny pokręciły głową i wróciły do przekopywania sterty ciuchów.


Sporych rozmiarów leniwiec siedział w fotelu w Pokoju Wspólnym. Czekał na przybycie reszty. Po chwili u jego boku stał zombie ze zmierzwionymi blond włosami, czarnoskóry wampir, mroczny pan z gitarą, dziewczyna-kot i dziewczyna przebrana za Lucjusza Malfoya. Zwarci i gotowi ruszyli do Wielkiej Sali. Tam kręciło się wiele osób w najróżniejszych strojach. Zasiedli na swoich stałych miejscach wśród radosnego gwaru.
 Po krótkiej przemowie dyrektora, zastanawiającej wszystkich czy aby na pewno Albus Dumbledore jest zdrowy na umyśle, na stole pojawiły się przysmaki. Ciasta i ciastka dyniowe, kurczaki, karkówka, pieczone i ubite ziemniaczki, kilka sałatek i masa innych słodyczy. Dzieciaki z okrzykiem radości sięgnęły po łakocie. Tenebris przewróciła oczyma i nałożyła sobie kawałek placka z dyni. Gdy wbiła widelczyk w ciasto ono nagle wybuchło. Część stołu Slytherin'u było nim pokryte. Riddle otarła twarz w akompaniamencie wrednego śmiechu Ronalda chowającego różdżkę za pazuchę. Zmrużyła oczy i jednym zaklęciem wyczyściła wszystko z resztek jedzenia. Nauczyciele obserwowali tę scenę z poważnymi minami. Tylko dyrektor uśmiechał się radośnie. 
 Nie słuchając cichych przekleństw towarzyszy nałożyła drugi kawałek i w spokoju go zjadła. Nie miała zamiaru nikogo prowokować, a zwłaszcza Dropsa. Wydzierając się lub rzucając klątwę na kochanych Gryfonków Cytruska mogłaby być w jeszcze gorszej sytuacji. Wiedziała, że ten mężczyzna jest zdolny do wszystkiego. 
 Jako pierwsza ze swojego otoczenia wzięła dzbanek z sokiem. Po odstawieniu pełnego naczynia wypiła płyn duszkiem. I to był błąd.
 Zrobiło jej się przeraźliwie zimno. Jej ciałem wstrząsały dreszcze, obraz przed oczami zaczął się rozmazywać. W ustach poczuła metaliczny posmak. Wstała od stołu lecz była zbyt słaba by iść. Przewróciła się z hukiem na podłogę, zwijając się z bólu w klatce piersiowej. Krew ciurkiem wypływała jej z buzi. Ktoś krzyknął. To była ostatnia rzecz, którą pamiętała. 

______________________________
Długo myślałam nad tym rozdziałem. Nie byłam pewna co do wydarzeń w Wielkiej Sali. Jest krótko, ale mam zamiar napisać więcej w następnym. I, kto wie, może wymyślę jak dalej pociągnąć wątek zdrajcy (tak mi się a propos blizny Teneś przypomniło...) Wybaczcie i proszę o wyrozumiałość - nie chcę pisać byle czego :)