Welcome everybody! Studentka filologii polskiej wita Was z powrotem! Nawet nie wiecie jak cudowne jest uczucie ogromnego natchnienia! Czasami nuda działa cuda i pozwala mi na triumfalny powrót! Mam nadzieję, że nie spieprzyłam tego rozdziału i będzie się go wam bardzo miło czytało. Dziękuję wszystkim oczekującym za wyrozumiałość i teraz nadszedł czas na waszą nagrodę <3 Życzę Wam miłej lektury! I pamiętajcie - czytacie - komentujecie!
---------------------------------------------------------------
Zmianę na początku było widać tylko w jego oczach. Stały się "rozumiejące", można by rzec, w przeciwieństwie do poprzednich miesięcy... Rozglądał się niepewnie po twarzach Śmierciożerców, aż natknął się na Tenebris. Próbował sobie coś przypomnieć, to było pewne, ale miał z tym duży problem. Do czasu.
Z ogromnym hukiem zjawili się ścigający ich aurorzy oraz członkowie Zakonu Feniksa. Na ich czele stał, oczywiście, sam Albus Dumbledore, w towarzystwie Ministra Magii i szefa aurorów. Ich miny, choć poważne, przejawiały ekscytację. Ogromnie cieszyli się na myśl o możliwości schwytania samej córki Lorda Voldemorta.
Harry Potter spojrzał na przybyłe postacie i od razu zawrzał w nim szaleńczy gniew. Zwężyły mu się źrenice i obnażył zęby, jakby chciał kogoś pogryźć. Wyglądał groźnie, co nie było do niego podobne.
-Ty... - warknął, wskazując palcem na dyrektora Hogwartu, za chwilę wybuchając szyderczym śmiechem. - Niezły z ciebie śmieć! A pomyśleć, że byłem taki durny, aby ci ufać...
Dumbledore zmarszczył brwi. Był wyraźnie zmieszany, a było to dziwne w jego przypadku. Przez chwilę zastanawiał się i otwierał, i zamykał usta, jakby chciał coś powiedzieć.
-Harry? - niepewnie zapytała Tenebris.
-Ten skurwysyn rzucił na mnie imperiusa! Ni chuja nie wiem co robiłem! Mógł ze mną zrobić co mu się podoba! - krzyczał Harry - Nie zostawię tego bez zemsty...
Minister Magii i szef aurorów zesztywnieli, tak samo jak członkowie obu zespołów. Zaczęli nerwowo między sobą szeptać i zerkać na przywódcę Zakonu Feniksa. Wszyscy wydawali się być oburzeni jego poczynaniami, ale równocześnie wiedzieli, że on jako jeden z niewielu jest o tyle silny, aby walczyć z czarnoksiężnikiem.
Albus wyprostował się dumnie, gotów do walki z każdym, kto podniesie na niego różdżkę. Jego spojrzenie stało się złowrogie, jakby parał się czarną magią od wielu lat. Minister Magii cofnął się. W jego głowie szalały myśli i już miał unosić różdżkę, kiedy zrezygnował. Stary czarodziej uśmiechnął się triumfalnie i napuszył. Zwrócił więc swoją uwagę na młodego mężczyznę, nadal wściekle patrzącego na niego.
Tymczasem Śmierciożercy zdążyli porozumieć się ze sobą. Lestrange dotknęła delikatnie ramienia Harry'ego.
-Podoba mi się to, skarbie... - mruknęła mu do ucha Bellatrix- Ale teraz dość, będziesz miał swój czas... Musimy stąd uciekać, później zaplanujemy zemstę...
Harry nawet nie miał czasu na zastanowienie się. Po wypowiedzeniu tych słów od razu rzuciła mordercze zaklęcie, które ugodziło szefa aurorów prosto w pierś.
Wszystko działo się bardzo szybko. Nim jasna strona zrozumiała co się stało, Śmierciożercy rzucili jakiekolwiek zaklęcia. Kolorowe zaklęcia śmigały w każdym możliwym kierunku. Gdy wybuchło zamieszanie słudzy Czarnego Lorda przemienili się w kłęby czarnego dymu i odlecieli. Zanim ruszyli w pościg, tamci zdołali już zniknąć z pola widzenia.
W mrocznym dworze Lorda Voldemorta od kilku godzin trwał nieustannie harmider. W specjalnym pomieszczeniu leżało wiele rannych osób. Śmiało można by je nazwać skrzydłem szpitalnym.
Teodor Nott miał zabandażowane ramię, które zrastało się bardzo powoli. Oberwał bardzo paskudnym zaklęciem i na początku było ciężko. Teraz czuł się już o wiele lepiej, czego nie można było powiedzieć o Draconie. Młody Malfoy wciąż był nieprzytomny. Znajdował się w odosobnieniu, aby nikt nie przeszkadzał mu oraz osobom zajmującym się nim.
Tenebris podeszła do swojego narzeczonego i usiadła na krześle obok jego łóżka. Za chwilę podszedł do niej Lucjusz.
-Miał szczęście, że zajęliśmy się nim szybko. - powiedział - Później mógłby być problem. Teraz jego stan jest o wiele lepszy niż na początku, ale to nadal za mało. Nie martw się, wyliże się z tego. W końcu jest moim synem.
Dziewczyna uśmiechnęła się smutno i podziękowała swojemu przyszłemu teściowi. Mężczyzna kiwnął głową i zostawił ją sam na sam z synem. Riddle ujęła dłoń Dracona i odetchnęła ciężko. Popatrzyła przez chwilę na jego twarz, a później zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu.
Rudolphus i Evan siedzieli obok siebie. Lestrange miał rozciętą skroń przez takie samo zaklęcie, jakie trafiło młodego Nott'a. Avery zaś miał poharatane udo. Z tego, co słyszała, oberwał podczas ucieczki. Opatrywali ich Rabastian i Augustus, a Eria z Lucy roznosiły rannym eliksiry. Wszystko było oczywiście pod nadzorem Mistrza Eliksirów, który w skupieniu zajmował się poważniejszymi obrażeniami.
Największe zainteresowanie zdobył jednak Potter, który również leżał w tej sali. Wszystkich zaskoczyło, że Czarny Pan zdecydował się umieścić chłopaka w szpitalu, a nie w lochu. Przez chwilę był ponownie badany przez Narcyzę. Kobieta sprawdzała czy aby na pewno jest wszystko w porządku z jego umysłem. Imperius bardzo często wyrządzał poważne szkody. Kiedy pani Malfoy upewniła się, że wszystko jest dobrze, podała mu jeszcze kilka eliksirów wzmacniających i odeszła pomóc innym. Wtedy Harry odwrócił się w stronę Tenebris i uśmiechnął się.
Córka Lorda Voldemorta odwzajemniła gest i opuściła swojego narzeczonego. Szybkim krokiem zjawiła się obok łóżka Złotego Chłopca. Młody mężczyzna uniósł głowę, aby spojrzeć na swoją koleżankę.
-Jak się czujesz? - zapytała łagodnie.
Harry uśmiechnął się jeszcze szerzej.
-Jakbym miał wyjęte pół roku z życia. - rzucił sarkastycznie.
Riddle nie wytrzymała i zaczęła się śmiać. Chłopak również zaczął chichotać i szczerzyć się jak głupi.
-Kto by pomyślał, że Księżniczka Ciemności ruszy mi na ratunek... - powiedział poważnie.
Dziewczyna wzruszyła ramionami.
-Nigdy nie byliśmy wrogami, Harry. Biorąc pod uwagę fakt, że stary pierdziel chce wszystkich zdominować, aby chodzili jak w zegarku na jego życzenie lub zabić, jeśli nie będą go słuchać. I on do tego nazywa się tym "dobrym", a tak na prawdę prawie nie różni się od mojego ojca. Nie mogę pozwolić na to, aby jakiś hipokryta niszczył życie mi i moim przyjaciołom z powodu mojego pochodzenia. Gdzie ja nawet nie miałam zamiaru walczyć w imieniu taty... - oznajmiła Tenebris.
Potter zmrużył oczy i uśmiechnął się szyderczo.
-Nie miałaś zamiaru? - powtórzył.
-Ideały się zmieniają. Dumbledore będzie dążył do tego, aby Cię odzyskać lub zabić, jeśli uzna, że jesteś opętany przez Czarnego Pana. Severus jest tego pewien, ale nie wiemy do jakich celów będzie chciał ten fakt wykorzystać. Niestety on już nie może szpiegować Zakonu. Akcja ratowania ciebie była poświęceniem tak ważnej dla nas funkcji szpiega.
-Wszystko moja wina?
-Starego dupka, oczywiście.
Harry uśmiechnął się wrednie, choć było widać, że stara się ukryć szalejące emocje. Tenebris westchnęła, kiedy rozległ się krzyk.
-TENEBRIS!!!
Potter zerknął na zdenerwowaną dziewczynę.
-Taaaak, to nie brzmi dobrze. - powiedział cicho.
-Niestety. - mruknęła pod nosem i ruszyła w stronę wyjścia.
Tymczasem w siedzibie Zakonu Feniksa, w Grimmauld Place 12, odbywało się zebranie. Sytuacja była bardzo napięta. Dyrektor siedział na krześle i stukał różdżką w stół. Reszta Zakonu milczała i czekała na wyjaśnienia ze strony Dumbledore'a. Tylko jedna kobieta nie mogła wytrzymać.
-Mam już dość, Albusie! - wybuchła - Masz dosłownie chwilę na wytłumaczenie się, zanim transmutuję cię w mysz i rzucę kotu na pożarcie! Jakim prawem użyłeś zaklęcia niewybaczalnego na Potterze?! Czym ty się różnisz od Sam-Wiesz-Kogo?
Starzec zachichotał pod nosem i poprawił okulary.
-Jak zwykle w gorącej wodzie kąpana. Oh, droga Minervo... -powiedział życzliwie, po czym spoważniał. - Miałem może pozwolić na rozwijającą się znajomość Harry'ego i panny Riddle? Jestem pewien, że w odpowiednim czasie zrobiłaby świństwo podobne do tego, które zrobiła Ronaldowi! - krzyknął.
Pani Weasley zakryła usta dłonią i zaszlochała na wspomnienie syna. Artur objął ramieniem żonę i uważnie słuchał dalszych słów starca. Profesor kontynuował pomimo wybuchu emocji u rudowłosej rodziny.
-A może poczekałaby na jakąś lepszą okazję i podała mu amortencję? Wtedy Harry byłby u jej stóp i mogła go wykorzystać do celów Voldemorta... Nie mogłem na to pozwolić, o nie... Ale Harry był zbyt uparty i pokłóciliśmy się. Chciałem po dobroci namówić go do zerwania z nią kontaktów, ale nie udało się. Nie mogłem jej także wyrzucić ze szkoły bez powodu, to by odbiło się na Hogwarcie. Dlatego zdecydowałem się na taki krok.
-Z głupich powodów odebrałeś wolną wolę dziecku, Albusie! - oburzyła się McGonagall. - Panna Riddle nie przejawiała woli ojca, dopóki nie wtrąciłeś się między ich relacje. Teraz dla ich obojga może być za późno!
Zgromadzeni popatrzyli na kobietę zdziwieni. Dyrektor powstał i wysyczał:
-Insynuujesz coś?
-A myślisz, że pan Potter będzie chciał do ciebie wrócić po tym, co mu zrobiłeś? - zapytała z politowaniem. -Co ludzie na to powiedzą? Harry był ich nadzieją na wygraną!
-Zabijemy go. - beznamiętnie odparł Dumbledore.
Profesor Transmutacji usiadła z wrażenia. Nie mogła nic powiedzieć z powodu szoku, tak samo jak pozostali członkowie Zakonu Feniksa. Tylko Tonks odważyła się zapytać.:
-Ale jak to zabijemy?
-Normalnie. Powiemy ludziom, że Potter znajdował się pod władzą Voldemorta. Nie mogliśmy go wyrwać z zaklęcia, więc pozostało tylko takie wyjście. Voldemorta zabiję osobiście. Prosty plan?
McGonagall powstała ze swojego miejsca. Karcącym spojrzeniem uraczyła dyrektora.
-Jesteś niemożliwy, Albusie. Nie chcę pracować dla takiego potwora jakim jesteś ty. - powiedziała stanowczym tonem i zniknęła w płomieniach płonącego kominka.