Czarny Pan nie mógł pogodzić się z tą informacją. Kiedy usłyszał tę straszną wiadomość musiał znieczulić się ognistą whiskey. Złość w nim wrzała, choć nie miał zamiaru zaatakować Snape'a zanim się nie wytłumaczy. Ale wytłumaczenie było bardziej niespodziewanie niż nieudolny lot na miotle byłego szukającego Slytherinu. Siedział więc wraz z Severusem i Narcyzą w swojej komnacie, a każdy z nich dzierżył bursztynowy napój.
-Nie rozumiem nadal jak aurorzy znaleźli się na tej polanie... - syczał. - Przecież musiała być tam osoba ze znakiem...
-Nie widziałem nikogo znajomego. - odburknął nieźle wstawiony Snape. - Może użyto wielosokowego?
-Nie jest to wykluczone. - wtrąciła sucho Narcyza. - Ale i tak jest to niepokojące. Aurorzy już muszą wiedzieć o istnieniu Tenebris, a dziewczynę trzeba będzie chronić...
-Zawsze ja jestem w szkole, ale niestety nie będę miał nad nią stuprocentowego nadzoru. Przydałby się ktoś, kto mógłby z nią siedzieć cały czas.
Voldemort kiwnął głową na znak zgody i upił łyk trunku. Wiedział dokładnie, kto mógłby pomóc...
Tenebris leżała w ciemnym pokoju z szeroko otwartymi oczami. Dzięki pełni księżyca widziała delikatny zarys mebli. Nie mogła spać, choć była piekielnie zmęczona. Ciągle miała w swojej głowie obraz lecącego w jej stronę zaklęcia. Widniał jeden duży problem - nikt nie wiedział co to było. Zaczęła doceniać bardziej moc magii niewerbalnej. Jednak przez to zaczęła ją również nienawidzić. Sięgnęła drżącą dłonią do twarzy i syknęła. Jej rana została podleczona tylko do tego stopnia, aby nie krwawiła. Nadal była świeża i bolała jak oparzenie.
Rozdzierał ją nie tylko ból fizyczny, ale i psychiczny. Została oszpecona za swoje pochodzenie mimo niewinności. Jednak nie to się liczyło. W ich mniemaniu była tylko kolejną maszyną do zabijania Sami-Wiecie-Kogo, swojego ojca. Pominięto ten fakt, że siedziała zazwyczaj w rezydencji nic nie robiąc, nie zabijając. Nie lubiła tego uczucia. Była bezradna, a przeciw niej stał prawie cały czarodziejski świat.
Na drugi dzień obudziły ją promienie słońca zza rozsuwanych zasłon. Skrzywiła się z wysiłkiem i zerknęła na zegarek. Była zaledwie 12! Zdecydowanie wolała gnić do końca życia w łóżku. Zawinęła się w kołdrę i wykręciła tyłkiem do światła.
-Nie możesz spędzić całego dnia w łóżku, kochanie. - powiedziała troskliwie Narcyza. - Musimy zająć się twoją raną. Poza tym został już tylko tydzień do szkoły i chcieliśmy zorganizować wieczorem jakieś ognisko. Co ty na to? Severus i Augustus zaczynają śpiewać po pewnej dawce alkoholu - zachichotała. - Nie smuć się.
-Nie ty zostałaś oszpecona. - burknęła Tenebris.
-Nie ja. Ale to nie powód do zamykania się przed całym światem. Przygotuję ci kąpiel. Może o zapachu podpłomyków? - mówiąc to zniknęła w łazience.
Riddle westchnęła i położyła się na plecach. Patrzyła tępo w sufit do czasu ponaglenia pani Malfoy. Ciężko było jej się podnieść, ale cóż zrobić? Wzięła szlafrok i poczłapała do przyjemnie pachnącej kąpieli. Zanurzyła się w ciepłej wodzie, a ochłodzona już piana przykleiła się do suchych jeszcze ramion. Westchnęła cicho i zamknęła oczy. Nie był to taki beznadziejny pomysł.
Narcyza krzątała się w łazience. Zdążyła przygotować jej ubrania, maści, leki przeciwbólowe i zamówić śniadanie do pokoju. Lubiła tę kobietę. Choć czasami bywała nadopiekuńcza.
Wygrzebała się z kąpieli i zakryła ręcznikiem. Pani Malfoy pomogła się jej osuszyć. Ubrała suknię z długim rękawem. Posiłek zjadła pomału, nie spiesząc się niepotrzebnie. Później Narcyza pomogła jej z nałożeniem maści i udały się na rozmowy z Czarnym Panem.
Nie przepadała za chodzącymi za nią wszędzie ochroną, ale szpiedzy w szkole... Uważała, że to ogromna przesada i ograniczenie jej wolności. Śmierciożerca w toalecie, sypialni, bibliotece... Tego było za wiele. Zbliżał się wieczór, więc ruszyła się z bujanego fotela w czytelni. Kroki swe skierowała w stronę ogrodu, pod wielki dąb, gdzie paliło się już ognisko.
Kilka osób już znajdowało się w szampańskim nastroju. Severus i Augustus wykładali mięso i szaszłyki na grilla, byli odpowiedzialni za jedzenie. Avery i Greyback dostarczyli drewna z lasu, Lucjusz stroił swą gitarę siedząc na pieńku, a Dracon wraz z Blase'm układali ławki dookoła paleniska. Reszta nosiła cieplejsze ubrania i koce, tak na wszelki wypadek. Przywitali się życzliwie z nastolatką. Dziewczyna odpowiedziała smętnie i przysiadła na jednej z ławek obok grilla.
-Mam nadzieję, że jesteś mocno głodna, panienko. Karkówka w ziołach to moja specjalność! - wyszczerzył się Rookwood. - A sałatki Severusa idealnie do tego pasują.
Uśmiechnęła się delikatnie.
-A boczek macie?
-Boczek, kałamarnice, kiełbasy, kaszanki i inne mięsa... A do tego sosy, sałatki i smaczne pieczywko.
-To będziecie mnie toczyć... - obnażyła zęby w ładnym, dziewczęcym uśmiechu.
Augustus zaśmiał się i wyłożył kiełbasę. Piękne zapachy przywiodły tu resztę. Lucjusz grał i kilka osób śpiewało. Trwała żywa rozmowa o wszystkim i o niczym. Był tu nawet sam Czarny Pan.
Czas leciał i niepostrzeżenie był już środek nocy. Księżyc chował się za horyzontem i huczna zabawa przeobraziła się w spokojną posiadówkę. Ogień parzył kolana i rozjaśniał lekko zmęczone twarze. Nastało milczenie przerywane trzaskiem paleniska. Znikąd pojawiły się dwie postacie.
Jedna z nich była nieco pulchna, choć kształty były przyjemne. Włosy miała długie i kręcone, w takim samym kolorze jak jej duże, orzechowe oczy. Spojrzenie miała przenikliwe i żywe, a uśmiech nadzwyczaj łagodny.
Druga była zupełnym przeciwieństwem koleżanki. Niska i chuda, o prostych złotych włosach sięgających za pośladki. Opadająca powieka sprawiała, że błękitne oczy wyglądały o wiele bardziej szaleńczo niż u Bellatrix. Usta miała pełne, wykrzywione we wrednym grymasie. Obie były młode.
Wszyscy zebrani wyszczerzyli się i radośnie poderwali z miejsc. Wyściskali dziewczyny i przybijali piątki lewą ręką.
Tenebris, cały czas siedząca obok ojca, patrzyła na nie spode łba. Zdała sobie sprawę z tego, że to Śmierciożercy, jednak widziała je po raz pierwszy.Wciągnęła kosmki zza ucha, aby zasłonić bliznę. Opuściła głowę, gdy podeszły do Czarnego Pana. Pokłoniły się.
-Misja wypełniona, mój Panie. - odezwała się blondyna.
-Wiele magicznych plemion wikingów opowiedziało się po naszej stronie. - dodała druga.
-Doskonale się spisałyście... - zazyczał. - Mam nadzieję, że podobały się wam wakacje. Całe szczęście, że skończyłyście o wiele wcześniej niż przewidywałem. Mam dla was kolejną misję. Otóż dziewczyna siedząca obok mnie to moja zaginiona córka. Ostatnio aurorzy dowiedzieli się o jej istnieniu, a to nie zakończyło się dobrze. W szkole będzie potrzebowała kurateli*. Mam nadzieję, że się rozumiemy?
-Ależ oczywiście, mój Panie, ale... jak to aurorzy dowiedzieli się...
-Mamy szpiega. - powiedział sucho.
Kilka osób zerwało się, choć największy strach dało się wyczuć od Avery'ego. Zaczął nerwowo wyłamywać palce, choć nigdy tego nie robił. Ten fakt Voldemort postanowił zachować dla siebie. Na razie. Kobiety usiadły obok rodziny Riddle. Poczęstowano je smakołykami, a one chętnie zajadały. Rozmowy znów się ożywiły. Nowo przybyłe opowiadały o swojej wyprawie, co jakiś czas wybuchały salwy śmiechu. Z rozmów wynikało, że blondyna nazywała się Lucy Marlow, a szatynka Eria Rosier, która była córką Evana.
Tenebris potarła sennie oczy. Środki przeciwbólowe przestawały działać, więc syknęła z bólu. Snape wstał i zawołał chłopaków.
-Chyba już pora. Choć, odprowadzimy cię, panienko.
Mruknęła coś pod nosem i poczłapała w stronę domu. Szła coraz wolniej, więc Augustus wyczarował koc. Położyła się na nim, a oni podnieśli ją trzymając za rogi materiału. Lekko nią bujało, co tylko przyspieszyło podróż do krainy snów.
*kuratela - uciążliwa opieka.
_________________________
Ale fajne słówko wam znalazłam ^^ Pretensje do mojej historyczki..
Trwało długo z powodu wyjazdów. Jak na razie jestem na miejscu, więc cośtam się pisze. Miłego czytania!
-Nie rozumiem nadal jak aurorzy znaleźli się na tej polanie... - syczał. - Przecież musiała być tam osoba ze znakiem...
-Nie widziałem nikogo znajomego. - odburknął nieźle wstawiony Snape. - Może użyto wielosokowego?
-Nie jest to wykluczone. - wtrąciła sucho Narcyza. - Ale i tak jest to niepokojące. Aurorzy już muszą wiedzieć o istnieniu Tenebris, a dziewczynę trzeba będzie chronić...
-Zawsze ja jestem w szkole, ale niestety nie będę miał nad nią stuprocentowego nadzoru. Przydałby się ktoś, kto mógłby z nią siedzieć cały czas.
Voldemort kiwnął głową na znak zgody i upił łyk trunku. Wiedział dokładnie, kto mógłby pomóc...
Tenebris leżała w ciemnym pokoju z szeroko otwartymi oczami. Dzięki pełni księżyca widziała delikatny zarys mebli. Nie mogła spać, choć była piekielnie zmęczona. Ciągle miała w swojej głowie obraz lecącego w jej stronę zaklęcia. Widniał jeden duży problem - nikt nie wiedział co to było. Zaczęła doceniać bardziej moc magii niewerbalnej. Jednak przez to zaczęła ją również nienawidzić. Sięgnęła drżącą dłonią do twarzy i syknęła. Jej rana została podleczona tylko do tego stopnia, aby nie krwawiła. Nadal była świeża i bolała jak oparzenie.
Rozdzierał ją nie tylko ból fizyczny, ale i psychiczny. Została oszpecona za swoje pochodzenie mimo niewinności. Jednak nie to się liczyło. W ich mniemaniu była tylko kolejną maszyną do zabijania Sami-Wiecie-Kogo, swojego ojca. Pominięto ten fakt, że siedziała zazwyczaj w rezydencji nic nie robiąc, nie zabijając. Nie lubiła tego uczucia. Była bezradna, a przeciw niej stał prawie cały czarodziejski świat.
Na drugi dzień obudziły ją promienie słońca zza rozsuwanych zasłon. Skrzywiła się z wysiłkiem i zerknęła na zegarek. Była zaledwie 12! Zdecydowanie wolała gnić do końca życia w łóżku. Zawinęła się w kołdrę i wykręciła tyłkiem do światła.
-Nie możesz spędzić całego dnia w łóżku, kochanie. - powiedziała troskliwie Narcyza. - Musimy zająć się twoją raną. Poza tym został już tylko tydzień do szkoły i chcieliśmy zorganizować wieczorem jakieś ognisko. Co ty na to? Severus i Augustus zaczynają śpiewać po pewnej dawce alkoholu - zachichotała. - Nie smuć się.
-Nie ty zostałaś oszpecona. - burknęła Tenebris.
-Nie ja. Ale to nie powód do zamykania się przed całym światem. Przygotuję ci kąpiel. Może o zapachu podpłomyków? - mówiąc to zniknęła w łazience.
Riddle westchnęła i położyła się na plecach. Patrzyła tępo w sufit do czasu ponaglenia pani Malfoy. Ciężko było jej się podnieść, ale cóż zrobić? Wzięła szlafrok i poczłapała do przyjemnie pachnącej kąpieli. Zanurzyła się w ciepłej wodzie, a ochłodzona już piana przykleiła się do suchych jeszcze ramion. Westchnęła cicho i zamknęła oczy. Nie był to taki beznadziejny pomysł.
Narcyza krzątała się w łazience. Zdążyła przygotować jej ubrania, maści, leki przeciwbólowe i zamówić śniadanie do pokoju. Lubiła tę kobietę. Choć czasami bywała nadopiekuńcza.
Wygrzebała się z kąpieli i zakryła ręcznikiem. Pani Malfoy pomogła się jej osuszyć. Ubrała suknię z długim rękawem. Posiłek zjadła pomału, nie spiesząc się niepotrzebnie. Później Narcyza pomogła jej z nałożeniem maści i udały się na rozmowy z Czarnym Panem.
Nie przepadała za chodzącymi za nią wszędzie ochroną, ale szpiedzy w szkole... Uważała, że to ogromna przesada i ograniczenie jej wolności. Śmierciożerca w toalecie, sypialni, bibliotece... Tego było za wiele. Zbliżał się wieczór, więc ruszyła się z bujanego fotela w czytelni. Kroki swe skierowała w stronę ogrodu, pod wielki dąb, gdzie paliło się już ognisko.
Kilka osób już znajdowało się w szampańskim nastroju. Severus i Augustus wykładali mięso i szaszłyki na grilla, byli odpowiedzialni za jedzenie. Avery i Greyback dostarczyli drewna z lasu, Lucjusz stroił swą gitarę siedząc na pieńku, a Dracon wraz z Blase'm układali ławki dookoła paleniska. Reszta nosiła cieplejsze ubrania i koce, tak na wszelki wypadek. Przywitali się życzliwie z nastolatką. Dziewczyna odpowiedziała smętnie i przysiadła na jednej z ławek obok grilla.
-Mam nadzieję, że jesteś mocno głodna, panienko. Karkówka w ziołach to moja specjalność! - wyszczerzył się Rookwood. - A sałatki Severusa idealnie do tego pasują.
Uśmiechnęła się delikatnie.
-A boczek macie?
-Boczek, kałamarnice, kiełbasy, kaszanki i inne mięsa... A do tego sosy, sałatki i smaczne pieczywko.
-To będziecie mnie toczyć... - obnażyła zęby w ładnym, dziewczęcym uśmiechu.
Augustus zaśmiał się i wyłożył kiełbasę. Piękne zapachy przywiodły tu resztę. Lucjusz grał i kilka osób śpiewało. Trwała żywa rozmowa o wszystkim i o niczym. Był tu nawet sam Czarny Pan.
Czas leciał i niepostrzeżenie był już środek nocy. Księżyc chował się za horyzontem i huczna zabawa przeobraziła się w spokojną posiadówkę. Ogień parzył kolana i rozjaśniał lekko zmęczone twarze. Nastało milczenie przerywane trzaskiem paleniska. Znikąd pojawiły się dwie postacie.
Jedna z nich była nieco pulchna, choć kształty były przyjemne. Włosy miała długie i kręcone, w takim samym kolorze jak jej duże, orzechowe oczy. Spojrzenie miała przenikliwe i żywe, a uśmiech nadzwyczaj łagodny.
Druga była zupełnym przeciwieństwem koleżanki. Niska i chuda, o prostych złotych włosach sięgających za pośladki. Opadająca powieka sprawiała, że błękitne oczy wyglądały o wiele bardziej szaleńczo niż u Bellatrix. Usta miała pełne, wykrzywione we wrednym grymasie. Obie były młode.
Wszyscy zebrani wyszczerzyli się i radośnie poderwali z miejsc. Wyściskali dziewczyny i przybijali piątki lewą ręką.
Tenebris, cały czas siedząca obok ojca, patrzyła na nie spode łba. Zdała sobie sprawę z tego, że to Śmierciożercy, jednak widziała je po raz pierwszy.Wciągnęła kosmki zza ucha, aby zasłonić bliznę. Opuściła głowę, gdy podeszły do Czarnego Pana. Pokłoniły się.
-Misja wypełniona, mój Panie. - odezwała się blondyna.
-Wiele magicznych plemion wikingów opowiedziało się po naszej stronie. - dodała druga.
-Doskonale się spisałyście... - zazyczał. - Mam nadzieję, że podobały się wam wakacje. Całe szczęście, że skończyłyście o wiele wcześniej niż przewidywałem. Mam dla was kolejną misję. Otóż dziewczyna siedząca obok mnie to moja zaginiona córka. Ostatnio aurorzy dowiedzieli się o jej istnieniu, a to nie zakończyło się dobrze. W szkole będzie potrzebowała kurateli*. Mam nadzieję, że się rozumiemy?
-Ależ oczywiście, mój Panie, ale... jak to aurorzy dowiedzieli się...
-Mamy szpiega. - powiedział sucho.
Kilka osób zerwało się, choć największy strach dało się wyczuć od Avery'ego. Zaczął nerwowo wyłamywać palce, choć nigdy tego nie robił. Ten fakt Voldemort postanowił zachować dla siebie. Na razie. Kobiety usiadły obok rodziny Riddle. Poczęstowano je smakołykami, a one chętnie zajadały. Rozmowy znów się ożywiły. Nowo przybyłe opowiadały o swojej wyprawie, co jakiś czas wybuchały salwy śmiechu. Z rozmów wynikało, że blondyna nazywała się Lucy Marlow, a szatynka Eria Rosier, która była córką Evana.
Tenebris potarła sennie oczy. Środki przeciwbólowe przestawały działać, więc syknęła z bólu. Snape wstał i zawołał chłopaków.
-Chyba już pora. Choć, odprowadzimy cię, panienko.
Mruknęła coś pod nosem i poczłapała w stronę domu. Szła coraz wolniej, więc Augustus wyczarował koc. Położyła się na nim, a oni podnieśli ją trzymając za rogi materiału. Lekko nią bujało, co tylko przyspieszyło podróż do krainy snów.
*kuratela - uciążliwa opieka.
_________________________
Ale fajne słówko wam znalazłam ^^ Pretensje do mojej historyczki..
Trwało długo z powodu wyjazdów. Jak na razie jestem na miejscu, więc cośtam się pisze. Miłego czytania!
Cześć! Tak przy okazji, jestem pierwsza! Chyba po raz pierwszy mi się zdażyło :-).
OdpowiedzUsuńWow, wreszcie kolejny rozdział. Jest całkiem fajny, chociaż mógłby być trochę dłuższy, ale, jak to mówią, trzeba brać, a w tym wypadku raczej czytać, co dają ;-). Trochę zabrakło mi tu bogatszej reakcji Toma na atak na jego córkę, ale zrekompensowałaś się dodaniem do historii Rookwood'a (po prostu uwielbiam tę postać, zwłaszcza Dzioba z Szach mat!, czyli HG/SS bez cukry, jak nie czytałaś to naprawdę polecam, i te jego k*rwy :-)). Wyobraziłam go sobie pieczącego kiełabaski na grillu w otoczeniu Snape'a i Voldemorta leżącego na hamaku w hawajskiej koszuli (kiedyś spotkałam się z takim z jednym w fanfiction i wolę tego nie pamiętać). Hahaha, atak śmiechu i ból przepony gwarantowany. Pojawiła się również Narcyza, bardzo ja lubię i już mi smutno na myśl, że niedługo Tenebris (swoją droga, kiedy zmieniłaś jej imię? Chyba mam jakieś zaległości w poprzednich rozdziałach) wyjedzie do Hogwartu. Ale z drugiej strony, wtedy uspotka się z Potter'em (nie przepadam za nim, w końcu zabił Toma, ale jestem ciekawa reakcji Tenebris na chłopaka). Szpieg, pojawił się szpieg! Normalnie bez wahania wszkazałabym Severusa, ale mając w pamięci jego reakcję na aurorów, wnioskuję, że to musi być inny. Pytanie tylko kto? Strzelam, że to Avery, ale nic nie jest pewne. Wprowadziłaś nowe postacie, jestem ciekawa ich charaktrów, zwłaszcza że mają sprawować kuratelę nad młodą Riddle. Jedna z dziewczyn już zdobyła moje serce tym porównaniem: ,,opadająca powieka sprawiała, że błękitne oczy wyglądały bardziej szaleńczo niż u Bellatrix".
Czekam z niecierpliwością na następny rozdział i nową zdradę zdrajcy (mimo mojej całkowitej lojalności do Toma).
Pozdrawiam i życzę weny,
Zaczytana
Bohaterka ta inspirowana moją nauczycielką od polskiego xD
UsuńRozdział oczywiście jak zawsze świetny! Wiesz co to jest już trochę nudne, że nie mogę na żaden z twoich rozdziałów ponarzekać, to jest na serio nie fer! Ale teraz już na poważnie: bardzo podoba mi się twój styl pisania. A gdy wyobraziłam sobie Lucjusza siedzącego na pieńku i grającego na gitarze to .... :) Mam nadzieję, że na kolejny rozdział nie każesz nam tak długo czekać? :D Weny i pozdrawiam ;)
OdpowiedzUsuńWybaczcie ;-; Postaram się szybciej!
UsuńJuż myślałam że o nas zapomniałaś :D Rozdział jak zwykle świetny. Nie mogę sobie wyobrazić Severusa robiącego sałatki hihi. Już prędzej Lucjusza z gitarą siedzącego na pieńku i brzdękającego melodię :P
OdpowiedzUsuńSzpieg, mamy szpiega!! Stawiam na Averego. Podpadł mi tym wyłamywaniem palców. Ja sama tak robię jak ktoś mnie przyłapie na kłamstwie więc od razu mi się to nie spodobało. Mam nadzieję że jeśli to on to już nic więcej nie zdradzi Feniksom.
Szkoda że na każdy kolejny rozdział każesz nam czekać tak długo.
Mam nadzieję że postarasz się to zmienić :D
Serdecznie pozdrawiam i dużo weny życzę :)
Twojego bloga znalazłam przypadkowo, kilka miesięcy temu.
OdpowiedzUsuńRozdziały komentowałam pod innym nickiem, komentarze te zazwyczaj były krótkie.
Dzisiaj postanowiłam usiąść przed laptopem i skleić coś dłuższego.
Naprawdę lubię Twój blog. Rzadko kiedy przytrafia się taka dobra historia o córce Voldemorta. Większość tych "córeczek" to zwykłe bezmyślne Mary Sue.
Twoja nie, Twoja jest inna, jest lepsza.
Cieszę się, że wreszcie dodałaś rozdział, dzielnie czekałam!
Kiedy wyobraziłam sobie Voldemorta przy ognisku moja genialna wyobraźnia pokazała mi obraz takiego, który piecze kiełbasę na patyku. A Lucjusz z gitarą...!
W innym przypadku nie spodobałoby mi się to, ale z twoim opowiadaniem jest inaczej.
Naprawdę, to jest super.
Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybko!
Pozdrawiam i życzę duuużo weny,
Rosier.
Świetny pomysł z ogniskiem! Aż wyobraziłam sobie Voldemorta z czapką kucharską na głowie i smażącego kiełbaski na grillu :)
OdpowiedzUsuńŻyczę weny i pozdrawiam.