Było już późno. Do końca wakacji zostały ledwie dwa tygodnie, słońce nadal prażyło za dnia niemiłosiernie. W swoim ulubionym fotelu ognistą whiskey sączył Czarny Lord, a na przeciw niego, z tym samym trunkiem w ręce, siedział jego wierny sługa Snape. Byli już całkiem nieźle pijani, jak na obalenie już jednej butelki. Często się zdarzało, że w takim stanie miewali lepsze rozwiązania problemów. I tym razem mieli na to nadzieję, choć Voldemort uważał, że nadzieja to matka głupich.
-Wiesz, Severusie? Bo ty jesteś jedynym Śmierciożercą w Hogwarcie... I tak sobie myślę, że Tenebris powinna mieć opiekę... - wymruczał Tom.
-W sumie też tak sądzę... Też by się jej przydało, ażeby się dowiedziała o tym swoim prawdziwym imieniu, bo jak od Dropsa się dowie to będzie gówno... - bełtał Mistrz Eliskirów. - Kurwa, jak ja nienawidzę tych mugolskich helikopterów...
-Helikopterów?
-No kiedyś jak mój stary był zaprawiany to matka zawsze mówiła, że ma helikoptery... Chuj wie co to jest, ale wkurwia.
-No tak. - westchnął Riddle. - Wiesz co? Trzeba by się z nią jutro rozmówić, ale nie mam do tego głowy... Czy byłbyś tak uprzemy?
-Co z Ciebie za ojciec, dzieciaka się boisz, a mordercą jesteś...
-No to kurwa to rozkaz. -burknął.
Profesor uderzył ostentacyjnie czołem w stół. Nie mógł jednak nic na to poradzić i wymamrotał jakieś potwierdzenie. Tom wyszczerzył się jak dziecko i zadowolony odpłynął w krainę snów.
Ranek nie był taki miły, o ile można nazwać to rankiem. O trzynastej godzinie czekała ich nieprzyjemna pobudka. Bellatrix z politowaniem odsłaniała wiecznie zasłonięte zasłony.
-Co ty wyprawiasz diabelska kobieto? - wyjęczał zachrypnięty nauczyciel.
-Budzę was, ot co. Panie, są wieści z Ministerstwa Magii. Knot będzie chciał mieć aurorów w Howarcie, ale dokładne informacje ma Lucjusz. I radzę wam wziąć eliksir na kaca, czeka na was w jadalni.
Pozbierała puste butelki i wyszła z komnat. Mężczyźni podnieśli się i z wielkim bólem podążyli na śniadanie. Tam czekał Lucjusz z wiadomościami, młodzież, co ledwo podniosła się z łóżka oraz córka Czarnego Pana ze swoją obstawą.
-Dzień dobry. - mruknęli wchodząc, na co reszta odpowiedziała z podobnym entuzjazmem.
Od razu wychylili swoje porcje eliksiru, po czym błogo się uśmiechnęli.
-Niezła impreza?- zapytała Alice.
-Coś w tym rodzaju. - odpowiedział jej ojciec. - Za jakąś godzinę porozmawiasz sobie z Severusem, obstawa będzie miała chwilę przerwy.
Kiwnęła głową na znak zgody. Voldemort napił się kawy. Obawiał się, że będzie to kolejny ciężki dzień...
Równo za godzinę profesor Snape i córka Tom'a Riddle'a usiedli w ogrodzie oblanym promieniami słońca. Udało im się znaleźć odrobinę cienia pod dębem. Oparli się o drzewo i milczeli przez chwilę.
-Więc... O czym mamy rozmawiać? - zaczęła niepewnie dziewczyna.
-O tobie. Jak zaginęłaś i takie tam. - odparł. - Uważamy, że jesteś już gotowa na poznanie prawdy.
Wyprostowała się i spoważniała. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej, choć nadal miała dużo wątpliwości. Z jednej strony przemawiał strach, a z drugiej silna ciekawość. Wzięła głęboki oddech.
-Możesz zaczynać.
-To nie takie proste... Miałaś niecały rok. W ciągu dnia Czarny Pan spędzał z wami zwyczajny, październikowy dzień, choć w nocy planował zgładzić Potter'a. Mary nie pochwalała jego poczynań, ani planów, choć wolała nie wywoływać kłótni. Czarny Pan był bardzo zaślepiony rządzą zwycięstwa. Często przez to nie spędzał czasu z twoją matką, a później z tobą. Co jakiś czas wybieraliście się na spacer jak zwyczajna rodzina. Wtedy także panowała napięta atmosfera. Mary starała się wpłynąć na decyzję o zgładzeniu dzieciaka. Lord się zdenerwował i powstała awantura. Od tamtej pory siedzieli do pechowej nocy. Lord przepadł, a Ministerstwo zaczęło nagonkę. Tej nocy również zniknęła twoja matka z tobą. Musiała rzucić na Ciebie zaklęcia ochronne i oddać do sierocińca lub podrzucić jakiemuś mugolowi. Za kilka dni znaleziono ją martwą. Ktoś prawdopodobnie wyrównał rachunki z twoim ojcem. Szukaliśmy cię od wielu lat...
-I dopiero teraz się udało? - zapytała smutno.
-Tak. Zaklęcia ochronne były bardzo silne. Dopiero jak Czarny Pan powrócił udało się je przełamać. Choć i tak nie było to proste.
- I co teraz? Traktuje mnie jak oczko w głowie...
-Córeczka tatusia... A tak na poważnie. Jesteś potężnym magiem. W twoich żyłach płynie krew Salazara Slytherina i Roweny Ravenclaw. Twoja moc może mieć decydujący wynik w naszej wojnie.
-To dlatego tak się mną przejmuje...
-Dokładnie. Do Hogwartu również pojedziesz z obstawą. Ja będę pod czujnym okiem Dumbledora. Ale inni... Wkrótce przyjadą odpowiednie osoby.
Przytaknęła. Nie była stuprocentowo pewna do tego pomysłu. Obawiała się. Jednak profesor nie wydawał się tak bardzo tym martwić. Dla rozluźnienia atmosfery pogrążyli się w eliksirach.
Rabastian nie mógł się pogodzić z postępowaniem pewnych osób. Od paru dni obmyślał plan. Najbardziej zdenerwowała go Parkinson. Zero przeprosin i dalsze wywyższanie się. Nie mógł pozwolić, aby Czarnej Panience coś się stało. Ślizgonka była niebezpieczna i mogła dalej dręczyć Alice. Odetchnął. Już dziś dokona się sprawiedliwość.
Dziewczyna szła sama korytarzem i sączyła poncz. Zadziwiające, że jej skrzaty domowe nie potrafią zrobić takich smaczności... Zaciągnęła się po raz kolejny słodkim napojem, kiedy poczuła uścisk na ramieniu. Spokojnie odwróciła się, ale nie zobaczyła przyjaźnie nastawionego Blase'a.
-W czym mogę pomóc? - zapytała najbardziej uroczo jak tylko potrafiła.
-Bądź pilną uczennicą i ucz się na przyszłość. - wyszeptał z psychopatycznym uśmiechem i wymierzył jej siarczyście w twarz...
_____________
Nareszcie skończyłam. Znów mały kryzys twórczy, mam nadzieję, że za chwilę to minie. Mam mniej więcej rozpisany plan, więc wiem co pisać dalej :)
I jak wam się podoba?
-Wiesz, Severusie? Bo ty jesteś jedynym Śmierciożercą w Hogwarcie... I tak sobie myślę, że Tenebris powinna mieć opiekę... - wymruczał Tom.
-W sumie też tak sądzę... Też by się jej przydało, ażeby się dowiedziała o tym swoim prawdziwym imieniu, bo jak od Dropsa się dowie to będzie gówno... - bełtał Mistrz Eliskirów. - Kurwa, jak ja nienawidzę tych mugolskich helikopterów...
-Helikopterów?
-No kiedyś jak mój stary był zaprawiany to matka zawsze mówiła, że ma helikoptery... Chuj wie co to jest, ale wkurwia.
-No tak. - westchnął Riddle. - Wiesz co? Trzeba by się z nią jutro rozmówić, ale nie mam do tego głowy... Czy byłbyś tak uprzemy?
-Co z Ciebie za ojciec, dzieciaka się boisz, a mordercą jesteś...
-No to kurwa to rozkaz. -burknął.
Profesor uderzył ostentacyjnie czołem w stół. Nie mógł jednak nic na to poradzić i wymamrotał jakieś potwierdzenie. Tom wyszczerzył się jak dziecko i zadowolony odpłynął w krainę snów.
Ranek nie był taki miły, o ile można nazwać to rankiem. O trzynastej godzinie czekała ich nieprzyjemna pobudka. Bellatrix z politowaniem odsłaniała wiecznie zasłonięte zasłony.
-Co ty wyprawiasz diabelska kobieto? - wyjęczał zachrypnięty nauczyciel.
-Budzę was, ot co. Panie, są wieści z Ministerstwa Magii. Knot będzie chciał mieć aurorów w Howarcie, ale dokładne informacje ma Lucjusz. I radzę wam wziąć eliksir na kaca, czeka na was w jadalni.
Pozbierała puste butelki i wyszła z komnat. Mężczyźni podnieśli się i z wielkim bólem podążyli na śniadanie. Tam czekał Lucjusz z wiadomościami, młodzież, co ledwo podniosła się z łóżka oraz córka Czarnego Pana ze swoją obstawą.
-Dzień dobry. - mruknęli wchodząc, na co reszta odpowiedziała z podobnym entuzjazmem.
Od razu wychylili swoje porcje eliksiru, po czym błogo się uśmiechnęli.
-Niezła impreza?- zapytała Alice.
-Coś w tym rodzaju. - odpowiedział jej ojciec. - Za jakąś godzinę porozmawiasz sobie z Severusem, obstawa będzie miała chwilę przerwy.
Kiwnęła głową na znak zgody. Voldemort napił się kawy. Obawiał się, że będzie to kolejny ciężki dzień...
Równo za godzinę profesor Snape i córka Tom'a Riddle'a usiedli w ogrodzie oblanym promieniami słońca. Udało im się znaleźć odrobinę cienia pod dębem. Oparli się o drzewo i milczeli przez chwilę.
-Więc... O czym mamy rozmawiać? - zaczęła niepewnie dziewczyna.
-O tobie. Jak zaginęłaś i takie tam. - odparł. - Uważamy, że jesteś już gotowa na poznanie prawdy.
Wyprostowała się i spoważniała. Chciała dowiedzieć się jak najwięcej, choć nadal miała dużo wątpliwości. Z jednej strony przemawiał strach, a z drugiej silna ciekawość. Wzięła głęboki oddech.
-Możesz zaczynać.
-To nie takie proste... Miałaś niecały rok. W ciągu dnia Czarny Pan spędzał z wami zwyczajny, październikowy dzień, choć w nocy planował zgładzić Potter'a. Mary nie pochwalała jego poczynań, ani planów, choć wolała nie wywoływać kłótni. Czarny Pan był bardzo zaślepiony rządzą zwycięstwa. Często przez to nie spędzał czasu z twoją matką, a później z tobą. Co jakiś czas wybieraliście się na spacer jak zwyczajna rodzina. Wtedy także panowała napięta atmosfera. Mary starała się wpłynąć na decyzję o zgładzeniu dzieciaka. Lord się zdenerwował i powstała awantura. Od tamtej pory siedzieli do pechowej nocy. Lord przepadł, a Ministerstwo zaczęło nagonkę. Tej nocy również zniknęła twoja matka z tobą. Musiała rzucić na Ciebie zaklęcia ochronne i oddać do sierocińca lub podrzucić jakiemuś mugolowi. Za kilka dni znaleziono ją martwą. Ktoś prawdopodobnie wyrównał rachunki z twoim ojcem. Szukaliśmy cię od wielu lat...
-I dopiero teraz się udało? - zapytała smutno.
-Tak. Zaklęcia ochronne były bardzo silne. Dopiero jak Czarny Pan powrócił udało się je przełamać. Choć i tak nie było to proste.
- I co teraz? Traktuje mnie jak oczko w głowie...
-Córeczka tatusia... A tak na poważnie. Jesteś potężnym magiem. W twoich żyłach płynie krew Salazara Slytherina i Roweny Ravenclaw. Twoja moc może mieć decydujący wynik w naszej wojnie.
-To dlatego tak się mną przejmuje...
-Dokładnie. Do Hogwartu również pojedziesz z obstawą. Ja będę pod czujnym okiem Dumbledora. Ale inni... Wkrótce przyjadą odpowiednie osoby.
Przytaknęła. Nie była stuprocentowo pewna do tego pomysłu. Obawiała się. Jednak profesor nie wydawał się tak bardzo tym martwić. Dla rozluźnienia atmosfery pogrążyli się w eliksirach.
Rabastian nie mógł się pogodzić z postępowaniem pewnych osób. Od paru dni obmyślał plan. Najbardziej zdenerwowała go Parkinson. Zero przeprosin i dalsze wywyższanie się. Nie mógł pozwolić, aby Czarnej Panience coś się stało. Ślizgonka była niebezpieczna i mogła dalej dręczyć Alice. Odetchnął. Już dziś dokona się sprawiedliwość.
Dziewczyna szła sama korytarzem i sączyła poncz. Zadziwiające, że jej skrzaty domowe nie potrafią zrobić takich smaczności... Zaciągnęła się po raz kolejny słodkim napojem, kiedy poczuła uścisk na ramieniu. Spokojnie odwróciła się, ale nie zobaczyła przyjaźnie nastawionego Blase'a.
-W czym mogę pomóc? - zapytała najbardziej uroczo jak tylko potrafiła.
-Bądź pilną uczennicą i ucz się na przyszłość. - wyszeptał z psychopatycznym uśmiechem i wymierzył jej siarczyście w twarz...
_____________
Nareszcie skończyłam. Znów mały kryzys twórczy, mam nadzieję, że za chwilę to minie. Mam mniej więcej rozpisany plan, więc wiem co pisać dalej :)
I jak wam się podoba?
Merlinie.. ostatnia scena... padłam :D
OdpowiedzUsuńFajna notka :D Mam nadzieje, że twój kryzys twórczy szybko zniknie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, życzę weny i jeziora czekolady^^
Super :) Nareszcie dowiedziałam się czegoś z przeszłości panny Riddle. Mam nadzieję, że rozwiniesz w dalszej części historię Voldemorta i Mary.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę powrotu weny :)
Nominowałam cię do LBA :D
UsuńSzczegóły na marieriddle-corkavoldemorta.blogspot.com
Twojego bloga znalazłam stosunkowo niedawno ( jakoś przedwczoraj :D ) i strasznie mi się podoba. Opowiadanie super. Charakter bohaterów został zachowany i to mi się potwornie podoba :) Mam nadzieję że twoja wena powróci bo nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Jeśli byś mogła to proszę o powiadamianie mnie o nowych notkach na gg 52806455.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam
Super ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńCzekam na następny.
Weny życzę :)
Jestem na blogu chyba pierwszy raz i bardzo mi się tutaj podoba
OdpowiedzUsuńbędę częściej tutaj zaglądała, oby tak dalej
pozdrawiam i zapraszam do mnie
Czytam tego bloga od niedawna i bardzo mi się podoba. Początek mnie rozwalił i pijany Severus uderzający twarzą w stół. Z drugiej strony nie wyobrażam sobie aby voldemort pozwolił sobie na takie spoufalanie z slugami. Niemniej jednak było to komiczne tak samo jak policzek od Blaisa. Biedna Alice chyba nie jest taka silna psychicznie jak Tom. Podoba mi się że nie zeswatalas jej z Draco (przynajmniej narazie) pozdrawiam,dodaje do linków ;))
OdpowiedzUsuńWww.in-the-sadness.blogspot.com -zapraszam. Też mam tam tam Riddla tylko młodszego ;D