piątek, 26 lutego 2016

Rozdział 23

 Zeszli do lochów. Dali reszcie sygnał do działania. Ubrani swobodnie ruszyli w stronę Wieży Gryffindoru. Byli pełni obaw, przecież zawsze coś mogło pójść nie tak. Stres dosłownie ich pożerał. Westchnęli ciężko.
-Masz hasło? - zapytała Blasea.
-Oczywiście, Księżniczko Ciemności. - Zabini odpowiedział  dziarskim głosem.
 Odbiegł od nich. Kątem oka zauważył, że poszli w umówione wcześniej miejsce. Przyspieszył. Im bardziej będzie wyglądał na zmęczonego tym lepiej. Na schodach złapał zadyszkę. Wyśmienicie. Był jednym z niewielu, który był pewien swojego powodzenia.
-"Odpocznę później" - pomyślał i przyspieszył.
 Pod portretem Grubej Damy wykrzyknął hasło. Zaskoczona otworzyła przejście i chłopak wpadł do środka. Niecodziennie do Domu Lwa wpadał Ślizgon. Blase był bardzo dobrym aktorem. Na środku Pokoju Wspólnego oparł się o kolana i wysapał.
-Harry Potter! - zakaszlał, a wspomniany chłopak podniósł się. - Dyrektor cię wzywa. - zakaszlał jeszcze raz. - Szybko, to pilne!
 I wybiegł odprowadzony zszokowanymi spojrzeniami. Harry poprawił okulary i wybiegł za nim. Pędzili do gabinetu Dumbledore'a, ale po drodze była zasadzka. Czarnowłosy chłopak nie zdążył zareagować i Draco zarzucił mu worek na głowę. Zaklęciem został związany jak prosię. Złapali go za ręce i nogi.
-Do bramy, już. - warknęła Riddle.
 Była zdenerwowana całą sytuacją, ale nie mieli wyboru. Szybko przemierzali korytarze, starając się unikać przy tym zbędnych świadków. Wystarczyły im same portrety, które same nie wiedziały, czy jest to kolejny dowcip uczniaków. Zatrzymali się przed wyjściem. Na dziedzińcu nie było nikogo. Po cichu przemieszczali się między kolumnami. Tenebris poszła pierwsza. Na końcu zabudowanego terenu rozejrzała się. Mieli szczęście. Pod bramą był tylko Severus. Pobiegli do niego, a ten od razu zaczął zdejmować zaklęcia ochronne. Metalowe drzwi otworzyły się i wszyscy razem udali się szybkim krokiem do Hogsmade. Tam mieli się spotkać z innymi Śmierciożercami.
-Pospieszmy się, zanim... - zaczął mówić Snape, gdy czerwony promień śmignął mu koło ucha.
 Około dwudziestu członków Zakonu Feniksa ścigało ich.
-Pierdolony Zakon! - zaklął siarczyście Snape odbijając przy tym kolejną klątwę.
 Zaczął się ostrzał. Był on silny i ciężko było się bronić. Byli jeszcze zbyt daleko od miasteczka i nie wiedzieli czy wsparcie w ogóle przybędzie. Nott oberwał w ramię. Krwawił mocno, ale ciągle trzymał Pottera. 
-Trzymaj się! - krzyknęła Tenebris.
 Walka była zacięta, choć zwolennicy Dropsa mieli przewagę liczebną. Po kilku minutach zaczynali przegrywać. Dwie osoby zostały ogłuszone, a kilkoro odniosło obrażenia. Ostatnia czwórka broniła zdobyczy. 
 Zaklęcia świstały im koło głów, a oni pomału opadali z sił. Blase miał rozciętą nogę, ale nadal walczył. Nott stracił dużo krwi. Oberwał także silnym zaklęciem, przez co stracił przytomność.  Parkinson była ogłuszona, a Dracon... Chłopak miał silny wstrząs mózgu. Tenebris, Severus, Blase i Astoria dyszeli ciężko.
-Poddejemy się? - zapytała nieśmiało Greengrass.
-Zgłupiałaś? Pewnie od razu wykonają na nas egzekucję! - oburzył się Zabini.
-Blase ma rację. - odezwał się Mistrz Eliksirów. - Musimy walczyć dalej. 
 Rzucali klątwy i odbijali je zarazem. Słabli z każdą sekundą. Artur Weasley zamachnął się różdżką, kiedy trafił go czerwony promień.
-Wsparcie... - odetchnęła Riddle. 
 Chmara Śmierciożerców przypuściła wściekły atak. Dwoje z nich, Augustus i Evan, przylecieli do pozostałej czwórki. 
-Nic wam nie jest? - zapytał Avery.
-Nie do końca. - Zabini wskazał swoją nogę. - Ale nie mamy czasu.
-Trzeba wziąć rannych, zanim zrobi to Zakon! I trzeba też dotrzeć do świstoklika...
 Mężczyźni podnieśli po jednej osobie i spróbowali się teleportować.
 Zaklęcia antyaportacyjne.
-No bez jaj! - burknął Rookwood.
-Trzeba polecieć. - stwierdził Evan, biorąc przy tym kolejną ranną osobę.
 Tak też zrobił Augustus. Odlecieli. Korzystając z zamieszania Snape przerzucił Pottera przez ramię.
-Złapcie się mnie i nie puszczajcie! - polecił.
 Tenebris i Blase złapali go za ręce i po chwili zmienili się w kłęby czarnego dymu. Wylądowali w Hogsmade, gdzie czekał na nich Lucjusz.
-Co tak długo? - burknął.
-Towarzystwo. Dracon jest ranny, ale już go zabrano w bezpieczne miejsce. 
 Malfoy zacisnął usta i zaprowadził ich do uliczki. Czkał na nich świstoklik - stara rękawiczka. 
-Za chwilę przeniesiemy się do Gringotta. czekają tam Lestrange.
 Złapali się za świstoklik i po chwili wylądowali w przestronnym, bogato zdobionym korytarzu. 
-Już się bałam, że nie przybędziecie.. - powiedziała Bellatrix. - Pięć minut temu przyszliśmy. Zdążyli wezwać ochronę. - wskazała głową na trupy. - Pospieszmy się , aurorzy niedługo tu będą. 
 Wsiedli do wagonu z Harrym w worku na głowie. Szarpał się coraz mocniej. Rudolphus spuścił hamulce. W tym samym czasie wpadli aurorzy z Dumbledorem na czele. Rozpoczął się szalony pościg za pędzącym wagonem. Znów świstały ponad ich głowami zaklęcia. Byli już blisko, coraz bliżej i... 
 Strumienie lodowatej wody zmoczyły ich, a wagon wypadł z toru. Upadek nie był bolesny. Tenebris szybko zdjęła worek z głowy Gryfona. W tym samym czasie dopali ich aurorzy. Ale Harry nie był tym samym chłopakiem, co przed chwilą.
________________________
Wiecie co? Udało się. I znaleźć chwilę czasu, i nabazgrolić coś na niemieckim, a później to przepisać. To nie to, że mi się nie chciało, jakby ktoś chciał mi zarzucić. Matura is coming, goodbye wena! Więc ponownie proszę o nie sranie się z 'KIEDY NASTĘPNY", to męczy. Wiem, że czekacie, ale nie jestem robotę, a maturzystę. To zobowiązuje. Dziękuję i do napisania kiedyś... (ale wrócę. luz.)