Noc oraz kolejny dzień były bardzo ciężkie. Wokół niej kręcili
się sami najgroźniejsi Śmierciożercy. Nie mogła spać czując na
sobie czujny wzrok morderców, a o poranku przywitała ją okrutna
kobieta wraz z mężem. Nie potrafiła przy nich dużo zjeść, ani
swobodnie się poruszać. Każdy szelest zwracał ich uwagę i
stawała się punktem obserwacji przez następne dziesięć minut.
Nie ufała informacji, że nic jej nie grozi. Całą dobę spędziła
w strachu i niepewności, a następna zapowiadała się tak samo,
choć udało się jej przespać te kilka godzin w nieświadomości,
że czeka ją mała niespodzianka...
O godzinie siódmej znów ujrzała twarz niejakiego Evana Avery'ego.
Była ona nieco kwadratowa, przez co wyglądała bardzo groźnie.
Posiadał kilkudniowy zarost. Nos miał dość spory, a usta były
lekko wąskie. Orzechowe oczy przenikały duszę człowieka na wylot
i czaiło się w nich szaleństwo. Dodatkowo jego wzrost (ponad dwa
metry!) sprawiał, że strach przed nim był jeszcze większy.
-Dzień
dobry. - rzucił lekko i odgarnął z buzi długie, brązowe włosy.
-Dzień
dobry. - odpowiedziała niepewnie chcąc wstać.
Uśmiechnął się lekko i pomógł jej się podnieść. Wyciągnął
coś z kieszeni i powiększył do normalnych rozmiarów.
-Proszę.
- powiedział podając jej rzeczy – Umyj się i wskocz w nie. Za
pół godziny przyjdzie Rabastian z Twoim śniadaniem, a później
dowiesz się co dalej.
Zaskoczona kiwnęła głową i ruszyła do łazienki. Wanna była tu
ogromna ze złotymi ozdobnikami. Pod oknem z pięknym witrażem,
przedstawiającym syrenę z srebrzystym ogonem, znajdowała się
umywalka, pufa oraz ogromne lustro wysadzane dookoła najdroższymi
kamieniami. Podeszła do niego i przyjrzała się sobie.
Miała duży nos i małe usta, pod którymi zrobiła sobie kolczyk.
Oczy w nieokreślonym kolorze były jej największym atutem tak samo
jak jej ciemnobrązowe włosy. Sięgały jej do biustu i kręciły
się na dole. Zdjęła ubrania. Była wysoka i dość szczupła,
choć na brzuchu odkładał się tłuszczyk. Pośladki miały ładny
kształt lecz miała na nim lekki cellulit. Na klatce piersiowej
miała bliznę po oparzeniu herbatą, a po prawej stronie pod pępkiem
bliznę od mugolskiej operacji. Po ranach sprzed kilku dni nie było
śladu.
Po chwili sterczenia przed lustrem postanowiła wskoczyć do wanny.
Zdecydowała się na płyn kokosowo-czekoladowy i po chwili całe
pomieszczenie ogarnęła cudowna woń. Rozkoszowała się gorącą
wodą w międzyczasie szorując się dokładnie i myjąc włosy. Po
pewnym czasie opłukała się i wytarła mięciutkim ręcznikiem.
Osuszyła włosy i nałożyła balsam. Założyła bieliznę i
zaczęła szczotkować zęby miętową pastą. Umyła jeszcze buzię,
nałożyła krem i wykonała delikatny makijaż kosmetykami, które
znalazły się wśród podarowanych rzeczy. Dostała również
rozmaite ubrania. Wybrała spódniczkę wycinaną z koła w kolorze
zimnego fioletu i do tego białą bluzkę na krótki rękaw z czarnym
nadrukiem „I hate you”. Założyła również trampki w panterkę,
brązową bransoletkę i już była gotowa do wyjścia.
Śniadanie czekało na nią dobre kilka minut, więc zjadła je w
pośpiechu.
-Cudownie!
- zawołał Rabastian – Mamy dziś dla ciebie małą niespodziankę.
-Trzeba
ci urozmaicić nieco dzień, więc...
-Idziemy
zaraz na spacer po ogrodzie. Z relacji Narcyzy wiemy, że bardzo ci
się podobał. Spędzimy tam czas do jakiejś piętnastej. Chodźmy!
Podeszli do drzwi i otworzyli je przed dziewczyną. Alice wyszła
niepewnie z pokoju i zaczekała na mężczyzn na korytarzu. Uwinęli
się szybko i sprowadzili ją do salonu na dole.
Było to bardzo duże pomieszczenie. Ściany były w beżowym
odcieniu i wisiało na nich kilka zdjęć i portretów. Podłoga i
meble były ciemne, a sofa i cztery fotele miały ciemnozielone
obicia. Na stoliku do kawy, który znajdował się pomiędzy
siedziskami, stały świeczki. Był tu też spory regał z książkami
oraz duży barek z alkoholem.Były
też ogromne odsuwane drzwi ze szkła, które zasłaniały delikatne
białe zasłony. Były otwarte i przyjemny chłodny wiatr powitał
ich twarze.
Znaleźli się na dużym tarasie. Oczom Alice ukazał się widok
jeszcze piękniejszy niż z okna. Tuż przed barierkami kwitła
maciejka. Otulała ona przyjemnym zapachem nos każdego człowieka,
nawet tego najbardziej skamieniałego. Były także małe schodki,
które prowadziły na kamienną ścieżkę lawirującą pomiędzy
kompozycjami krzewów kwitnących, kwiatów i traw... Od czasu do
czasu postawione zostały starodawne latarnie. Schody prowadziły
także do drogi wiodącej do dużego basenu ze zjeżdżalnią i
trampoliną. Stało tam dużo leżaków i stoliczków, na których
znajdowały się lampiony.
Zadumę nad tym miejscem przerwało chrząknięcie. W ich stronę
szedł dość wysoki mężczyzna o długich blond włosach i szarych
oczach, w których skryty był chłód. Miał na sobie szaty od
najdroższych projektantów oraz czarną laskę oraz
czarną laskę ze srebrnym wężem. Patrzył na nich drwiąco, a
zarazem pytająco.
-Witam
szanownych panów oraz... młodą pannę... -rzekł – Cóż tu
robicie o tak wczesnej porze?
-O
to samo możemy zapytać ciebie, Lucjuszu. - mruknął Rabastian. -
My dostaliśmy rozkaz, aby oprowadzić T... Alice po posiadłości.
-To
wyśmienicie, mam nadzieję, że panience się spodoba pobyt tutaj...
Wracam od.. szefa. Będziemy musieli porozmawiać chwilę. Avery,
mogę ciebie porwać? Za chwilę dołączysz do Rabastiana...
Mężczyzna niechętnie przytaknął, ale ruszył do salonu wraz z
oziębłym Lucjuszem. Opiekun Alice zaklął szpetnie pod nosem na
gospodarza, ale poprowadził dziewczynę na ścieżkę. Szli wolno,
rozkoszując się zapachami i rześkim powietrzem. Po chwili dobiegł
Evan.
-Niestety
możemy pozwolić sobie jedynie na godzinę spaceru. - oznajmił
zasapany. - Zmieniły się plany. Ale nie martw się, jeszcze nie raz
przejdziesz się po tym ogrodzie!
Brązowowłosy mężczyzna wyglądał na bardzo spiętego. Z nerwowym uśmiechem wskazał jej kierunek wędrówki i ruszył na nią.
Spacer minął jej na intensywnym rozmyślaniu. Co mogło wpłynąć na to, że za chwilę muszą wracać? Znów zaczęła się denerwować i strzykać palcami.
Po godzinie wrócili do komnaty Alice. Czekały tam na nich Bellatrix i Narcyza. Obie były bardzo poważne. Przywitały się z dziewczyną, a mężczyzn wygoniły.
-Stań tutaj. Musimy wybrać ci suknię. -mruknęła zamyślona pani Malfoy. - Może ta ciemnozielona, Bello?
Przyłożyły do niej suknię i popatrzyły przez chwilę. Alice wyglądała w niej okropnie blado. Pokręciły głowami i zabrały się za kolejne suknie. sprawdzały żółto-czarną, brązową, czarną, czerwoną, fioletową i wiele innych, aż w końcu została tylko ciemno-niebieska.
-To chyba jest to, Cyziu. - powiedziała zadowolona Lestrange.
-Tak, na pewno. Alice, ubierz ją.
Dziewczyna sprawnie wykonała polecenie, choć nie była do końca pewna o co im chodzi.
-Dobrze, teraz usiądź. Bella cię uczesze.
Przełknęła ślinkę. To tej kobiety bała się najbardziej ze wszystkich. Niepewnie usiadła na stołku. Trzęsły się jej dłonie i drżały wargi. Starała się uspokoić oddech.
Śmierciożerczyni uśmiechnęła się pod nosem. Doskonale wiedziała o lęku dziewczyny. Delikatnie czesała jej włosy. Zaplotła jej dwa cienkie kłosy tuż przy twarzy i spięła je z tyłu głowy.
-Wyglądasz ślicznie. -powiedziała cicho. -Załóż te buty i chodź za mną.
Alice założyła czarne pantofelki i ruszyła za Bellatrix. Szły przez korytarze ozdobione różnymi obrazami. Po piętnastu minutach dotarły do ogromnych, drewnianych drzwi. Bella zapukała. Odpowiedziało jej ciche "wejść".
-Teraz tam wejdziesz. Powiedz grzecznie "dzień dobry, proszę pana" i czekaj na odpowiedź. Nie krzycz, nie piszcz i nie uciekaj. Nic ci się tam nie stanie.
Otworzyła drzwi i weszła do środka.
___________________________________________________
Na reszcie koniec popraw! Czas rozpocząć dwumiesięczne odmóżdżanie <3
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i że czekacie na kolejne ;)
Brązowowłosy mężczyzna wyglądał na bardzo spiętego. Z nerwowym uśmiechem wskazał jej kierunek wędrówki i ruszył na nią.
Spacer minął jej na intensywnym rozmyślaniu. Co mogło wpłynąć na to, że za chwilę muszą wracać? Znów zaczęła się denerwować i strzykać palcami.
Po godzinie wrócili do komnaty Alice. Czekały tam na nich Bellatrix i Narcyza. Obie były bardzo poważne. Przywitały się z dziewczyną, a mężczyzn wygoniły.
-Stań tutaj. Musimy wybrać ci suknię. -mruknęła zamyślona pani Malfoy. - Może ta ciemnozielona, Bello?
Przyłożyły do niej suknię i popatrzyły przez chwilę. Alice wyglądała w niej okropnie blado. Pokręciły głowami i zabrały się za kolejne suknie. sprawdzały żółto-czarną, brązową, czarną, czerwoną, fioletową i wiele innych, aż w końcu została tylko ciemno-niebieska.
-To chyba jest to, Cyziu. - powiedziała zadowolona Lestrange.
-Tak, na pewno. Alice, ubierz ją.
Dziewczyna sprawnie wykonała polecenie, choć nie była do końca pewna o co im chodzi.
-Dobrze, teraz usiądź. Bella cię uczesze.
Przełknęła ślinkę. To tej kobiety bała się najbardziej ze wszystkich. Niepewnie usiadła na stołku. Trzęsły się jej dłonie i drżały wargi. Starała się uspokoić oddech.
Śmierciożerczyni uśmiechnęła się pod nosem. Doskonale wiedziała o lęku dziewczyny. Delikatnie czesała jej włosy. Zaplotła jej dwa cienkie kłosy tuż przy twarzy i spięła je z tyłu głowy.
-Wyglądasz ślicznie. -powiedziała cicho. -Załóż te buty i chodź za mną.
Alice założyła czarne pantofelki i ruszyła za Bellatrix. Szły przez korytarze ozdobione różnymi obrazami. Po piętnastu minutach dotarły do ogromnych, drewnianych drzwi. Bella zapukała. Odpowiedziało jej ciche "wejść".
-Teraz tam wejdziesz. Powiedz grzecznie "dzień dobry, proszę pana" i czekaj na odpowiedź. Nie krzycz, nie piszcz i nie uciekaj. Nic ci się tam nie stanie.
Otworzyła drzwi i weszła do środka.
___________________________________________________
Na reszcie koniec popraw! Czas rozpocząć dwumiesięczne odmóżdżanie <3
Mam nadzieję, że rozdział się podobał i że czekacie na kolejne ;)