Poranek w pokoju Slytherinu był dla niej zupełnie czymś nowym. Blade światło wpadało przez okno, na zewnątrz musiała być piękna pogoda. Zielony baldachim nie zasłaniał jej łoża, zupełnie o tym zapomniała. Miała doskonały widok na pomieszczenie. W pozostałych pięciu łóżkach dziewczyny spały spokojnie. Obok legowisk ustawione były kufry, na wielkim regale stały opasłe tomiszcza jako pomoce do nauki na ich roku. W kominku trzaskał ogień, a i tak było zimno.
Wzdrygnęła się i zakopała pod zieloną kołdrę. Na zegarze widniała godzina piąta. Miała jeszcze dużo czasu do śniadania. W jej głowie ciągle huczały słowa Tiary: "Jak mogłam nie rozpoznać dziedzica Slytherin'a.". Była czystą Ślizgonką, prawowitą członkinią tego domu. A tak bardzo chciała, aby było inaczej.
W ponurych myślach tkwiła sześćdziesiąt minut. Współlokatorki nadal pogrążone były w marzeniach sennych. Wstała. Wyciągnęła z kufra czarne spodnie i lekki biały sweter. Na szczęście dopiero jutro zaczynały się lekcje. Pomaszerowała pod prysznic i odkręciła kurek z gorącą wodą. To zawsze pomagało jej się uspokoić. Pozwoliła, aby krople spływały gdzie chcą, nawet do oczu.
Wysuszyła się zaklęciem i ubrała. Wykonała delikatny makijaż, włosy ułożyły się same. Weszła do Pokoju Wspólnego. Kilka osób już czekało na wyjście. Przywitali ją niepewnie, dwie osoby nawet lekko się pokłoniły. Skinęła głową i usiadła jak najbliżej ognia.
-Więc... Na prawdę jesteś córką Czarnego Pana? - zapytała pierwszoroczna. - Mój ojciec mi o tobie opowiadał.
-Doprawdy? - mruknęła - A jakie jest twoje nazwisko?
-Nott. Mój starszy brat się tu uczy, jest z tobą... znaczy się, z Panią, na jednym roku.
-Faktycznie, kojarzę.
Dziewczę bardzo przypominało swojego brata. Czekoladowe włosy i szare oczy, drobna budowa ciała. Chudzinka. Obserwowała ją jakby z czcią.
-Nie zawracajcie mi teraz głowy. - zwróciła się do tłumiku gapiów.
Kilka osób odsunęło się od razu. Zupełnie jakby usłyszeli rozkaz.Miało to swoje plusy, choć i tak było jej to obce. Jednak nie dane jej było siedzenie w samotności. Śmierciożerczynie postanowiły już wstać. Szybko znalazły się przy jej boku.
-Dzień dobry! - krzyknęła radośnie Rosier.
-Jak się spało? - zapytała doniośle Lucy.
-Mocno i w miarę dobrze. - odpowiedziała cicho. - A wy? O której się położyłyście?
Najświeższych plotek dowiadywała się do śniadania. W Wielkiej Sali nie było jeszcze wszystkich uczniów, dzięki Merlinowi. Usiadła między dziewczynami i nałożyła sobie dwa tosty z szynką i serem. Jadła pomału i rozglądała się po sali spod grzywki. Spokój zakłócił znajomy głos.
-Jeżeli ta paskuda tu będzie, to nie tknę śniadania... - oznajmiła głośno Hanna About.
Puchonka była jej przyjaciółką. Była. Tak samo jak reszta zaufanych przedstawicieli trzech bezkonfliktowych domów. Jej negatywne nastawienie automatycznie przeszło na Tenebris. Za nią wszedł Złoty Chłopiec Gryffindorru. Wszedł bez słowa, choć wzrok mimowolnie powędrował do stołu Slytherinu. Szybko odwrócił głowę i zasiadł do posiłku.
Spokój po posiłku nie był jej przeznaczony. Musiała zgłosić się do dyrektora. Przed chimerą wymyślała hasło, aż w końcu trafiła na te odpowiednie.
-Mamba? Serio? - szepnęła do siebie z niedowierzaniem.
Stanęła na schodku i czekała, aż dotrze pod drzwi.
Gabinet dyrektora był ogromny. Pełno w nim drobiazgów, regałów z opasłymi księgami, magicznymi szpargałami.... Przy schodach do prywatnych komnat stała poręcz, na której odpoczywał feniks. Leniwie czyścił swoje majestatyczne pióra. Tiara Przydziału drzemała na najwyższej półce, a portrety byłych dyrektorów żywo rozmawiały w swoich ramach. Sam Albus Dumbledore siedział w fotelu za biurkiem. Miał przygotowane filiżanki i dzbanek pełen herbaty.
-Piękną mamy dziś pogodę, nieprawdaż? -zaczął pomału. - Co za szczęście, że dziś niedziela.
-Um, tak, panie dyrektorze. -przytaknęła Tenebris. - Czy mogłabym wiedzieć dlaczego tutaj jestem?
-Niecierpliwa jak swój ojciec...
Riddle spięła się. Wiedziała, że rozmowa nie będzie należała do najmilszych. Profesor sięgnął do dzbanka i nalał herbaty. Ustawił filiżankę na jej miejscu i zaprosił gestem na fotel. Usiadła prosto i bez emocji obserwowała staruszka. Ten zaś kontynuował.
-Nie spodziewałem się tego po tobie. Zawsze miła i uczynna, musiałaś mieć na sobie bardzo silne zaklęcia...
-Moje zachowanie nie ma tu nic do rzeczy. Czego pan chce? - zirytowała się.
-Porozmawiać o twojej sytuacji. Czy wiesz, że stanowisz zagrożenie dla uczniów? Jesteś niebezpieczna.
-Raczej wy dla mnie. Sama siebie nie zaatakowałam. Ja tylko istnieję.
-Otóż mylisz się. - oczy dyrektora błysnęły zza okularów. - Jesteś dokładnie taka sama jak ojciec. Ale jeszcze o tym nie wiesz. Będę cię obserwował.
Tenebris fuknęła i podeszła do drzwi. Odwróciła głowę i rzekła:
-Nie jestem swoim ojcem.
Percival uśmiechnął się gdy trzasnęły drzwi.
Zdenerwowana skierowała się na błonia. Wiedziała, że nie jest bezpieczna w tej szkole. Postanowiła jednak przemilczeć tę kwestię. Usiadła nad jeziorem.Chłodny powiew na twarzy nieco ją uspokoił. Na horyzoncie zbierały się chmury.
-Będzie padać. - mruknęła.
-Pewnie będzie burza, jest duszno. - usłyszała za sobą.
Odwróciła się jak oparzona. Harry Potter tępo patrzył na niebo.
-Czego chciał dyrektor och ciebie chciał? - zapytał jakby nigdy nic.
-Groził mi i ubliżał, nic poza tym. Dlaczego się tym interesujesz?
-Bo chciałem zacząć rozmowę. Kiedyś razem pracowaliśmy w bibliotece. Nad transmutacją, udzielałaś mi wtedy korepetycji. Kiedy się...
-Dowiedziałam? W te wakacje.
Przytaknął na znak zrozumienia. Z dala usłyszeli głosy Ślizgonów.
-Nie będę przeszkadzał, ale wiedz, że wiem, że nie jesteś swoim ojcem.
-Dziękuję.
Odszedł szybkim krokiem. Riddle odetchnęła i uśmiechnęła się w duchu. W tej samej chwili dopadł ją Draco, wyraźnie nie zadowolony.
- Czego on chciał? - burknął.
-Niczego. Tylko rozmawialiśmy. Nie ma potrzeby się denerwować.
Mruknął coś i usiadł obok. Reszta poszła w jego ślady. Crabbe i Goyle wraz z Zabini'm grali w eksplodującego durnia, Pancy, Astoria i Milicenta plotkowały o kosmetykach. Lucy i Eria, papużki nierozłączki, rozprawiały o swoich "ulubionych zajęciach".
-Bądźcie ciszej lub nie mówicie o tym w ogóle. Dumbledore mnie obserwuje.
Spojrzały po sobie zdziwione, ale nie powiedziały nic. Szybko zmieniły temat.
Spędzali tak czas dopóki Słońce nie zaszło za chmurami. Pierwsze krople deszczu schowały się w tafli wody. Pędem ukryli się w szkole. Traf chciał, że była akurat pora obiadu. Po posiłku poszli do Pokoju Wspólnego. Tenebris usiała na sofie i automatycznie okryła się kocem. Blase rozwalił się obok niej. Odchylił głowę do tyłu i znudzony oglądał sufit.
-A więc, Księżniczko Ciemności... - zaczął chłopak. - Może zagrałabyś w szachy czarodziejów ze swoim uniżonym sługą?
Lustrując wzrokiem bazyliszka Zabini'ego zgodziła się.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Dobrze, Księżniczko Ciemności.
Policzyła w głowie do dziesięciu i postanowiła puścić tę uwagę obok uszu. Ślizgoński "Bad boy" rozstawił pionki. Dla siebie wybrał oczywiście białe. Wiedziała, że nie był to przypadek. Gra toczyła się zaciekle i przyciągała tłum gapiów. Ciężko było wyłonić zwycięzcę. Po bitej godzinie Riddle wreszcie udało się pokonać Blase'a.
-Dałem Ci fory.... - mruknął chłopak.
-Akurat. - uśmiechnęła się pod nosem.
-Daj spokój, Bady boy'u, dobrze wiesz, że przegrałeś. - zaśmiała się Astoria. -Blase był na drugim miejscu najlepszego szachisty w Slytherinie, a ty go ograłaś.
-Wcale nie jestem taka dobra. Po prostu czasami mam szczęście. - oznajmiła.
Zabini uniósł brew i burknął coś o "skromności Księżniczki Ciemności", co wywołało salwę śmiechu. Tenebris okryła się kocem i przymknęła oczy.
Obudziła się leżąc na czymś miękkim. Uniosła głowę do góry. Okazało się, że coś miękkiego pod jej głową to brzuch Malfoy'a.
-Wreszcie się obudziłaś. Myślałem, że się zsikam. - zażartował blondyn, po czym wstał i pobiegł do łazienki.
Lucy przewróciła oczami.
- Dobrze, że wstałaś. Miałam już dość jego jęczenia na temat jego potrzeb fizjologicznych...
-Ile spałam?
-Jakieś dwie godziny. - wzruszyła ramionami blondyna. - Jest jakaś osiemnasta.
Przetarła oczy, co było błędem. Syknęła z bólu chwytając się za bliznę.
-Kurwa...
-Wszystko w porządku? - zapytała się Eria.
-Nie. Muszę iść do Snape'a. - mówiąc to wstała.
Opuściła Pokój Wspólny i skierowała się do gabinetu Opiekuna Domu. Zza zakrętu wyszła i wpadła na nią przyjaciółka Potter'a z masą książek w rękach.
-Uważaj jak chodzisz! - krzyknęła sprzątając rozrzucone tomy.
-Jakbyś nie zauważyła to ty na mnie wpadłaś. - warknęła Riddle.
-Jasne. - usłyszała Hannę. - Wszystkie dokładnie widziałyśmy, że zrobiłaś to specjalnie. Pieprzona księżniczka, to, że twój ojciec to morderca to nie znaczy, że możesz nas terroryzować!
-O co ci chodzi?! Co ci zrobiłam, że się na mnie uwzięłaś? - zapytała wściekle.
-Urodziłaś się! - wrzasnęła była koleżanka.
Pomogła Gryfonce zbierać księgi, po czym razem szybko się od niej oddaliły. Tenebris nie mogła w to uwierzyć. W ponurych myślach dotarła do gabinetu. Zapukała i po usłyszeniu krótkiego "wejść" otworzyła drzwi. Profesor relaksował się przed gazetą.
-Panna Riddle. W czym mogę pomóc?
-Blizna znów dokucza.
Przywołał odpowiednie eliksiry. Jeden dał jej do wypicia, drugim posmarował ranę. Ból szybko ustał.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. - odparł profesor. - Czy wszystko w porządku?
Poinformowała nauczyciela o dzisiejszym zajściu z dyrektorem. Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami. Nie wyglądał na szczęśliwego.
-Nie wdawaj się w żadne awantury. - poprosił Severus.
Dziewczyna podziękowała mu za radę i pomoc z niezagojoną do końca blizną. Do końca dnia przysłuchiwała się rozmowom swoich nowych znajomych.
_________________
Ale mi się podoba ten rozdział. I pojawił się mega szybko!
ps. Czytajcie komentarze, zdarza mi się odpowiadać na wasze pytania i rozwiewać wątpliwości :)
Wzdrygnęła się i zakopała pod zieloną kołdrę. Na zegarze widniała godzina piąta. Miała jeszcze dużo czasu do śniadania. W jej głowie ciągle huczały słowa Tiary: "Jak mogłam nie rozpoznać dziedzica Slytherin'a.". Była czystą Ślizgonką, prawowitą członkinią tego domu. A tak bardzo chciała, aby było inaczej.
W ponurych myślach tkwiła sześćdziesiąt minut. Współlokatorki nadal pogrążone były w marzeniach sennych. Wstała. Wyciągnęła z kufra czarne spodnie i lekki biały sweter. Na szczęście dopiero jutro zaczynały się lekcje. Pomaszerowała pod prysznic i odkręciła kurek z gorącą wodą. To zawsze pomagało jej się uspokoić. Pozwoliła, aby krople spływały gdzie chcą, nawet do oczu.
Wysuszyła się zaklęciem i ubrała. Wykonała delikatny makijaż, włosy ułożyły się same. Weszła do Pokoju Wspólnego. Kilka osób już czekało na wyjście. Przywitali ją niepewnie, dwie osoby nawet lekko się pokłoniły. Skinęła głową i usiadła jak najbliżej ognia.
-Więc... Na prawdę jesteś córką Czarnego Pana? - zapytała pierwszoroczna. - Mój ojciec mi o tobie opowiadał.
-Doprawdy? - mruknęła - A jakie jest twoje nazwisko?
-Nott. Mój starszy brat się tu uczy, jest z tobą... znaczy się, z Panią, na jednym roku.
-Faktycznie, kojarzę.
Dziewczę bardzo przypominało swojego brata. Czekoladowe włosy i szare oczy, drobna budowa ciała. Chudzinka. Obserwowała ją jakby z czcią.
-Nie zawracajcie mi teraz głowy. - zwróciła się do tłumiku gapiów.
Kilka osób odsunęło się od razu. Zupełnie jakby usłyszeli rozkaz.Miało to swoje plusy, choć i tak było jej to obce. Jednak nie dane jej było siedzenie w samotności. Śmierciożerczynie postanowiły już wstać. Szybko znalazły się przy jej boku.
-Dzień dobry! - krzyknęła radośnie Rosier.
-Jak się spało? - zapytała doniośle Lucy.
-Mocno i w miarę dobrze. - odpowiedziała cicho. - A wy? O której się położyłyście?
Najświeższych plotek dowiadywała się do śniadania. W Wielkiej Sali nie było jeszcze wszystkich uczniów, dzięki Merlinowi. Usiadła między dziewczynami i nałożyła sobie dwa tosty z szynką i serem. Jadła pomału i rozglądała się po sali spod grzywki. Spokój zakłócił znajomy głos.
-Jeżeli ta paskuda tu będzie, to nie tknę śniadania... - oznajmiła głośno Hanna About.
Puchonka była jej przyjaciółką. Była. Tak samo jak reszta zaufanych przedstawicieli trzech bezkonfliktowych domów. Jej negatywne nastawienie automatycznie przeszło na Tenebris. Za nią wszedł Złoty Chłopiec Gryffindorru. Wszedł bez słowa, choć wzrok mimowolnie powędrował do stołu Slytherinu. Szybko odwrócił głowę i zasiadł do posiłku.
Spokój po posiłku nie był jej przeznaczony. Musiała zgłosić się do dyrektora. Przed chimerą wymyślała hasło, aż w końcu trafiła na te odpowiednie.
-Mamba? Serio? - szepnęła do siebie z niedowierzaniem.
Stanęła na schodku i czekała, aż dotrze pod drzwi.
Gabinet dyrektora był ogromny. Pełno w nim drobiazgów, regałów z opasłymi księgami, magicznymi szpargałami.... Przy schodach do prywatnych komnat stała poręcz, na której odpoczywał feniks. Leniwie czyścił swoje majestatyczne pióra. Tiara Przydziału drzemała na najwyższej półce, a portrety byłych dyrektorów żywo rozmawiały w swoich ramach. Sam Albus Dumbledore siedział w fotelu za biurkiem. Miał przygotowane filiżanki i dzbanek pełen herbaty.
-Piękną mamy dziś pogodę, nieprawdaż? -zaczął pomału. - Co za szczęście, że dziś niedziela.
-Um, tak, panie dyrektorze. -przytaknęła Tenebris. - Czy mogłabym wiedzieć dlaczego tutaj jestem?
-Niecierpliwa jak swój ojciec...
Riddle spięła się. Wiedziała, że rozmowa nie będzie należała do najmilszych. Profesor sięgnął do dzbanka i nalał herbaty. Ustawił filiżankę na jej miejscu i zaprosił gestem na fotel. Usiadła prosto i bez emocji obserwowała staruszka. Ten zaś kontynuował.
-Nie spodziewałem się tego po tobie. Zawsze miła i uczynna, musiałaś mieć na sobie bardzo silne zaklęcia...
-Moje zachowanie nie ma tu nic do rzeczy. Czego pan chce? - zirytowała się.
-Porozmawiać o twojej sytuacji. Czy wiesz, że stanowisz zagrożenie dla uczniów? Jesteś niebezpieczna.
-Raczej wy dla mnie. Sama siebie nie zaatakowałam. Ja tylko istnieję.
-Otóż mylisz się. - oczy dyrektora błysnęły zza okularów. - Jesteś dokładnie taka sama jak ojciec. Ale jeszcze o tym nie wiesz. Będę cię obserwował.
Tenebris fuknęła i podeszła do drzwi. Odwróciła głowę i rzekła:
-Nie jestem swoim ojcem.
Percival uśmiechnął się gdy trzasnęły drzwi.
Zdenerwowana skierowała się na błonia. Wiedziała, że nie jest bezpieczna w tej szkole. Postanowiła jednak przemilczeć tę kwestię. Usiadła nad jeziorem.Chłodny powiew na twarzy nieco ją uspokoił. Na horyzoncie zbierały się chmury.
-Będzie padać. - mruknęła.
-Pewnie będzie burza, jest duszno. - usłyszała za sobą.
Odwróciła się jak oparzona. Harry Potter tępo patrzył na niebo.
-Czego chciał dyrektor och ciebie chciał? - zapytał jakby nigdy nic.
-Groził mi i ubliżał, nic poza tym. Dlaczego się tym interesujesz?
-Bo chciałem zacząć rozmowę. Kiedyś razem pracowaliśmy w bibliotece. Nad transmutacją, udzielałaś mi wtedy korepetycji. Kiedy się...
-Dowiedziałam? W te wakacje.
Przytaknął na znak zrozumienia. Z dala usłyszeli głosy Ślizgonów.
-Nie będę przeszkadzał, ale wiedz, że wiem, że nie jesteś swoim ojcem.
-Dziękuję.
Odszedł szybkim krokiem. Riddle odetchnęła i uśmiechnęła się w duchu. W tej samej chwili dopadł ją Draco, wyraźnie nie zadowolony.
- Czego on chciał? - burknął.
-Niczego. Tylko rozmawialiśmy. Nie ma potrzeby się denerwować.
Mruknął coś i usiadł obok. Reszta poszła w jego ślady. Crabbe i Goyle wraz z Zabini'm grali w eksplodującego durnia, Pancy, Astoria i Milicenta plotkowały o kosmetykach. Lucy i Eria, papużki nierozłączki, rozprawiały o swoich "ulubionych zajęciach".
-Bądźcie ciszej lub nie mówicie o tym w ogóle. Dumbledore mnie obserwuje.
Spojrzały po sobie zdziwione, ale nie powiedziały nic. Szybko zmieniły temat.
Spędzali tak czas dopóki Słońce nie zaszło za chmurami. Pierwsze krople deszczu schowały się w tafli wody. Pędem ukryli się w szkole. Traf chciał, że była akurat pora obiadu. Po posiłku poszli do Pokoju Wspólnego. Tenebris usiała na sofie i automatycznie okryła się kocem. Blase rozwalił się obok niej. Odchylił głowę do tyłu i znudzony oglądał sufit.
-A więc, Księżniczko Ciemności... - zaczął chłopak. - Może zagrałabyś w szachy czarodziejów ze swoim uniżonym sługą?
Lustrując wzrokiem bazyliszka Zabini'ego zgodziła się.
-Nie nazywaj mnie tak.
-Dobrze, Księżniczko Ciemności.
Policzyła w głowie do dziesięciu i postanowiła puścić tę uwagę obok uszu. Ślizgoński "Bad boy" rozstawił pionki. Dla siebie wybrał oczywiście białe. Wiedziała, że nie był to przypadek. Gra toczyła się zaciekle i przyciągała tłum gapiów. Ciężko było wyłonić zwycięzcę. Po bitej godzinie Riddle wreszcie udało się pokonać Blase'a.
-Dałem Ci fory.... - mruknął chłopak.
-Akurat. - uśmiechnęła się pod nosem.
-Daj spokój, Bady boy'u, dobrze wiesz, że przegrałeś. - zaśmiała się Astoria. -Blase był na drugim miejscu najlepszego szachisty w Slytherinie, a ty go ograłaś.
-Wcale nie jestem taka dobra. Po prostu czasami mam szczęście. - oznajmiła.
Zabini uniósł brew i burknął coś o "skromności Księżniczki Ciemności", co wywołało salwę śmiechu. Tenebris okryła się kocem i przymknęła oczy.
Obudziła się leżąc na czymś miękkim. Uniosła głowę do góry. Okazało się, że coś miękkiego pod jej głową to brzuch Malfoy'a.
-Wreszcie się obudziłaś. Myślałem, że się zsikam. - zażartował blondyn, po czym wstał i pobiegł do łazienki.
Lucy przewróciła oczami.
- Dobrze, że wstałaś. Miałam już dość jego jęczenia na temat jego potrzeb fizjologicznych...
-Ile spałam?
-Jakieś dwie godziny. - wzruszyła ramionami blondyna. - Jest jakaś osiemnasta.
Przetarła oczy, co było błędem. Syknęła z bólu chwytając się za bliznę.
-Kurwa...
-Wszystko w porządku? - zapytała się Eria.
-Nie. Muszę iść do Snape'a. - mówiąc to wstała.
Opuściła Pokój Wspólny i skierowała się do gabinetu Opiekuna Domu. Zza zakrętu wyszła i wpadła na nią przyjaciółka Potter'a z masą książek w rękach.
-Uważaj jak chodzisz! - krzyknęła sprzątając rozrzucone tomy.
-Jakbyś nie zauważyła to ty na mnie wpadłaś. - warknęła Riddle.
-Jasne. - usłyszała Hannę. - Wszystkie dokładnie widziałyśmy, że zrobiłaś to specjalnie. Pieprzona księżniczka, to, że twój ojciec to morderca to nie znaczy, że możesz nas terroryzować!
-O co ci chodzi?! Co ci zrobiłam, że się na mnie uwzięłaś? - zapytała wściekle.
-Urodziłaś się! - wrzasnęła była koleżanka.
Pomogła Gryfonce zbierać księgi, po czym razem szybko się od niej oddaliły. Tenebris nie mogła w to uwierzyć. W ponurych myślach dotarła do gabinetu. Zapukała i po usłyszeniu krótkiego "wejść" otworzyła drzwi. Profesor relaksował się przed gazetą.
-Panna Riddle. W czym mogę pomóc?
-Blizna znów dokucza.
Przywołał odpowiednie eliksiry. Jeden dał jej do wypicia, drugim posmarował ranę. Ból szybko ustał.
-Dziękuję.
-Nie ma za co. - odparł profesor. - Czy wszystko w porządku?
Poinformowała nauczyciela o dzisiejszym zajściu z dyrektorem. Opowiedziała mu wszystko ze szczegółami. Nie wyglądał na szczęśliwego.
-Nie wdawaj się w żadne awantury. - poprosił Severus.
Dziewczyna podziękowała mu za radę i pomoc z niezagojoną do końca blizną. Do końca dnia przysłuchiwała się rozmowom swoich nowych znajomych.
_________________
Ale mi się podoba ten rozdział. I pojawił się mega szybko!
ps. Czytajcie komentarze, zdarza mi się odpowiadać na wasze pytania i rozwiewać wątpliwości :)