Obudziła się wczesnym rankiem, choć to nie było dobrym pomysłem. Od razu dopadł ją silny ból głowy. Nie pamiętała dokładnie co się stało, ani jakim cudem jest w swoim łóżku. Złapała się za włosy i wykrzywiła buzię w grymasie.
-Merlinie, co się stało? - zapytała siebie przez zaciśnięte zęby.
-Leż spokojnie, bo nie uśmiecha mi się ponownie ciebie składać. - burknął Lucjusz.
Był niepocieszony. Oczywiście zaszczytem jest pomoc przy każdej sprawie, którą zleci Czarny Pan, jednak tym razem nie było to powodem do uśmiechu. Rezygnacja z wyjścia z małżonką do opery była po prostu zła. Oboje bardzo chcieli iść na tę sztukę.
Z obojętnym wyrazem twarzy rzucił kilka zaklęć diagnozujących.
-Ból głowy to nic poważnego. Każdego by bolało po tym, co zrobiłaś. Zaraz przyjdzie... O, już jesteś...
W drzwiach stał chwiejący się profesor Eliksirów. Miał także rozciętą wargę i zabandażowaną lewą dłoń.
-...Jeszcze jesteś w stanie chodzić? - zapytał Malfoy.
-Jak widać. - burknął Snape. - 10 minut pod cruciatusem, zaklęcie noży... Jakieś szczegóły?
-Ktoś cię poskładał...
-Narcyza. - uciął szybko.
Arystokrata nie starał się kontynuować rozmowy. Doprowadził Severusa do samotnego fotela i uważnie go zbadał. Westchnął ciężko i zabrał się za dokończenie leczenia. Ciemnowłosy mężczyzna syknął z bólu, jednak po chwili poczuł ulgę.
-Powinno być dobrze, jednak nie przemęczaj się. Jak dobrze rozumiem, mam już iść? Świetnie - odparł na kiwnięcie głową - Może zdążę się jeszcze wyspać...
Z tymi słowami zniknął, a oni pozostali sami. Profesor widocznie nie miał dobrego humoru. Wrócił w opłakanym stanie po nie przespanej nocy. Jego oczy mówiły: To twoja wina!, choć tak na prawdę nie odezwał się ani słowem. Szybko ją zbadał i podał jej odpowiednie eliksiry. Potem usiadł i zasnął.
Alice miała teraz idealną okazję, aby przyjrzeć się mężczyźnie. Był nienaturalnie blady, a pod oczami miał wyraźne cienie. Ciemne włosy opadały mu na twarz. Przez chwilę w myślach nazwała go atrakcyjnym, lecz szybko zajęła się czymś innym niż podziwianie nauczyciela. Miała przed sobą cały dzień i nie chciała się nudzić.
Na palcach dobiegła do regału uzupełnionego wieloma opasłymi księgami. Znalazła tę samą książkę, którą wskazała przy ojcu. Szybko przemknęła do łóżka i pochłonęła się w lekturze.
Było już chwile po czternastej, kiedy się obudził. Czuł się o niemo lepiej niż rano, a z pewnością miał siłę do jakiejkolwiek rozmowy. Jednak ujrzenie czytającej dziewczyny zmusiło go do milczenia. Życie nauczyło go na pewno jednego - nigdy nie przerywa się komuś czytania wtedy, kiedy nie jest to konieczne. Czekał.
Nie trwało to jednak zbyt długo. Dziewczyna zerknęła na niego, ale prędko opuściła wzrok. Skuliła się nieco i obserwowała przymkniętą książkę. Był pewien, że oczekuje na najgorsze. I słusznie. Jednak nie jemu dane było wydrzeć się na nią i ukarać, mimo tego, że wściekał się za ten cały cyrk.
-Umyj się, ubierz i zjedz. -starał się zachować spokój.
Dziewczyna szybko i bez zbędnego gadania wykonała jego polecenia. Wstał i wskazał jej ręką na drzwi. Otworzył je i jak na dżentelmena przystało przepuścił ją. Burknął krótkie "za mną" i ruszył poprzez bogato zdobione korytarze. Alice wciąż gubiła się w tym labiryncie, choć była pewna jednego - na pewno podążali do jej ojca. Mimowolnie spięła wszystkie mięśnie, a serce uderzało mocniej. Zrobiło jej się gorąco, gdy stanęli przed wejściem do komnaty. Po zapukaniu usłyszeli chłodne zaproszenie.
Pokój był dokładnie taki sam jak wtedy, a Voldemort siedział na swoim ulubionym fotelu z lampką wina. Nie był w łagodnym nastroju.
-Severusie, zostań. Będziesz potrzebny. A ty, Alice - zwrócił się do swojej córki - stań przede mną.
Starała się wyglądać na opanowaną, lecz nie do końca jej to wychodziło. Trzęsły się jej nogi, a na czole pojawiły się kropelki potu.
-Słucham. - rzucił krótko.
Dziewczyna milczała, co wzbudzało już i tak silny gniew Czarnego Pana. Lord trzasnął pięścią o stolik, co spowodowało jeszcze większe przerażenie, po czym wstał i zaczął krążyć po pokoju.
-Nie mm pojęcia co ci strzeliło to głowy! -wrzasnął niespodziewanie - Nie wiem czemu opuściłaś swoich opiekunów i to na dodatek na Nokturnie! Prawie cię zabili! Co ty sobie wyobrażałaś?!
-J-ja... - wydukała cicho.
-Nie myślałam, tak?! Nie myślałaś! To trzeba było się zastanowić! Snape!
-Tak panie? - zapytał niepewnie Śmierciożerca.
-Dowiedz się o co jej chodziło najkrótszą drogą. Teraz.
Niespodziewane Legilliments spowodowało, że nie była się w stanie obronić. On widział wszystkie jej myśli, marzenia, obawy. Przy tym zaklęciu nic nie było bezpieczne...
Kiedy przestał nastolatka opadła na kolana ciężko dysząc i trzęsąc się. Severus nie wyglądał na zachwyconego, ale wziął Lorda na stronę, aby mu wszystko objaśnić. Kiedy wrócili Czarny Pan nadal nie był uspokojony, jednak nie starał się za wszelką cenę ponownie wybuchnąć. Lekceważącym ruchem ręki kazał im odejść.
Z ulgą rzuciła się na łóżko. Została sama, nareszcie. On widział stanowczo za wiele, jej ojciec także. Nie chciała ukazywać słabości, słabość była tą cechą, której nienawidziła najbardziej. Tym razem niestety jej się nie udało...
---------------------------------------------------------------
Nowy rozdział specjalnie dla was :)
-Merlinie, co się stało? - zapytała siebie przez zaciśnięte zęby.
-Leż spokojnie, bo nie uśmiecha mi się ponownie ciebie składać. - burknął Lucjusz.
Był niepocieszony. Oczywiście zaszczytem jest pomoc przy każdej sprawie, którą zleci Czarny Pan, jednak tym razem nie było to powodem do uśmiechu. Rezygnacja z wyjścia z małżonką do opery była po prostu zła. Oboje bardzo chcieli iść na tę sztukę.
Z obojętnym wyrazem twarzy rzucił kilka zaklęć diagnozujących.
-Ból głowy to nic poważnego. Każdego by bolało po tym, co zrobiłaś. Zaraz przyjdzie... O, już jesteś...
W drzwiach stał chwiejący się profesor Eliksirów. Miał także rozciętą wargę i zabandażowaną lewą dłoń.
-...Jeszcze jesteś w stanie chodzić? - zapytał Malfoy.
-Jak widać. - burknął Snape. - 10 minut pod cruciatusem, zaklęcie noży... Jakieś szczegóły?
-Ktoś cię poskładał...
-Narcyza. - uciął szybko.
Arystokrata nie starał się kontynuować rozmowy. Doprowadził Severusa do samotnego fotela i uważnie go zbadał. Westchnął ciężko i zabrał się za dokończenie leczenia. Ciemnowłosy mężczyzna syknął z bólu, jednak po chwili poczuł ulgę.
-Powinno być dobrze, jednak nie przemęczaj się. Jak dobrze rozumiem, mam już iść? Świetnie - odparł na kiwnięcie głową - Może zdążę się jeszcze wyspać...
Z tymi słowami zniknął, a oni pozostali sami. Profesor widocznie nie miał dobrego humoru. Wrócił w opłakanym stanie po nie przespanej nocy. Jego oczy mówiły: To twoja wina!, choć tak na prawdę nie odezwał się ani słowem. Szybko ją zbadał i podał jej odpowiednie eliksiry. Potem usiadł i zasnął.
Alice miała teraz idealną okazję, aby przyjrzeć się mężczyźnie. Był nienaturalnie blady, a pod oczami miał wyraźne cienie. Ciemne włosy opadały mu na twarz. Przez chwilę w myślach nazwała go atrakcyjnym, lecz szybko zajęła się czymś innym niż podziwianie nauczyciela. Miała przed sobą cały dzień i nie chciała się nudzić.
Na palcach dobiegła do regału uzupełnionego wieloma opasłymi księgami. Znalazła tę samą książkę, którą wskazała przy ojcu. Szybko przemknęła do łóżka i pochłonęła się w lekturze.
Było już chwile po czternastej, kiedy się obudził. Czuł się o niemo lepiej niż rano, a z pewnością miał siłę do jakiejkolwiek rozmowy. Jednak ujrzenie czytającej dziewczyny zmusiło go do milczenia. Życie nauczyło go na pewno jednego - nigdy nie przerywa się komuś czytania wtedy, kiedy nie jest to konieczne. Czekał.
Nie trwało to jednak zbyt długo. Dziewczyna zerknęła na niego, ale prędko opuściła wzrok. Skuliła się nieco i obserwowała przymkniętą książkę. Był pewien, że oczekuje na najgorsze. I słusznie. Jednak nie jemu dane było wydrzeć się na nią i ukarać, mimo tego, że wściekał się za ten cały cyrk.
-Umyj się, ubierz i zjedz. -starał się zachować spokój.
Dziewczyna szybko i bez zbędnego gadania wykonała jego polecenia. Wstał i wskazał jej ręką na drzwi. Otworzył je i jak na dżentelmena przystało przepuścił ją. Burknął krótkie "za mną" i ruszył poprzez bogato zdobione korytarze. Alice wciąż gubiła się w tym labiryncie, choć była pewna jednego - na pewno podążali do jej ojca. Mimowolnie spięła wszystkie mięśnie, a serce uderzało mocniej. Zrobiło jej się gorąco, gdy stanęli przed wejściem do komnaty. Po zapukaniu usłyszeli chłodne zaproszenie.
Pokój był dokładnie taki sam jak wtedy, a Voldemort siedział na swoim ulubionym fotelu z lampką wina. Nie był w łagodnym nastroju.
-Severusie, zostań. Będziesz potrzebny. A ty, Alice - zwrócił się do swojej córki - stań przede mną.
Starała się wyglądać na opanowaną, lecz nie do końca jej to wychodziło. Trzęsły się jej nogi, a na czole pojawiły się kropelki potu.
-Słucham. - rzucił krótko.
Dziewczyna milczała, co wzbudzało już i tak silny gniew Czarnego Pana. Lord trzasnął pięścią o stolik, co spowodowało jeszcze większe przerażenie, po czym wstał i zaczął krążyć po pokoju.
-Nie mm pojęcia co ci strzeliło to głowy! -wrzasnął niespodziewanie - Nie wiem czemu opuściłaś swoich opiekunów i to na dodatek na Nokturnie! Prawie cię zabili! Co ty sobie wyobrażałaś?!
-J-ja... - wydukała cicho.
-Nie myślałam, tak?! Nie myślałaś! To trzeba było się zastanowić! Snape!
-Tak panie? - zapytał niepewnie Śmierciożerca.
-Dowiedz się o co jej chodziło najkrótszą drogą. Teraz.
Niespodziewane Legilliments spowodowało, że nie była się w stanie obronić. On widział wszystkie jej myśli, marzenia, obawy. Przy tym zaklęciu nic nie było bezpieczne...
Kiedy przestał nastolatka opadła na kolana ciężko dysząc i trzęsąc się. Severus nie wyglądał na zachwyconego, ale wziął Lorda na stronę, aby mu wszystko objaśnić. Kiedy wrócili Czarny Pan nadal nie był uspokojony, jednak nie starał się za wszelką cenę ponownie wybuchnąć. Lekceważącym ruchem ręki kazał im odejść.
Z ulgą rzuciła się na łóżko. Została sama, nareszcie. On widział stanowczo za wiele, jej ojciec także. Nie chciała ukazywać słabości, słabość była tą cechą, której nienawidziła najbardziej. Tym razem niestety jej się nie udało...
---------------------------------------------------------------
Nowy rozdział specjalnie dla was :)