Drzwi otworzyły się z hukiem i do
środka wpadła młoda dziewczyna z burzą rudych włosów. Ubrana
była w białą, utytłaną w czymś ciemnym piżamę. Bez
zastanowienia wskoczyła na proste łóżko, w którym jej
przyjaciółka pogrążona była we śnie. Pod wpływem jej ciężaru
podniosła się gwałtownie z zamiarem okrzyczenia całego świata.
-Chodź, wstawaj! Musimy uciekać! Nie
ociągaj się, chodź! - mówiła spanikowana, ciągnąc siedzącą
za ręce.
Potykając się o własne nogi
wyprowadziła ją na zadymiony korytarz. Wszędzie był ogień,
dzieci i młodzież uciekająca z płaczem lub bliżej nieokreślonymi
odgłosami oraz dziwne postacie, których można było dostrzec tylko
peleryny. Widoczne były także latające czerwone i zielone
promienie, przed którymi trzeba było uskakiwać.
-Tędy! - zawołała rudowłosa i
rzuciła się pędem ku najbliższemu wyjściu.
Zdezorientowana dziewczyna ruszyła za
nią, mijając przy tym ludzi i skacząc przez ofiary zaklęć, i
pożaru. Było bardzo duszno. Zwolniła tępo, aby nieco zaczerpnąć
powietrza i uspokoić oddech. Zaczęła się krztusić przez gęsty
dym, pojawiły się też mroczki przed oczami. Jej przyjaciółka
podbiegła do niej i łapiąc ją za dłoń zaczęła prowadzić ją
w inną drogą.
-Tam jest ich o wiele za dużo, tędy
będzie... - przerwała nagle, by za moment paść z łoskotem na
podłogę.
Nie ruszała się. Jej blade policzki
umorusane popiołem zastygły bez ruchu, jakby udawała, że robi
dziwną minę, a w oczach brakło typowych iskierek. Iskierek, które
świadczyły o jej chęci do życia. Trwoga zalała serce wybudzonej
już niewiasty. Nie żal, nie gniew. Cofnęła się dwa kroki do tyłu
wpadając na kogoś. Skrępowano jej dłonie i przyciśnięto do
ściany. Jej ramie zostało nacięte, a krew zebrana do małego
pojemniczka. Dłuższą chwilę trwałą w tak bolesnej pozycji
błagając w duchu Merlina o promyk nadziei. Pokasływała coraz
częściej i było jej bardzo słabo. Chciała stąd uciec jak
najdalej, jednak była pewna, że to niewykonalne. Gdy już chciała
osunąć się na kolana jej uwagę zwrócił znajomy głos.
-Znalazłem ją. - rozległo się po
całym budynku.
Był to... „Niemożliwe” -
pomyślała przestraszona. Uścisk zmalał i mogła się obrócić.
Widok akurat tej osoby był dla niej ogromnym szokiem i zaskoczeniem.
Nie miała zielonego pojęcia, dlaczego akurat on tu był i jej
szukał z tymi … potworami. Obok nich pojawiały się kolejni
ludzie w czarnych szatach, z srebrnymi maskami w pogotowiu.
Szczerzyli się paskudnie spoglądając na nią. Przeszły ją
ciarki. Nie chciała tu być ani chwili dłużej. Doznała olśnienia.
Pomiędzy grupą morderców była luka, a co za tym idzie możliwość
ucieczki. Szybko uderzyła mężczyznę, trzymającego ją za ramię,
w brzuch i rzuciła się przed siebie. Wyrwała się z kręgu i
pobiegła ku najbliższemu wyjściu. W oddali słyszała syreny
straży pożarnej, karetki i policji. Uśmiechnęła się w duchu,
jednak jej szczęście nie trwało długo. Jej nogi odmawiały
posłuszeństwa, a kaszel był bardzo uciążliwy. Oparła się o
ścianę, gdy zakręciło się jej w głowie. Nie wychwytywała już
żadnych głosów. Po chwili nastała niepokojąca ciemność.