piątek, 30 października 2015

Rozdział 21

 Podróż mijała spokojnie. Do końca zostały dwie godziny, więc w przedziale była tylko Tenebris i Dracon. Deszcz zatrzymywał się na szybie, a krople co chwila tworzyły nowe ścieżki, którymi spływały w ciągu kilku sekund. Na parapecie leżały dwa niezjedzone ciastka dyniowe.
 Zajęli ostatni przedział, więc było tu całkiem cicho. Riddle leżała oparta o ramię swojego narzeczonego. Wreszcie miała czas, aby pomyśleć. Wcześniej rozgadane dziewczyny nie dawały jej spokoju. 
 Pamiętała jak pierwszy raz zraniły ją słowa Dracona. Było to w czwartej klasie podczas trwania Turnieju Trójmagicznego. Chłopak nie wyzywał jej zbyt często, więc raczej nie miała prawa aby się tym przejmować. Ale przejęła się i to bardzo. Postanowiła go unikać, przecież nie mogła sobie pozwolić na takie słabości. Chciała się skupić na nauce. I wychodziło jej to, ale... Zaczynało jej go brakować. Jego wyglądu, głosu, nawet zapachu. Była zła z tego powodu, przecież się nienawidzili. Ostatnie dni w sierocińcu dały jej się we znaki. Nie było go nigdzie. Nie rozumiała dlaczego aż tak bardzo pragnie jego towarzystwa, dopóki nie przyśnił jej się jednej nocy. I drugiej. I jeszcze kolejnej. Odkryła przyczynę. Była zakochana. Tak beznadziejnie zakochana w arystokracie, który patrzył na nią jak na psie gówno na trawniku. 
 A teraz? Mogła chłonąć jego zapach przy każdej najbliższej okazji. Miała prawo do słuchania jego głosu przy jakiejkolwiek rozmowie. Mogła wszytko. Czuła się tak, jakby dawno utracone skrzydła powróciły do niej. 
 Uniosła głowę i musnęła wargami policzek blondyna. Draco odwrócił się zaskoczony. Tenebris uśmiechnęła się nieśmiało i ponownie oparła się o jego ramię. Była pewna, że zrozumiał. 


Duże zamieszanie wokół nich wybuchło w Wielkiej Sali, gdy weszli do sali. Malfoy z dumą obejmował Księżniczkę Ciemności, która machała znajomym. Zanim wstał dyrektor dało się słyszeć głupawe chichoty oraz można było wyczuć setki par oczu starających się wychwycić jakieś pikantniejsze szczegóły. Sędziwy pedagog życzył im smacznego i na stołach pojawiły się potrawy i desery. Zjedli w spokoju, co jakiś czas odpowiadając na pytania o święta zadawane przez kolegów z roku. 
 Dyrektor powstał po zakończonej uczcie i przemówił:
-Mam nadzieję, że wszyscy wypoczęli w te święta! Przed wami drugi semestr i dużo nauki...
 Tenebris nie słuchała go. Jej wzrok spoczął na Harry'm, z którym działo się coś dziwnego. Dziewczyna mogła przysiąc, że jego oczy, wlepione w nią, stawały się bardziej świadome, choć kosztowało go to wiele wysiłku. 
-Pomóż mi! - krzyknął zrozpaczony i po chwili znów był omamiony. 
-Harry? - odezwała się Hermiona, wyraźnie zaniepokojona. - Wszystko w porządku?
 Uśmiechnął się nienaturalnie do koleżanki.
-Jasne! Musisz mi pomóc w nauce! - odpowiedział z entuzjazmem.
 Zdecydowanie coś tu nie pasowało. 
 Gdy usiedli przed płonącym zielonym ogniem kominkiem Riddle była pogrążona w myślach. 
-Potter nie jest sobą. - powiedziała z końcu.
-Co? -zdziwił się Draco. - O co ci chodzi?
-Podejrzewam, że Potter jest pod imperiusem. To by wyjaśniało jego zachowanie.  Wpadłam na to jak krzyknął "pomóż mi" w Wielkiej Sali. 
 Blondyn westchnął ciężko i zastanowił się przez chwilę.
-Tak, to by wyjaśniało jego zachowanie. Co zamierzasz z tym zrobić? 
-Nie wiem. - odparła zrezygnowana


 Po kilku dniach udała się na Wierzę Astronomiczną. Po dwudziestej pierwszej nikogo tu nie było. Usiadła na parapecie i wyjęła przyrządy do pisania.

Ojcze,
pragnę podzielić się z Tobą ciekawą informacją. Chodzi o Pottera. Podejrzewam, że jest on pod działaniem imperiusa rzuconego przed Dumbledore'a. Podczas kolacji próbował przełamać klątwę, ale nie udało mi się. Widziałam w jego oczach. Uważam, że prawdziwy Potter nie popiera Dumbledore'a. Rozmawiałam z nim o tym na początku roku szkolnego, choć nie dawał jasnej odpowiedzi. 
Chcę przełamać tę klątwę. Jeżeli Potter przejdzie na naszą stronę podetniemy społeczeństwu skrzydła. Proszę Cię o pomoc. Słyszałam o zaczarowanej wodzie, zmywającej każdą klątwę, w Banku Gringotta. Myślisz, że zachowa ona swoje magiczne właściwości poza tym miejscem?
Twoja córka


Ron z dnia na dzień wyglądał coraz gorzej. Cienie pod jego oczami były prawie czarne i zapadły mu się policzki. Było to efektem klątwy, która dokuczała mu bardziej niż poprzednio. Nic nie jadł, prawie nie spał. Był wrakiem człowieka, żyjący w ciągłym strachu. 
 Jego stanem zdrowia bardzo interesowała się Hermiona. Swoimi obawami podzieliła się z profesor McGonagall. Rudzielec wylądował w Skrzydle Szpitalnym. Pielęgniarka oznajmiła nauczycielce, że chłopak się przepracowuje i zostawiła go na noc, podając mu Eliksir Słodkiego Snu. Jednak jego sny nie były słodkie. Klątwa nadal działała, ale nie mógł się obudzić. Rano wyglądał jak po ataku dementora. 
 W środku stycznia już się nawet nie odzywał. Wszędzie widział pająki ogromne i włochate, paskudne. Na lekcjach wpatrywał się w jeden punkt i nawet drący się nad jego uchem Snape nie robił na nim żadnego wrażenia.
 Szesnastego stycznia było podobnie. Siedział skulony w kącie i wodził wzrokiem po suficie. Znalazł jedną interesującą go rzecz. To była jego ostatnia deska ratunku. 
 O północy wymknął się z dormitorium. W drżących, kościstych dłoniach trzymał gruby sznur. Pięć minut poświęcił na sploty i przymocowywanie. Po chwili czerwony fotel przewrócił się, aby odegnać koszmar na zawsze.

___________
I oto kolejny rozdział! Piszcie, czy Wam się podoba :) Jest krótko, ale w następnym mam zamiar napisać trochę więcej :P


poniedziałek, 12 października 2015

Rozdział 20

Czytasz? = Komentujesz!

Ten ranek był jednym z najgorszych, jakie przytrafiły się jej w życiu. Po śniadaniu, ona i Dracon, stawili się w salonie. Zasłony były rozsunięte, za oknem prószył śnieg. Zapowiadał się śliczny dzionek, ale widok, jaki zastali, zwiastował co innego. W fotelu siedział Czarny Pan, a obok niego państwo Malfoy. Nastroje mieli wyśmienite, a to na pewno świadczyło o niczym dobrym.
-Usiądźcie. - powiedział Voldemort uroczystym tonem. - Ufam, że znacie dokładnie prawo czarodziejów czystej krwi.
 Pokiwali głowami. Draco, jako członek arystokratycznej rodziny, zaznajomiony był z tym od dziecka. Tenebris zaś uczyła się go dopiero podczas minionych wakacji. Było jej ciężko pojąć niektóre sprawy i dopiero po wielu wyjaśnieniach mogła przyjąć to do wiadomości.
-Wyśmienicie. Macie już 15 lat, za dwa lata kończycie szkołę... Już najwyższa pora, zanim strzeli wam coś do głowy... - Lord spoważniał i machnął różdżką, a na palcach serdecznych nastolatków zalśniła złota obręcz i znikła. - Od dziś jesteście zaręczeni. Wieczorem odbędzie się bal i dopiero na nim się zobaczycie. Możecie już odejść do swoich pokoi.
 Pierwsza odeszła Tenebris. W biegu pokonała drogę do swoich komnat. Rzuciła się na łóżko. Natłok myśli i emocji zrobił swoje. Nigdy tak się nie czuła. Szloch wyrwał się jej z piersi, choć nie chciała ukazywać swojej słabości.
 W czasie, gdy próbowała się uspokoić, zjawiła się Bellatrix. Miała ze sobą białą suknię i inne przedmioty. Skrzywiła się lekko widząc dziewczynę w takim stanie. Nigdy nie była osobą wyrozumiałą, ale teraz miała inne rozkazy. Nie mogła od tak nawrzucać córce swojego pana.
-Dracon to dobra partia. Nie masz o co się martwić. Powinnaś być dumna. - rzekła chłodno.
 Riddle podniosła się i otarła łzy. Odetchnęła głęboko i zaczerwienionymi oczami spojrzała na kobietę. Opierała się o ścianę i mierzyła ją lekko krytycznym wzrokiem. Czuła się nieswojo ukazując swoją słabość, ale ciężko jej było zaakceptować to, co się wydarzyło.
-Łatwo ci mówić... Nie powiesz mi przecież, że ty także byłaś dumna wychodząc za Rudolpha.- wyszeptała.
-Byłam świadoma swojego obowiązku. - odparła krótko i ruszyła do łazienki.
 To będzie ciężki dzień.


 W swoim pokoju przebywał także Dracon. Krążył nerwowo po pokoju, a jego ścieżki obserwował stojący spokojnie Rudolph. Trzęsły mu się ręce i miał ochotę rozwalić wszystko na swojej drodze.
-To zniszczy naszą przyjaźń, wujku! Jak mam być spokojny, kiedy widziałem jej reakcję? - chłopak prawie krzyczał.
-Dziewczyna jest z nami od wakacji. Nie jest wychowana w świadomości, że to rodzice wybierają jej partnera. - mówił spokojnie mężczyzna. - Zrozumie. Chodź się przygotować.
-Nic nie rozumiesz... Boję się, że ją stracę...


Gwar, który przedostawał się przez wielkie wrota, świadczył o ogromnej liczbie gości. "Tatusiek" się postarał. Przyjęcie zaręczynowe wydawało się być ogromne. I takie było. Drzwi otworzyły się i wzrok wszystkich powędrował ku niej. Pomału schodziła ze schodów. Jej biała suknia z koronkowymi rękawami symbolizowała niewinność, wysoki kok i kilka kosmków otulających jej twarz pasowało idealnie. Czuła się jak Kopciuszek na balu, z tą różnicą, że radość była udawana.
 Sala była wielka. Ozdobiono ją białymi i czerwonymi różami, a wysokie okna przysłaniały jedwabne zasłony w kolorze ecru. Na stołach stały bogate bukiety i zapalone świece. Zastawa wykonana była z najdroższej porcelany. Ludzie ubrani byli w eleganckie stroje.
 Na dole schodów stał nieco zmieszany Dracon w klasycznym garniturze. Powitał ją poprzez ucałowanie dłoni. Stanęli ramię w ramię. Mimo wysokich obcasów Tenebis ciągle była niższa od młodego mężczyzny. Starała się przybrać arystokratyczny wyraz twarzy, choć sprawiało jej to sporo problemów. Malfoy natomiast nie miał z tym trudności.
 Rozległy się wiwaty. Ojciec chłopaka uciszył tłum i rozpoczął krótką przemowę. Mówił o planach weselnych, przysiędze wierności i innych sprawach organizacyjnych. Na koniec życzył wszystkim dobrej zabawy i znów wybuchła burza oklasków. Wynajęci muzycy zaczęli klasycznym walcem angielskim, a młodzi zgodnie z tradycją rozpoczęli taniec.
 Po 5 minutach usiedli przy stole. Tuż obok czekał Lord Voldemort oraz państwo Malfoy. Byli wniebowzięci, w przeciwieństwie do młodych. Po chwili pojawiły się potrawy i napoje, i trunki. Tenebris nie potrafiła się zdecydować na żaden kąsek. Stres i zagubienie robiło swoje. Jej niepewność zauważył Draco. Złapał ją za dłoń i, gdy nie odtrąciła go, uścisnął ją. Pochylił się do jej ucha i szepnął.
-Nie bój się. Wiem, że nasze zaręczyny nieco cię wystraszyły, ale wiedz, że nie mam zamiaru robić nic wbrew tobie. Proszę, rozmawiajmy tak jak dawniej. I polecam sałatkę z krewetkami, jest na prawdę smaczna.
Riddle uśmiechnęła się smutno i odwzajemniła uścisk. Spojrzała prosto w jego stalowe oczy.
-Ja także nie chcę niszczyć naszej przyjaźni i boję się, że może to nastąpić...
-Porozmawiajmy o tym później. Teraz jest bal, rozwesel się trochę. Nie myśl o tym, że wkrótce staniemy przed ślubnym kobiercem. - Uniósł jej dłoń i ucałował. - Dobrze?
 Zgodziła się, choć gest chłopaka był dla niej oczywisty. On na prawdę się cieszył z tych zaręczyn.


 O północy, gdy bal trwał w najlepsze, młodzi wybrali się na krótką przechadzkę. Nie mieli czasu, aby ze sobą na spokojnie porozmawiać, aż to tej pory. Wyszli na taras. Temperatura była bardzo niska, więc Tenebris od razu przeszyły dreszcze. Po chwili na jej ramionach znalazła się marynarka. Draco uśmiechnął się i objął dziewczynę.
 Stali przez chwilę w milczeniu. W głowie córki Voldemorta kłębiło się stado myśli za i przeciw, jak, kiedy i co teraz będzie. Chwilę później zdecydowała się na pierwszy krok.
-Jak ty to robisz? -zapytała cicho - Nie jesteś w ogóle zmartwiony zaręczynami? 
-Tylko trochę, ale poza tym czuję się dobrze. - usłyszała nieśmiałą odpowiedź.
 Kolejne pięć minut ciszy było wyjątkowo niezręczne. Ostrożnie schowała lodowate palce pod pachy i patrząc w podłogę zapytała:
-Od kiedy?
 Draco zesztywniał. Kątem oka udało jej się zauważyć, że jego twarz pokryła się lekkim rumieńcem, a ten z pewnością nie był od zimna. Odpowiedź była szybka i zdecydowana.
-Od jakiś dwóch lat. Zacząłem zwracać na ciebie uwagę i zastanawiać się dlaczego akurat ty. Na początku ignorowałem poczucie winy. No bo kto by się przejmował... szlamą? Z czasem sumienie dawało znać o sobie, więc z czasem ograniczyłem dręczenie cię do absolutnego minimum. Wiedziałem, że choć nie wiem co bym robił to i tak mi nie wybaczysz, a jeśli już to i tak nie możemy być w żaden sposób razem. Rodzice by mnie obdarli ze skóry. Tylko to mogłem zrobić. A teraz? Pojawiłaś się w moim domu, okazało się, że jesteś czystokrwista... I rodzice zaaranżowali małżeństwo z tobą! Co więcej, wybaczyłaś mi moje zachowanie... Jedyne, czego się teraz obawiam to możliwość stracenia z tobą dobrego kontaktu. Nie wiem, czy cokolwiek do mnie czujesz, ale mam nadzieję, że mimo zaręczyn będziemy rozmawiać tak jak dawnej.
 Nigdy w życiu nie spodziewała się takiego wyznania wiecznie cynicznego Malfoy'a. Zamknęła oczy i pozwoliła się mocniej objąć chłopakowi. Nie była pewna co do swoich uczuć co do niego. Na razie postanowiła o tym nie myśleć i położyła głowę na jego ramieniu. 



 Przemierzała ciemne korytarze lochów. Ściany, wykonane z czarnego kamienia, były wilgotne. Co jakiś czas wisiały płonące ogniem pochodnie, które i tak dawały bardzo blade światło. Zazwyczaj na przeciw światła były żelazne drzwi z malutkimi kratami na wysokości oczu. Pewnym było, że to są cele lub miejsca przeznaczone do tortur. W panującej tu głuchej ciszy słychać było delikatny trzepot jej szat - szat Śmierciożercy. Włosy związane miała w idealnie ciasny kok, z którego nie wystawał żaden zabłąkany kosmyk. Na oczach miała bardzo mocny makijaż, który potęgował wrażenie niezwykle groźnej i ważnej osoby. 
 Denerwowała się. Była tu dopiero trzeci raz. Pierwsze było spotkanie "organizacyjne" z ojcem. Długo tłumaczył jej rolę w walce oraz zarządzaniu oddziałami początkujących Śmierciożerców. Miała pracować w szkole pod czujnym okiem Dumbledore'a. Ukrywanie się wydawało się jej niemożliwe, ale poznała wiele przydatnych zaklęć maskujących i zwodzących. Do pomocy miała Erię i Lucy oraz zupełnie nową postać, którą pozna dopiero teraz. 
 Drugi raz dotyczył przebiegu wydarzeń. Nie tylko "imprezy powitalnej", ale i całej ceremonii. Nie mogła popełnić żadnego błędu. W przeciwnym razie czekał ją wyjątkowo bolesny wieczór. 
 Dotarła do końca korytarza. Przed wielkimi wrotami czekali na nią dwaj zakapturzeni mężczyźni. Mieli maski i oficjalny zakaz odzywania się, więc nie miała pojęcia z kim ma do czynienia. Sztywno kiwnęła im głową na powitanie. Odpowiedzieli tym samym i otworzyli drzwi. 
  W środku, na przeciw wejścia, stały dwa trony. Przed jednym, zdecydowanie większym, stał Lord Voldemort. Pozostała dwójka dołączyła do dwunastoosobowego kręgu. Najwierniejsi, najbardziej godni zaufania. W środku stały cztery osoby, ona miała być piąta. Majestatycznym, wyćwiczonym wręcz krokiem stanęła między nimi i oddała pokłon swemu ojcu. Rozpoczęła się ceremonia.
 Magią zerwano pozostałej czwórce maski. Draco, Eria, Lucy oraz czwarta, nieznana jej kobieta, stali sztywno i z obojętnym wyrazem twarzy spoglądali w stronę czarnego Lorda. Ten magią przywołał do siebie medaliony. Pięciu wybranych rozcięło lewe przedramiona młodych i z krwią na nożach podeszli do Voldemorta. Blada postać wymawiała zaklęcie w prawie tylko sobie znanym języku - mowie węży. Szkarłatny płyn z każdego ostrza wsiąkł do każdego medalionu z symbolem Salazara Slytherin'a. Za sprawą kolejnego zaklęcia trzy medaliony znalazły się na szyjach Erii, Lucy i trzeciej Śmierciożerczyny. W tym samym czasie wprowadzono dwie związane osoby. Byli to ich rówieśnicy. Tenebris rozpoznała w nich uczniów Hufflepuff'u i Ravenclaw. Szlamy.
-Dowiedźcie, że jesteście godni noszenia tych medalionów oraz do wypełnienia powierzonej wam misji.
 Było oczywiste co mają zrobić. W mgnieniu oka w dwie przerażone postacie pomknęły zielone promienie.  

_________________
Napisałam. Niektórzy powiedzą na reszcie, ja powiem, że niewyspanie służy mi w pisaniu wszelkich inicjacji. Mam nadzieję, że rozdział jest dobry, bo głowiłam się nad nim bardzo długi czas. Nie obijałam się i czytałam co kilka dni to co już miałam zapisane. I wymyślałam jak to zrobić. Tak więc (wiem, że nie zaczyna się zdania w ten sposób) zakończyłam.

I info dla wszystkich. Jestem w klasie maturalnej co oznacza dużo nauki. Pisanie komentarzy w postaci: KIEDY NASTĘPNY nie pomaga, a wręcz irytuje. Rozumiem i schlebia mi to, że podoba wam się to co tworzę i że czekacie na kolejne rozdziały... Chciałabym jednak, abyście nie zawalali mi ten sposób głowy. Wtedy nie dość, że chodzę zła to jeszcze siedzę przed ciężkim dla mnie rozdziałem i nic dobrego nie mogę wymyślić, bo do głowy same buble. Wybaczcie mi to, że w stosunku do tego zachowuję się tak jak zachowuję, ale nie jestem robotem. Mam nadzieję, że nie znielubicie mnie za to i troszkę wyluzujecie. Nie zapomniałam o pisaniu, ale mam też swoje życie, potrzeby i inne ważne sprawy typu egzamin dojrzałości.
Kocham was, Tenebris.